Franciszek przypomniał kapłanom o ich obowiązkach duchowych i duszpasterskich
O konieczności dążenia do świętości i potrzebie modlitwy wstawienniczej za powierzony sobie lud przypomniał Ojciec Święty sprawując Mszę Krzyżma w bazylice watykańskiej z duchownymi diecezji rzymskiej a także innych diecezji świata przebywających dziś w Wiecznym Mieście.
Oto tekst papieskiej homilii w tłumaczeniu na język polski:
Ewangelia św. Łukasza, którą właśnie usłyszeliśmy sprawia, że przeżywamy na nowo emocje tamtej chwili, kiedy Pan czyni swoim proroctwo Izajasza, odczytując je uroczyście pośród swego ludu. Synagoga w Nazarecie była pełna krewnych, sąsiadów, znajomych, przyjaciół ... i osób niezbyt przyjaznych. A oczy wszystkich były w Nim utkwione. Kościół zawsze skupia swe spojrzenie na Jezusie, Namaszczonym, którego Duch Święty posyła, by namaścił lud Boży.
Ewangelie często przedstawiają nam ten obraz Pana pośród tłumów, otoczonego i ściskanego przez ludzi, którzy przynosili Jemu chorych, proszących, by wypędził złe duchy, słuchających Jego nauki i chodzących z Nim. "Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną" (J 10,27).
Pan nigdy nie utracił tego bezpośredniego kontaktu z ludem, zawsze zachowywał łaskę bliskości, z ludem jako całością i z każdą osobą pośród tych tłumów. Widzimy to w jego życiu publicznym i tak było od samego początku: blask Dzieciątka kornie przyciągał pasterzy, królów i starych marzycieli, takich jak Symeon i Anna. Tak też było na krzyżu: Jego Serce przyciąga wszystkich do siebie (por. J 12, 32): Weroniki, Cyrenejczyków, łotrów, setników...
Termin "tłum" nie jest pogardliwy. Być może dla czyjegoś ucha tłum może brzmieć jak anonimowa, niezróżnicowana masa... Ale w Ewangelii widzimy, że kiedy wchodzi w relację z Panem - który staje między nim jak pasterz pośród owczarni - tłumy się przemieniają. W ludzkich umysłach budzi się pragnienie podążania za Jezusem, rodzi się podziw, kształtuje się rozeznanie.
Chciałbym wraz z wami zastanowić się nad tymi trzema łaskami, które cechują relacje między Jezusem a tłumami.
Łaska podążania za Jezusem
Św. Łukasz mówi, że tłumy "szukały Go" (Łk 4, 42) i "szły z Nim" (Łk 14, 25), "napierały na Niego", "otaczały Go" (por. Łk 8, 42-45) i "zbierały się, aby Go słuchać"(Łk 5, 15). To podążanie ludzi wykracza poza jakiekolwiek rachuby, jest podążaniem bez stawiania warunków, pełnym uczucia. Kontrastuje z małostkowością uczniów, których stosunek do ludu graniczy z okrucieństwem, gdy sugerują Panu, aby ich odprawił, żeby poszukali sobie czegoś do jedzenia. Tutaj - jak sądzę - rozpoczął się klerykalizm: w tym dążeniu do zapewnienia sobie pożywienia i wygody, nie dbając o ludzi. Pan miażdżąco skrytykował tę pokusę. Odpowiedź Jezusa brzmiała: "Wy dajcie im jeść!" (Mk 6, 37), "Zajmijcie się ludem!".
Łaska podziwu
Drugą łaską, jaką otrzymuje tłum idąc za Jezusem jest podziw pełen radości. Ludzie byli zadziwieni Jezusem (por. Łk 11,14), Jego cudami, ale przede wszystkim Jego Osobą. Ludzie bardzo lubili pozdrawiać Go na ulicy, przyjmować Jego błogosławieństwo i błogosławić Go, jak ta kobieta, która błogosławiła Jego matkę w tłumie. A Pan ze swej strony podziwiał wiarę ludu, cieszył się nią i nigdy tracił okazji, aby zwrócić na nią uwagę.
Łaska rozeznania
Trzecia łaska, jaką otrzymują lud, to rozeznanie. "Tłumy dowiedziały się [gdzie poszedł Jezus] i poszły za Nim" (Łk 9, 11). "Tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę" (Mt 7, 28-29; por. Łk 5, 26). Chrystus, Słowo Boże przychodzące w ciele wzbudza w ludziach ten charyzmat rozeznania. Z pewnością nie jest to rozeznanie specjalistów w sprawach spornych. Kiedy faryzeusze i uczeni w Prawie dyskutowali z Nim, ludzie rozpoznawali władzę Jezusa: moc Jego nauczania, zdolnego, by wkroczyć do serc i fakt, że złe duchy były mu posłuszne; a który ponadto przez chwilę sprawił, że zabrakło słów tym, którzy prowadzili podstępny dialog: ludzie się z tego cieszyli.
Dokonajmy pewnego pogłębienia tej ewangelicznej wizji tłumu. Łukasz wskazuje cztery wielkie grupy, będące uprzywilejowanymi adresatami namaszczenia Pana: ubogich, jeńców, ślepych, uciskanych. Mówi o nich ogólnie, ale potem z radością widzimy, że na przestrzeni życia Pana ci namaszczeni otrzymają swoje własne oblicze i imię. Tak jak namaszczenie olejem dokonuje się w jednej części ciała, a jego dobroczynne działanie rozszerza się na całe ciało, tak też i Pan, podejmując proroctwo Izajasza, wymienia kilka "tłumów", do których posyła go Duch, postępując zgodnie z dynamiką tego, co możemy nazwać "uprzywilejowaniem włączającym": łaska i charyzmat udzielany danej osobie lub grupie w szczególności, jak wszystkie działania Ducha, służy dobru wszystkich.
Ubodzy (ptochoi) to ci, którzy są pochyleni, jak żebracy, schylający się, by prosić. Ale ubogą jest także wdowa (ptochè), która swoim palcami namaszcza dwie monety stanowiące wszystko, co miała tego dnia na życie. Namaszczenie tej wdowy, by dać jałmużnę pozostaje niezauważone dla oczu wszystkich, z wyjątkiem Jezusa, który życzliwie patrzy na jej małość. Dzięki niej Pan może w pełni ukończyć swoją misję głoszenia Ewangelii ubogim. Paradoksalnie, dobrej nowiny, głoszącej, że są tacy ludzie słuchają uczniowie. Ona, kobieta hojna, nie zdawała sobie nawet sprawy z faktu, że "pojawiła się w Ewangelii" (czyli, że jej czyn zostanie wspomniany w Ewangelii): radosna wieść, że jej działania "mają znaczenie" w królestwie Bożym i liczą się bardziej niż wszystkie bogactwa świata, przeżywa ona w swoim wnętrzu, jak wielu świętych "z sąsiedztwa".
Niewidomych reprezentuje jedna z najbardziej sympatycznych twarzy Ewangelii: Bartymeusz (Łk 18, 41), ślepy żebrak, który odzyskał wzrok i od tej chwili miał oczy tylko po to, aby iść drogą za Jezusem. Namaszczenie spojrzenia! Nasze spojrzenie, któremu oczy Jezusa mogą przywrócić blask, jaki może dać tylko bezinteresowna miłość, ten blask, który jest nam codziennie kradziony przez obrazy interesowne czy banalne, jakimi zalewa nas świat.
By wspomnieć o uciśnionych (tethrausmenous), Łukasz używa wyrażenia, które zawiera słowo "trauma". Wystarcza to, by przywołać, być może ulubioną przypowieść Łukasza o Miłosiernym Samarytaninie namaszczającego olejem i opatrującego rany (traumata: Łk 10,34) człowieka, który został śmiertelnie pobity i leżał na skraju drogi. Namaszczenie zranionego ciała Chrystusa! W tym namaszczeniu jest lekarstwo na wszystkie urazy, które usuwają osoby, rodziny i całe narody na margines, jako wykluczone i zbędne, na poboczu dziejów.
Więźniowie to jeńcy wojenni (aichmalotos), którzy byli prowadzeni na grocie włóczni (aichmé). Jezus użyje tego wyrażenia odnosząc się do uwięzienia i wygnania z Jerozolimy, swego umiłowanego miasta (Łk 21,24). Dziś miasta popadają w niewolę nie tyle na grocie włóczni, ile środkami bardziej subtelnymi kolonizacji ideologicznej. Jedynie namaszczenie naszej kultury, ukształtowanej przez pracę i sztukę naszych przodków, może uwolnić nasze miasta od tych nowych form niewolnictwa.
Przechodząc do nas, drodzy bracia kapłani, nie wolno nam zapominać, że naszymi ewangelicznymi wzorcami jest ten "lud", ten tłum z owymi konkretnymi twarzami, który namaszczenie Pana podnosi i ożywia. Są to ci, którzy dopełniają i urealniają namaszczenie Ducha w nas, którzy zostaliśmy namaszczeni, aby namaszczać. Zostaliśmy wzięci spośród nich i bez obaw możemy utożsamiać się z tymi prostymi ludźmi. Każdy z nas ma swoją historię. Trochę pamięci wyjdzie nam na korzyść. Są obrazem naszej duszy i obrazem Kościoła. Każdy uosabia wyjątkowe serce naszego ludu.
My, kapłani, jesteśmy ubogim i chcielibyśmy mieć serce ubogiej wdowy, gdy dajemy jałmużnę i dotykamy ręki żebraka, gdy patrzymy w jego oczy. My, kapłani, jesteśmy Bartymeuszem i każdego ranka wstajemy, aby się modlić, prosząc: "Panie, żebym przejrzał". My, kapłani jesteśmy w jakimś punkcie naszego grzechu rannym pobitym na śmierć przez łotrów. I chcemy być jako pierwsi we współczujących rękach Dobrego Samarytanina, abyśmy następnie mogli za pomocą naszych rąk okazać współczucie innym.
Przyznam wam, że kiedy bierzmuję i udzielam święceń, lubię szeroko rozlać krzyżmo na czole i na rękach namaszczonych. Dobrze namaszczając doświadczamy, że tam odnawia się nasze namaszczenie. Chcę przez to powiedzieć: nie jesteśmy szafarzami oleju w butelce. Jesteśmy namaszczeni, by namaszczać. Namaszczamy dając siebie, rozdając nasze powołanie i nasze serce. Namaszczając jesteśmy ponownie namaszczeni wiarą i miłością naszego ludu. Namaszczamy brudząc nasze ręce, dotykając ran, grzechów, niedostatków ludzi; namaszczamy zyskując zapach naszych rąk, gdy dotykamy ich wiary, nadziei, wierności, hojności bez zastrzeżeń w ich ofiarności, coś co wielu wykształconych nazywa przesądem.
Ten, kto uczy się namaszczać i błogosławić, leczy się z małostkowości, wykorzystywania i okrucieństwa.
Módlmy się bracia najmilsi, aby Ojciec stawiając nas wraz z Jezusem pośród naszego ludu - to najpiękniejsze miejsce - odnowił w naszych sercach Ducha świętości i sprawił, abyśmy zjednoczeni wypraszali Jego miłosierdzie dla powierzonego nam ludu i dla całego świata. W ten sposób tłumy narodów zjednoczone w Chrystusie mogą stać się jedynym wiernym ludem Bożym, który osiągnie pełnię w królestwie Bożym (por. Modlitwa święceń prezbiterów).
Skomentuj artykuł