Niebezpieczna "kąpiel w tłumie" Franciszka
Sytuacja, jaka się wytworzyła 22 lipca na ulicach Rio de Janeiro, gdy samochód wiozący papieża Franciszka z lotniska został zatrzymany przez tłum wiwatujących ludzi, zaparła dech wielu telewidzom.
Nie jest to pierwszy przypadek, gdy papieże w czasie wizyt zagranicznych nagle znajdą się w niebezpieczeństwie - przypomina niemiecka agencja katolicka KNA.
Oficjalnie Watykan informuje o entuzjastycznym przyjęciu papieża Franciszka, o wiwatujących na jego cześć tłumach. Z drugiej strony władze różnych szczebli odpowiedzialne za bezpieczeństwo wzajemnie się obwiniają.
Za powstały chaos wokół papieskiego konwoju policja Rio de Janeiro wini władze stanowe.
Zdjęcia z helikoptera pokazały, jak wiozący papieża mały Fiat Idea, eskortowany przez dwa auta policyjne i kilka motocykli stara się przecisnąć pasem, przy którym parkują autobusy. Wzdłuż całej trasy nie było barierek, a wokół nie widać było ani policjantów, ani wojska. Łagodni porządkowi zostali zdominowani przez ludzi, którzy przyszli powitać papieża. Otoczyli oni papieskie auto wyciągając ręce na powitanie papieża Franciszka. Sześciu żandarmów watykańskich i dwóch gwardzistów usiłowało na własną rękę chronić papieża, bo wokół nie było żadnego ich brazylijskiego kolegi. Dopiero po dłuższej chwili zawróciła eskorta motocykli otaczając auto z papieżem.
Tymczasem w Watykanie pracownicy i obserwatorzy zastanawiają się, jak mogło dojść do tego, że papież Franciszek podczas swojej pierwszej podróży zagranicznej mógł znaleźć się w tak trudnej sytuacji: czy pomylił się kierowca, czy pojechał inną drogą, niż planowana, czy też ktoś go źle pokierował. Bo przecież, choć papież Franciszek ceni sobie "kąpiel w tłumie" i szuka ku temu okazji, to sytuacja w Rio na pół godziny wymknęła się spod kontroli.
To nie pierwszy raz, kiedy papież podczas podróży zagranicznej wpada w trudną sytuację - przypomina KNA. Zwraca uwagę, że już podczas pierwszej wielkiej podroży w czasach współczesnych, podczas wizyty na Starym Mieście w Jerozolimie w 1964 roku papież Paweł VI został "porwany" przez witające go tłumy. Na kilka minut został przerwany chroniący papieża kordon policji jordańskiej. Chroniony tylko przez kilku policjantów Paweł VI był niemal niesiony przez tłumy przez Via Dolorosa zanim - "blady jak ściana" - dotarł na Mszę św. do bazyliki Grobu Pańskiego.
W niebezpiecznej sytuacji znalazł się również Jan Paweł II podczas swojej pierwszej podróży zagranicznej do Meksyku w 1979 roku. Wtedy wiozące papieża auto wjechało w niewłaściwą ulicę i nagle znalazło się bez eskorty. W 17 lat później, podczas "Mszy świętej wszechczasów (z udziałem czterech milionów osób) w Manili na Filipinach, papieski helikopter nie mógł lądować w miejscu, gdzie Jan Paweł II miał sprawować liturgię, bo nieoczekiwane masy ludzi wypełniły również lądowisko.
Z przerażeniem też wspominali dziennikarze wizytę Jana Pawła II w Nigerii w 1998 roku, gdy w Onitsha na południu kraju zgromadzony tłum napadł na autobus wiozący przedstawicieli mediów towarzyszących papieżowi. Sytuacja była na tyle trudna, że policja wojskowa musiała użyć pałek, by rozgonić napierających ludzi.
Po incydencie 22 lipca w Rio de Janeiro obserwatorzy zastanawiają się, czy do tego, że papież miał za małą ochronę, nie przyczyniła się przypadkiem aktualna sytuacja w Brazylii i masowe protesty domagające się lepszej polityki społecznej. O tym, że Franciszek kocha tłum, wiadomo od początku jego pontyfikatu. Wiadomo też, że ochrona dla papieża jest niekiedy nadmierna, bo dochodzi do sytuacji, w których np. Jan Paweł II i Benedykt XVI jechali pustymi ulicami, jak na przykład podczas wizyt w Berlinie, a osoby towarzyszące papieżowi były zawiedzione, że na ulicach nie ma ludzi.
Skomentuj artykuł