Nowa batalia o orientację seksualną
Manipulacja w imieniu religii nie przestaje być manipulacją. Nawet jeśli Kościół katolicki w swoim nauczaniu na temat homoseksualizmu nie posługuje się terminem "orientacja seksualna", nie znaczy to, że jej nie ma, albo, że w nauce nie ma w tej sprawie zgodności.
Znany dominikański kaznodzieja o. Adam Szustak nie unika trudnych tematów, zarówno wtedy gdy mówi o sobie, jak i wtedy gdy mówi o innych. Nie dziwi mnie więc, że na jego "internetowej ambonie" pojawiła się kwestia homoseksualizmu i duszpasterskiej troski o takie osoby wewnątrz Kościoła. Sam tłumaczy swoją motywację, która jak wierzę, wynika z realnej troski o katolików, którzy nie mogą sobie poradzić z homoseksualizmem. Nie będąc jednak ani akademickim teologiem, ani naukowcem czy psychoterapeutą w swojej argumentacji miesza ze sobą wszystkie te perspektywy w taki sposób, żeby dojść do wniosku, który założył od samego początku: homoseksualizmem jest to i tylko to, co mówi na jego temat Biblia.
Na poparcie swojego teologicznego stanowiska szuka także potwierdzenia w naukach behawioralnych, które jego zdaniem uzasadniają stanowisko Magisterium Kościoła w sprawie oceny genezy i przejawów homoseksualizmu. Polemizuje z nim w tej kwestii dr. hab. Grzegorz Iniewicz z Zakładu Psychologii Klinicznej UJ. Na tym się jednak nie kończy. "Gość Niedzielny" ustami Jacka Januszewskiego z Fundacji Życie i Rodzina zarzuca krakowskiemu psychologowi i psychoterapeucie niemerytoryczny atak na dominikanina, a "Tygodnikowi Powszechnemu" stawia zarzut o manipulację, mającą na celu zdyskredytowanie o. Szustaka, który głosi poglądy nie tylko zgodne z nauczaniem Kościoła, ale także "powszechną wiedzą naukową".
Ironia polega na tym, że Januszewski sam nie wie, jaka jest powszechna wiedza naukowa, albo - w duchu o. Szustaka - za wiedzę naukową uważa tylko to, co zgodne jest z jego osobistymi przekonaniami. Po pierwsze, w psychologii obowiązuje zasada, że nie powinno się nigdy wyciągać dalekosiężnych wniosków na podstawie jednego badania. Po drugie, nawet jeśli badanie zostało właściwie przeprowadzone i nie ma wątpliwości co do konstrukcji eksperymentu, to pozostaje jeszcze kwestia ustalenia tego, co właściwie znaczą jego wyniki. Po trzecie, należy odróżnić publikację naukową (która musi przejść przez proces recenzji) od publikacji zawierającej wypowiedzi naukowców, bądź przywołującej ich badania w sposób publicystyczny.
Otóż kilka miesięcy temu, (we wrześniu 2016 r.) na łamach recenzowanego czasopisma, Psychological Science in the Public Interest zespół naukowców pod kierunkiem Michaela Baileya z Northwestern University, opublikował wyniki szeroko zakrojonej metaanalizy, a więc zbioru technik służących łączeniu wyników licznych badań i poddaniu ich analizie statystycznej w postaci pojedynczego zbioru danych, których przedmiotem była orientacja seksualna ("Orientacja Seksualna, Kontrowersje, i Nauka").
Warto zaznaczyć, że Bailey nie jest naukowcem "poprawnym politycznie" i potrafi głosić poglądy budzące sprzeciw także w jego środowisku. Chociaż na orientację seksualną wpływają różne czynniki biologiczne i nie są one jedynymi determinantami orientacji seksualnej, to jednak z metaanalizy danych wynika, że "istnieje znacznie więcej danych empirycznych, przemawiających za niespołecznym niż społecznym podłożem orientacji seksualnej". Poza tym, "dane naukowe nie wspierają tezy, że orientacja seksualna może być wyuczonym zachowaniem za pomocą społecznych oddziaływań. Jeśli niemowlęta płci męskiej zostaną chirurgicznie i społecznie przemienione w dziewczynki, to ich orientacja seksualna się nie zmieni (to znaczy, odczuwają pociąg seksualny do kobiet). (…) Natomiast argumenty empiryczne przytaczane na poparcie szeroko propagowanej hipotezy o społecznym uwarunkowaniu homoseksualizmu - miałby on być konsekwencją homoseksualnego uwiedzenia przez dorosłego, zaburzonych relacji w obrębie rodziny, bądź wpływu homoseksualnych rodziców - są na ogół efektami słabymi i podlegającymi licznym czynnikom zakłócającym". Dodają: "Nie ma przekonywujących danych za tym, aby utrzymywać, że wraz ze społeczną tolerancją homoseksualizmu wzrasta liczba osób homoseksualnych".
Tyle, jeśli chodzi o powszechną wiedzę naukową, a nie powszechne stereotypy na temat wiedzy naukowej dotyczącej m.in. homoseksualizmu. Jeśli o. Szustak albo Jacek Januszewski chcą polemizować z tymi badaniami muszą swoje preferencje światopoglądowe zostawić na boku. Brak rzetelności intelektualnej widoczny u Januszewskiego rzuca się w oczy jeszcze bardziej niż u krakowskiego dominikanina - bo wprzęgnięty jest w mechanizmy oskarżania osób i instytucji, a nie dociekanie prawdy. Nie można bronić prawdy usprawiedliwiając ignorancję naukową pobudkami religijnymi. W imię prawdy nauczmy się szanować kompetencje, kiedy wypowiadamy się na tematy w dziedzinach nauki, z którymi nie mamy nic do czynienia albo ich nie rozumiemy.
Manipulacja w imieniu religii nie przestaje być manipulacją. Nawet jeśli Kościół katolicki w swoim nauczaniu na temat homoseksualizmu nie posługuje się terminem "orientacja seksualna", nie znaczy to, że jej nie ma, albo, że w nauce nie ma w tej sprawie zgodności. W naukach behawioralnych definiuje się orientację seksualną jako "trwały schemat emocjonalnego, uczuciowego i/lub seksualnego pociągu do mężczyzn, kobiet lub obojga płci" i jest to pojęcie znacznie mniej niejednoznaczne niż takie cechy osobowościowe, jak "poczucie własnej wartości" czy "serdeczność", wykorzystywane np. w badaniach psychologicznych - których się nie kwestionuje w dyskursie publicznym, bo nie niosą ze sobą ani religijnych, ani politycznych podtekstów. O orientacji seksualnej, w tym i homoseksualizmie, wiemy znacznie więcej, niż twierdzą rzecznicy literalnej interpretacji Biblii.
Jacek Prusak SJ - adiunkt w Katedrze Psychologii Religii i Duchowości Instytutu Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie
Skomentuj artykuł