Bolesna pobudka
W kazaniu wygłoszonym w Wielki Czwartek w tarnowskiej katedrze, biskup Andrzej Jeż przywołał fałszywą wypowiedź zawartą w antysemickim tekście. Jakie z tego dobro?
Artykuł nosi tytuł "Musimy się rozstać", ale mógłby brzmieć "Musimy się ich pozbyć". Nie trzeba długo czekać, już kilka lat później pragnienie autora się spełni - Żydów w Polsce niemal nie będzie, większość zginie w obozach czy pogromach. Autora, co nie dziwi, anonimowego. Pisze, że nie wypada chrześcijaninowi bić Żydów, lecz zaraz podkreśla, że nie wolno dać usnąć czujności, a Żydom "ustawicznie przypominać, by myśleli o przyszłości, ale już na innym terenie". Żydów po prostu powinno w Polsce nie być - taka jest teza tekstu, który w 1937 roku ukazał się na łamach ilustrowanego tygodnika katolickiego "Nasza Sprawa" wydawanego w Tarnowie. Tekstu cytowanego przez jednego z polskich biskupów w trakcie wielkoczwartkowej homilii.
Sprawę opisała dokładnie na łamach "Tygodnika Powszechnego" Zuzanna Radzik. Na kazaniu wygłoszonym podczas mszy krzyżma w tarnowskiej katedrze, biskup Andrzej Jeż przywołał domniemaną, bo nie prawdziwą, wypowiedź na temat Kościoła katolickiego zawartą w tekście z diecezjalnego pisma sprzed 80 lat. Zdaniem biskupa cytowane słowa nadają się na doskonałą ilustrację dla przedstawienia Kościoła i kapłanów będących znakiem sprzeciwu wobec świata, który pragnie ich prześladować. "Ta wypowiedź została wygłoszona podczas jednego z kongresów pewnej nacji, nie mogę powiedzieć jakiej, bo byłbym tutaj zaraz zaszczuty ze wszystkich stron" - powiedział biskup, kierując porozumiewawcze spojrzenie do zgromadzonych w katedrze słuchaczy, po czym odczytał tekst mający być zapisem wypowiedzi pewnego rabina, wygłoszonej we Lwowie w 1911 roku:
"Naszym naturalnym wrogiem jest Kościół katolicki, dlatego musimy na to przeklęte drzewo wylać ducha niezadowolenia, niewiary, niemoralności i wszelkiego brudu. Musimy wzniecić walkę między różnymi chrześcijańskimi wyznaniami, w pierwszej linii musimy zacząć nieubłaganą walkę na wszystkich odcinkach przeciwko księżom katolickim. Musimy ich obrzucić oszczerstwami i nienawiścią, musimy z ich prywatnego życia robić skandale, aby ich znienawidzić i ośmieszyć w oczach wszystkich. Dalej musimy opanować szkołę, religia chrześcijańska musi stamtąd zniknąć. Musimy usunąć nierozerwalność małżeństwa, a wszędzie wprowadzić śluby cywilne. W końcu musimy wzmocnić naszą prasę, wtedy nasze panowanie będzie umocnione i zapewnione"
Problem z użyciem takiej wypowiedzi dla zobrazowanie obecnej sytuacji Kościoła nie polega wyłącznie na antysemickim charakterze źródła, choć akurat ten powód jest prawdopodobnie najbardziej szokujący. Powodów jest więcej i widać je wyraźnie po przesłuchaniu całej homilii. Zacznijmy od podstawowego zarzutu: cytowany fragment jest replikacją fałszu, bo rzekoma wypowiedź mająca paść w Lwowie, to parafraza paszkwilu "Mowa rabina", używanego przed wojną przez antysemitów dla uprawdziwienia tezy o rzekomym żydowskim planie opanowania świata. Takie teksty produkowały między innymi obce służby wywiadowcze w celu dezinformacji Polaków i podgrzewania nacjonalistycznych nastrojów. Tekst pojawił się w gazecie "Polak-Katolik" i jest kłamstwem, a nie zapisem jakiegokolwiek odczytu. Na żadnym kongresie takie słowa nie padły, tylko je zmyślono, by Żydów obrzydzić. Dzisiaj niektórzy nazwaliby to fake newsem, czyli spreparowaną, zmanipulowaną treścią, mającą służyć zakłamaniu rzeczywistości w określonym celu politycznym czy społecznym. Powtórzenie go z ambony nie uczyni go prawdziwym, podobnie jak przedrukowanie w nomen omen antysemickim tekście z "Naszej Sprawy".
Drugą kwestią jest przywołanie fałszywki jako ilustracji dla tezy o Kościele jako oblężonej twierdzy, którą obce siły zamierzają zniszczyć. "Chrześcijanie są jedynymi, których można mieć w pogardzie, nienawidzić, oczerniać, nie narażając się przy tym na zarzut rasizmu. Dopuszczalne powszechnie jest sprowadzenie Kościoła i katolików do kategorii karykatury, czy godnego pogardy stereotypu, co byłoby niedopuszczalne w odniesieniu do jakiejkolwiek innej grupy wyznaniowej czy etnicznej" - słyszymy. Niestety, ale w obrazie oblężonego Kościoła, któremu zagraża zewnętrzny świat, nie da się zobaczyć ewangelicznego posłania, wyrażanego przez nieco inne metafory, którymi często posługuje się papież Franciszek: szpitala polowego czy budowania mostów, a nie murów. Kościół nie jest od tego, by się przed światem bronić, ale żeby iść w świat i głosić Pana Jezusa, szukać Go we wszystkim. Głosić i czynić dobro. Skupienie się na wrogach, a zwłaszcza zmyślonych, odwraca od właściwej misji wychodzenia ku światu ludzi bez lęku.
Przejdźmy do trzeciego problemu, czyli samej analogii zbudowanej na tekście "Mowy rabina". Weźmy jedno ze zdań o rzekomych planach prześladowania księży: "musimy ich obrzucić oszczerstwami i nienawiścią, musimy z ich prywatnego życia robić skandale, aby ich znienawidzić i ośmieszyć w oczach wszystkich". Domyślne odniesienie do obecnej sytuacji jest bardzo czytelne. To nie czyjś spisek, ale grzechy ludzi Kościoła, którzy zamiast służyć, wykorzystywali wiernych, są tym, co od Kościoła odciąga. Są źródłem zgorszenia; chorobą, która toczy Kościół, a nie wykalkulowaną kampanią oczerniania. Z tych grzechów trzeba się spowiadać tak, by ofiary słyszały słowa przeprosin, bo w przeciwnym wypadku zostawia się pole dla oskarżeń, przez niektórych zwanymi "atakami na Kościół". Przyjmijmy wreszcie trywialną prawdę, że nie każda krytyka jest atakiem. Jest naturalnym i potrzebnym warunkiem czynienia lepszym tego, co złe, ale jeśli nie wychodzi z nas samych - jeśli nie potrafimy uczciwie i szczerze się przyznawać do winy - to inni zrobią to za nas. "Istotnie, w usprawiedliwionej złości ludzi Kościół widzi odzwierciedlenie gniewu Boga, zdradzonego i spoliczkowanego przez te nieuczciwe osoby konsekrowane. Echo cichego krzyku dzieci, które zamiast znaleźć w nich ojcostwo i przewodników duchowych znaleźli oprawców, wstrząśnie sercami znieczulonymi obłudą i władzą. Mamy obowiązek uważnie słuchać tego stłumionego milczącego krzyku" - mówił papież Franciszek na zakończenie watykańskiego szczytu poświęconego wykorzystywaniu seksualnemu, wzywając do słuchania, pomagania i chronienia najbardziej bezbronnych. Tymi ostatnimi nie są molestujący księża, ale ich ofiary.
Po czwarte słowa biskupa idą w kompletnej kontrze do stanowiska Kościoła wobec Żydów po wojnie, które jest owocem ogromu prac wykonanych zarówno Soboru Watykańskiego II, jak również dzięki powojennym pontyfikatom. Nie da się tutaj pominąć wyjątkowego punktu zbliżenia chrześcijan i starszych braci w wierze dzięki Janowi Pawłowi II, którego doświadczenie życia z Żydami jako sąsiadami, przełożyło się na całe papiestwo, a przez nauczanie na cały Kościół. Na to, że jako pierwszy papież od niemal samych początków chrześcijaństwa odwiedził synagogę, czy na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. To on mówił o antysemityzmie, będącym czymś nie do pogodzenia z chrześcijaństwem, co dziś konsekwentnie powtarza Franciszek. To Jan Paweł II włożył do Ściany Płaczu, kartkę, na której miały stać takie słowa: "Boże naszych ojców. Ty wybrałeś Abrahama i jego potomstwo, aby objawić swe Imię narodom. Jesteśmy głęboko zasmuceni postępowaniem tych, którzy w ciągu historii spowodowali cierpienia twoich dzieci. Prosząc Cię o przebaczenie, chcemy zobowiązać się do prawdziwego braterstwa z narodem Przymierza". Cierpienia Bożych dzieci powodowali choćby autorzy takich tekstów, jak "Musimy się rozstać" i ich wierni czytelnicy. A żeby jeszcze sproblematyzować obrazek: redaktorem "Naszej Sprawy" w 1937 roku był katolicki ksiądz Józef Paciorek. W 1941 roku wraz z bratem, również księdzem, zostali aresztowany przez Niemców za wydawanie prasy podziemnej. Wziął na siebie całą winę prosząc o uwolnienie brata. Był uwięziony i torturowany, a w 1942 roku zginął w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Nienawiść do Żydów i Polaków przerażająco równała dwie grupy w obliczu okrucieństwa i końca. Jak mogła wpłynąć na księdza Paciorka wojna, obóz, tamte doświadczenia? Możemy tylko się zastanawiać.
Co z tego, że w kazaniu dalej pojawiają się wątki odpowiadania na egzystencjalno-duchowe problemy ludzi nieufnych wobec Kościoła, albo że padają słowa o potrzebie świadectwa ze strony duchownych? Co z tego, że mówi się o oczyszczaniu z grzechów i odnowie duchowej, będących zadaniami dla kapłanów? Słuchacz je gubi, gdy słyszy o powołaniu kapłańskim jako zacieśnianiu wspólnoty między księżmi, a dopiero w dalszej kolejności jako czymś "związanym też z ludźmi, którym służymy". Jest w tym jakieś zaburzenie proporcji.
"Jak interpretować obecność antysemickiego cytatu w wielkoczwartkowym kazaniu? Jako dowód niewiedzy? (…) Naprawdę chcielibyśmy poznać odpowiedź na te pytania" - pisze Zuzanna Radzik. Można tylko dodać: jakie z tego dobro? "Po tej homilii obudziliśmy się ze snu o Kościele bez antysemityzmu" - skomentuje Artur Sporniak w nagranym już po publikacji "tygodnikowym" podcaście. To bardzo bolesna pobudka.
Karol Kleczka - redaktor DEON.pl, doktorant filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt. Prowadzi bloga Notes publiczny
Skomentuj artykuł