Boris Johnson chciał sobie wstrzyknąć koronawirusa na wizji
Premier Wielkiej Brytanii, Boris Johnson od początku pandemii uważał, że choroba COVID-19 jest "wyolbrzymioną historią". Miał wyrazić życzenie, aby naczelny lekarz Anglii wstrzyknął mu wirusa SARS-CoV-2 w telewizji, aby udowodnić, iż nie jest on groźny - informuje za byłym doradcą Johnsona PAP.
Rewelacje na temat tego szalonego pomysłu ujawnił Dominic Cummings, były główny doradca premiera Wielkiej Brytanii. Przy okazji ostatniego przesłuchania go przez komisje Izby Gmin w sprawie działań podjętych przez rząd w reakcji na pandemię koronawirusa, powiedział, że we wczesnych miesiącach 2020 r. rząd nie zrobił tyle, ile mógł.
Zapytany o powody nieobecności Johnsona na posiedzeniach rządowego sztabu kryzysowego (COBR) na początku 2020 roku, Cummings miał powiedzieć, że "Premier opisał to (koronawirusa - przyp. red.) jako nową świńską grypę. Z pewnością powiedziałem mu, że to nie było. Spojrzenie z Numeru 10 (znajduje się tam biuro premiera Wielkiej Brytanii - przyp. red.) było takie, że jeśli premier przewodniczy COBR i mówi, że to tylko świńska grypa, to nie pomoże (w uspokojeniu nastroju)".
Później stwierdził, że Boris Johnson życzył sobie, aby Chris Whitty - naczelny lekarz Anglii, wstrzyknął mu na żywo, w telewizji koronawirusa, aby udowodnić, iż nie jest on groźny czy szkodliwy.
Kilka miesięcy po rozmowie Jonsona z naczelnym lekarzem Anglii, dokładnie 7 kwietnia, premier Wielkiej Brytanii trafił na oddział intensywnej terapii, po zakażeniu koronawirusem.
Źródło: PAP/tkb
Skomentuj artykuł