Czy zwierzęta wyczuwają niewidzialną obecność? Czy mogą wyczuć bliskość Boga?
Czy zwierzęta wyczuwają niewidzialną obecność? To pytanie zadał sobie chyba choć raz każdy szczęśliwy posiadacz kota albo psa. Gdy twój kot z wyraźnym napięciem na pyszczku gapi się w róg pokoju, w którym zdecydowanie nic nie ma, zaczynasz się nad tym mocno zastanawiać… A gdy pies po ciemku szczeka na powietrze, różne pytania przychodzą do głowy.
Ludzie ochrzczeni zdają sobie sprawę, że świat nie składa się wyłącznie z rzeczy widzialnych, ale że istnieją w nim również byty niewidzialne – duchy, aniołowie: te dobre i te zbuntowane. Nie dziwi więc pytanie, czy zwierzęta, obdarzone o wiele bardziej wyczulonym instynktem, mogą czuć ich obecność. Najbardziej jednak intrygującym pytaniem jest to, czy zwierzęta wyczuwają Bożą obecność, która dla nas jest czymś nadzwyczajnym, zazwyczaj bowiem nie doświadczamy oddziaływania Bożej osobowości tak silnie, jak czujemy obecność drugiego człowieka. Nawet podczas Przeistoczenia na mszy albo na adoracji przed Najświętszym Sakramentem, zupełnie widzialnym, łatwo nam się rozproszyć i przegapić Bożą obecność zamkniętą w hostii.
Gdzie idzie kot, gdy uda mu się zakraść do kościoła?
Zwierzęta rzadko zjawiają się w kościele; na ogół nie mają wstępu do świątyń, ale ile razy zdarzało mi się widzieć jakiegoś psa (a czasem kota) cichutko wsuwającego się do kościoła, tyle razy obserwowałam to samo zjawisko: zwierzak na ogół zmierzał prosto do prezbiterium. Kiedy na Jamnej wpuściłam kiedyś niechcący do kościoła pewnego sympatycznego psiego mieszkańca, byłam przekonana, że idzie „do swoich” do zakrystii. A on chciał pod ołtarz, do Pana Jezusa.
Kiedy indziej w ramach duchowej regeneracji wyjechałam na dobę do pustego domu rekolekcyjnego. Do towarzystwa dostałam psa gospodarza. Był u siebie, więc zabrałam go do kaplicy – a on, jakby to było oczywiste, ułożył się blisko tabernakulum, z pyskiem zwróconym w stronę Pana Jezusa, i choć przytulał się do mnie, to jednak było czuć, że nie jestem dla niego jedyną osobą w pustej kaplicy. Ta charakterystyczna psia uważność była ewidentnie podzielona między mnie i Jego obecność. Od razu przyszedł mi do głowy policyjny pies ze Stanów.
Pies, który szczekał na tabernakulum
Historia była prosta. Był 8 października 1995 roku, czyli ostatni dzień wizyty Jana Pawła II w Baltimore. Papież podczas wizyty był jak zawsze sobą, to znaczy... zmieniał punkty programu. Miał w tym dniu spotkać się w ogrodach eminarium ze studentami, ale gdy dotarł na miejsce, zapytał, czy może się najpierw pomodlić w seminaryjnej kaplicy. Papieskim życzeniom się nie odmawia, wiec służby bezpieczeństwa ruszyły tę kaplicę i cały budynek sprawdzić pod kątem potencjalnych ukrytych zamachowców. Wraz z ludźmi szły psy szkolone do wykrywania żywej ludzkiej obecności. Gdy ekipa dotarła do kaplicy, psy zaczęły szczekać, nie chciały ruszyć się z kaplicy i na ustalony przy tresurze sposób sygnalizować, że... jakiś człowiek chowa się w maleńkim tabernakulum. Przypadek? Nie sądzę.
Te psy wyczuły, że w środku tabernakulum jest prawdziwa Osoba. I towarzyski pies z „mojego” domu rekolekcyjnego też nie miał wątpliwości. A gdy zaczęłam się nad tym zastanawiać, szybko doszłam do wniosku, że to przecież logiczne. Całe stworzenie wielbi Boga – więc musi być na swój sposób świadome i pewne Jego obecności.
Zwierzęta wyczuwają czasem Bożą obecność lepiej niż ludzie
Bliski mi człowiek, który miał pracownię, a w pracowni zimą i jesienią myszy, opowiadał, że gdy wchodził do kuchni coś zjeść, myszy uciekały, ale gdy przychodził się pomodlić, po dłuższej chwili modlitewnego skupienia myszy ośmielały się, wychodziły ze swoich kryjówek i zaczynały spacerować coraz bliżej, a w końcu właziły na jego buty… Modlitwa – bliskie spotkanie z Bożą obecnością – sprawiały, że myszy na chwile przestawały się bać.
Można powiedzieć, że to drobiazg, przypadek, zbieg okoliczności. Jako teolog myślę, że jednak nie. Pismo Święte mówi wprost: całe stworzenie. Wiatr i słońce, gwiazdy i oceany, ale też wszystkie zwierzęta na swój nieodgadniony dla nas sposób wyczuwają Bożą obecność i są zdolne do uwielbienia. Czy to tylko metafora użyta przez biblijnego, ludzkiego autora, do której nie należy się przywiązywać? Nie sądzę. Przez lata myśleliśmy, że potop jest metaforą, aż nie odkryliśmy jego wyraźnych śladów. Jestem więc zdania, że zwłaszcza te „bazowe” stwierdzenia z Pisma Świętego, dotyczące prawidłowości życia w stworzonym świecie, możemy jak najbardziej brać na poważnie.
Dla Boga zwierzęta są ważne i kochane
Co mówi Biblia o zwierzętach i ich relacji z Bogiem? Przede wszystkim to, że zwierzęta stworzone w szóstym dniu są dla Boga dobre. Cieszy się nimi. I opiekuje się tym, co stworzył: drobne ślady tej dostrzeżonej przez człowieka Bożej opieki nad zwierzętami mamy w psalmach i Ewangeliach. W psalmie 147 czytamy, że Bóg daje pokarm bydłu, karmi też pisklęta kruka i lwiątka, które od niego się domagają obiadu; w psalmie 104, że Bóg kieruje wodę do strumieni, by zwierzęta polne i dzikie osły mogły ugasić pragnienie, że niektóre zakątki przyrody stworzył z myślą o kryjówkach dla zwierząt. A w Ewangeliach o tym, że Bóg troszczy się o zwierzęta, mówi sam Jezus, gdy chce uświadomić swoim słuchaczom, jak bardzo Bóg się o nich troszczy. Czytamy to w 12 rozdziale Łukasza: "Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych". I u Mateusza, w szóstym rozdziale: "Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?". Można powiedzieć: Jezus używa porównania do zwierząt, by podkreślić wartość człowieka - ale nie ma przypadku w tym, że akurat takie przykłady wybiera; ten dobór słów według mnie zdradza odrobinkę Bożego myślenia o zwierzętach, bo porównania nie biorą się znikąd, pochodzą z naszych przekonań i postrzegania świata. „Każde stworzenie ma swoją funkcję i żadne nie jest zbędne. Wszystkie są kochane przez Boga i przez Niego ogarniane miłością, nawet najmniejszy wróbel” - to intuicja papieża Franciszka zanotowana w Laudato si’. Myślę, że to działa w obie strony: zwierzęta wyczuwają, że są ważne i kochane przez Kogoś niewidzialnego i na swój sposób reagują na tę Obecność, bo jest dla nich po prostu częścią życia.
Nasze zwierzęta czują duchową obecność tam, gdzie nam ona umyka
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi tak: "Po stworzeniu Bóg nie pozostawia stworzenia samemu sobie. Nie tylko daje mu byt i istnienie, ale w każdej chwili podtrzymuje je w istnieniu, pozwala mu działać i prowadzi je do jego celu. Uznanie tej pełnej zależności od Stwórcy jest źródłem mądrości i wolności, radości i ufności". I przypomina fragment Biblii: "Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, byłbyś tego nie uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! (Mdr 11, 24-26).
Nie dziwi mnie więc ani pies, który wybiera miejsce przed tabernakulum, ani zwierzęta, które przychodzą do ludzi przesiąkniętych modlitwą - ani to, że one zauważają duchową, niewidzialną obecność tam, gdzie my, ludzie, ją przegapiamy. One mają bardziej wyostrzone zmysły i instynkt. My musimy nad tym pracować... i może nawet się od nich tego uczyć?


Skomentuj artykuł