Dariusz Piórkowski SJ: przyjęcie chrztu niczego jeszcze nie załatwia
Samo przyjęcie chrztu jeszcze niczego nie załatwia. Można go bowiem przyjąć bez wiary, kulturowo, bo, np. żyjemy w takim społeczeństwie, w którym się chrzci i się chodzi do kościoła. To nie jest jeszcze chrześcijaństwo. To pewna kultura, zwyczaj, który można kultywować jak religię w starożytnym Rzymie - pisze Dariusz Piórkowski SJ.
„Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”. Bardzo łatwo można pominąć z pozoru drobny szczegół, że w drugiej części tego zdania nie ma wzmianki o przyjęciu chrztu. Warunkiem tego, aby nie zostać potępionym, jest tylko wiara. Czy można z tego wnioskować, że ten, kto uwierzy, będzie zbawiony? Zdanie nie wydaje się tutaj symetryczne, bo jednak w pierwszej jego części jest mowa o chrzcie jako warunku zbawienia. To zdanie z duszpasterskiego i parafialnego punktu widzenia jest bardzo „niebezpieczne”.
Samo przyjęcie chrztu jeszcze niczego nie załatwia. Można go bowiem przyjąć bez wiary, kulturowo, bo, np. żyjemy w takim społeczeństwie, w którym się chrzci i się chodzi do kościoła. To nie jest jeszcze chrześcijaństwo. To pewna kultura, zwyczaj, który można kultywować jak religię w starożytnym Rzymie. Tam też ludzie spełniali pewne ryty i obowiązki religijne wobec bogów. Ale wcale nie chodziło o to, by wierzyć w bogów. Nie chodziło o przemianę życia, co najwyżej o pewną funkcję stabilizującą porządek w społeczeństwie.
Wyobrażam więc sobie, że z takim nastawieniem i motywacją chrzest pozostaje martwy, chociaż zewnętrznie wszystko gra i jest poprawnie. To właśnie jest aktualny problem Kościoła. Rozpada się na naszych oczach kultura chrześcijańska, christianitas. To, co zewnętrznie motywowało do praktyk religijnych, umiera lub się zmienia, a nie ma często motywacji wewnętrznej, którą właśnie może dać wiara, czyli relacja, a także wewnętrzna transformacja.
Sprawę dodatkowo komplikuje to, że św. Jakub pisze o wierze na podstawie uczynków, to znaczy, wierze, którą można wywnioskować patrząc na czyjeś czyny. Jest ona ukrytą podstawą, źródłem działania człowieka, który niekoniecznie wyznaje tę wiarę słowami. A więc wiara to nie same słowa i deklaracje. Można deklarować, że się wierzy w Boga, w Jego istnienie, ale czyny i postawy tego nie potwierdzają. I wtedy w rzeczywistości to nie jest wiara chrześcijańska.
Jezus też mówi, że na Sądzie Ostatecznym będą ludzie, którzy nigdy o Nim nie słyszeli, nie mieli świadomości, że czyniąc dobro wobec człowieka, czynili je dla Niego. Czynili dobro ze współczucia, choć nie byli ochrzczonymi chrześcijanami. To też zaczyna się coraz częściej pokazywać w społeczeństwie. Mamy wiele ludzi zaangażowanych w pomoc potrzebującym i nie motywuje ich wiara wyrażana publicznie czy przynależność do Kościoła ani chęć osiągnięcia zbawienia. Pomagają, bo tak trzeba, bo to ludzki odruch. I nie można tego pomniejszać nazywając tę postawę humanizmem odrzucającym Boga. To straszne uproszczenie.
Można więc założyć, że będą ludzie, którzy wprawdzie nie przyjęli chrztu, ale de facto wierzyli w Jezusa, bez względu na to, czy to wyznali publicznie czy nie, czy byli tego świadomi czy nie. Sprawa więc nie rozstrzyga się o to, czy przyjmę jakiś rytuał czy nie, ale o to, czy wierzę. Chrzest jest wtedy świadomym przyjęciem daru łaski. Ale tu nie chodzi o wiarę w istnienie Boga. Znakiem tego, czy wierzę, jest jakość życia i relacji z innymi.
Tekst został opublikowany na Facebooku:
Skomentuj artykuł