Droga odwagi. Maryja, która uwierzyła i wyruszyła
Podążając śladami Jezusa, nie sposób ominąć miejsc, w których pojawiają się kobiety – a zwłaszcza Jego Matka. To właśnie tam odsłania się coś z „geniuszu kobiety”, bez którego nie da się zrozumieć historii zbawienia. Dróg Jezusa-człowieka nie pojmiemy do końca, jeśli nie dostrzeżemy ryzyka, jakie podjęła młodziutka dziewczyna z Nazaretu. Jedno jej „tak” zmieniło bieg dziejów świata – podkreśla o. Wiesław Dawidowski OSA.
Spotykamy się z nim w Ain Karem, niewielkiej miejscowości niedaleko Jerozolimy, która według tradycji upamiętnia wydarzenie opisane w Ewangelii św. Łukasza: spotkanie Maryi z jej krewną Elżbietą. To właśnie temu fragmentowi Ewangelii augustianin poświęca jedno z rozważań w wideoblogu „Szukając śladów Jezusa”.
Wyprawa, która była prowokacją
Opis podróży Maryi od początku budzi zdumienie. Jak rozumieć fakt, że młoda dziewczyna, dopiero co zaślubiona Józefowi, wyrusza sama w drogę liczącą ponad 150 kilometrów?
– Samo wydarzenie, zapisane przez św. Łukasza, nosi znamiona prowokacji – mówi bez wahania o. Dawidowski, osadzając opowieść w realiach społecznych i religijnych epoki. – Zaręczona dziewczyna nie mogła samowolnie opuszczać domu, nawet na krótki spacer, a cóż dopiero na daleką wyprawę w góry Judei. Do momentu zamieszkania z mężem jej miejsce było w domu rodzinnym. Każde inne zachowanie stawiało ją w złym świetle i było sprzeczne z żydowskim kodem kulturowym.
Dlaczego więc Łukasz tak to opisuje? – Chce chyba powiedzieć, że Maryja uwierzyła, iż Bóg ufa kobietom, nawet jeśli nie ufa im świat patriarchalny – dodaje zakonnik.
Pierwsza misjonarka Jezusa
„Tak” Maryi wyraźnie kontrastuje z postawą kapłana Zachariasza. Jemu archanioł Gabriel zapowiedział narodziny Jana – proroka, mimo podeszłego wieku i niepłodności Elżbiety. Zachariasz zwątpił i na dziewięć miesięcy stracił mowę.
Św. Łukasz mocno splata ze sobą dzieciństwo Jezusa i Jana Chrzciciela. Ich pierwsze „spotkanie” dokonuje się niemal natychmiast po Zwiastowaniu.
– Ewangelista pisze lakonicznie, że Maryja „z pośpiechem” udała się w góry, do miasta Judy. Nie podaje nazwy ani dokładnej lokalizacji – przypomina o. Dawidowski. – Ain Karem jako miejsce tego wydarzenia wskazano dopiero kilka wieków później. To jednak nie znaczy, że Ewangelia nie mówi prawdy.
Milczenie Zachariasza i głos Maryi mówią więcej, niż się wydaje. – Zachariasz zamilkł, bo nie uwierzył. Maryja, która uwierzyła, zaczęła mówić własnym głosem – głosem przekraczającym bariery kulturowe. Jeśli prawdą w Ewangeliach jest to, co wyłamuje się z ówczesnych schematów, to mamy tu do czynienia z wydarzeniem autentycznym.
Łukasz użyje tego samego sformułowania o „wyruszeniu w drogę”, opisując później decyzję Jezusa o pójściu do Jerozolimy. – Chce pokazać, że ta dziewczyna z Nazaretu ma realny udział w historii odkupienia. Jest nie tylko Nową Arką Przymierza, ale także pierwszą misjonarką Jezusa – podkreśla augustianin.
Maryja nie przychodzi do Elżbiety, by sprawdzić słowa anioła. Przychodzi, by umocnić krewną i podzielić się tym, co sama usłyszała.
Prorok jeszcze w łonie matki
Schodzimy do dolnej kaplicy kościoła w Ain Karem, gdzie tradycja umiejscawia spotkanie obu kobiet. Sklepione przejście prowadzi do starej studni.
– Pobożność ludowa opowiada, że w chwili pozdrowienia Maryi ze skały wytrysnęło źródło wody żywej – mówi o. Dawidowski. – Nie jest to prawda wiary, ale pomaga wyobrazić sobie radość tej chwili.
Elżbieta wyznaje, że na dźwięk pozdrowienia Maryi poruszyło się dzieciątko w jej łonie. – Jan, napełniony Duchem Świętym już od poczęcia, prorokuje jeszcze przed narodzeniem. Uwielbia Mesjasza, którego nie widzi oczami ciała, ale rozpoznaje duszą. Duch Święty w nim potwierdza prawdziwość całej jego przyszłej misji – wyjaśnia zakonnik.
Również Elżbieta zostaje napełniona Duchem Świętym. Jej słowa nie są tylko grzecznościowym pozdrowieniem. – Nazywa Maryję „Matką mojego Pana”. To niezwykle mocne wyznanie wiary. Dziecko w łonie Maryi zostaje nazwane Kyrios – Panem, tytułem zarezerwowanym w Biblii wyłącznie dla Boga.
Magnificat – pieśń zwycięstwa i sprzeciwu
Odpowiedzią Maryi nie jest dialog, lecz hymn. – Maryja śpiewa Magnificat – pieśń chwały Boga Izraela. To hymn Miriam, który wpisuje się w tradycję pieśni wielkich kobiet Biblii: siostry Mojżesza, Debory, Hanny, Judyty, Estery. Jak one, Maryja śpiewa pieśń zwycięstwa – tłumaczy o. Dawidowski.
Bibliści zauważają, że Magnificat jest kompozycją psalmów. Św. Łukasz pokazuje w ten sposób ciągłość Bożego działania – od historii Izraela aż po doświadczenie Maryi.
Szczególne znaczenie mają słowa o strąceniu władców z tronów i wywyższeniu pokornych. – Nie chodzi o osobiste wywyższenie Maryi czy Elżbiety. Pełnia tego paradoksu objawi się na krzyżu, gdzie Jezus – pokorny w sposób absolutny – zostanie wywyższony.
– Ale w tych słowach słychać też głos kobiety, która publicznie sprzeciwia się niesprawiedliwości społecznej. To ostrzeżenie dla tych, którzy ufają bogactwu i przemocy. Bóg nie myśli kategoriami wielkich tego świata. Patrzy na serce – dodaje augustianin.
Nadzieja dla ubogich i zagubionych
Jaką lekcję niesie spotkanie Maryi i Elżbiety?
– Jedna z nich była w ciąży, zanim zamieszkała z mężem. Druga przez lata uchodziła za odrzuconą przez Boga, bo niepłodną. A jednak ich spotkanie jest pełne radości – zauważa o. Dawidowski. – Obie doświadczyły Bożej mocy, która wkroczyła w ich życie w sposób cudowny.
Nie zatrzymują tego doświadczenia dla siebie. Widzą w nim zapowiedź rewolucyjnego Boga, który przychodzi szczególnie do upokorzonych i zagubionych.
– Maryja stała się nadzieją i kotwicą wiary dla milionów biednych kobiet na całym świecie. Jej odpowiedź jest odpowiedzią, która rozciąga się na losy wielu kobiet i mężczyzn. Magnificat przypomina, że Bóg działa konsekwentnie i z planem – od pierwszego wybrania Izraela aż po ostateczne zbawienie. A wszystko zaczyna się od ludzi niepozornych. Choćby tak niepozornych jak młodziutka Miriam z Nazaretu – podsumowuje o. Wiesław Dawidowski w Ain Karem.

Skomentuj artykuł