Każda ta wspaniała rzecz, każdy cud potrzebuje jednego: wejścia na górę. Jezus zabiera uczniów na górę, aby się modlić. Każda wielka rzecz wymaga wysiłku. Zobacz, czy Messi urodził się z takimi zdolnościami do grania w piłkę?
Miesiąc się tu wspinałem. Znowu to samo, znowu te same problemy, te same błędy, te same potknięcia. Czy warto?
Kolejny Post, kolejny, ale chyba dopiero trzeci przy Żywym Bogu w moim życiu. Co z tego, jak znowu widzę, że wpadam w te same gówna, w te same pułapki. Po co w takim razie to wszystko? Skoro jest to samo. To nie jest jakaś tam ciekawa gadka, tylko moje prawdziwe wątpliwości, przemyślenia. Nie zachęcam Cię jakoś specjalnie do czytania tego, zresztą wiesz.
Odkrywam jedną banalną rzecz. Po co? Do nawrócenia (pamiętasz, że nie lubię tego słowa), nawrócenia, tj. NA WRÓCENIA, wrócenia na dobry tor, na tor, który prowadzi do Celu, naszego jedynego, prawdziwego. I co więcej, wiem, że tak będzie do końca, tj. do końca życia - na ziemi. Do śmierci będę się babrał w tych samych albo podobnych grzechach, słabościach. Po co?
Żeby za każdym razem przekonać się, że Bóg jest Miłością. Co to znaczy? Że jeśli 10 lat oglądasz porno i spowiadasz się z tego co kilka miesięcy/co rok, i chcesz to zmienić, żałujesz, to za każdym razem On Ci przebacza. Nie wstydź się przed Bogiem, bo On wie dokładnie, ile razy/gdzie, który raz się z tego spowiadasz - na okrągło. I za każdym razem cieszy się (jestem tego pewien) bardziej, kiedy proszę Go o przebaczenie, kiedy się spowiadam.
Nie spinaj się po ludzku, po co, znowu to samo, pewnie mnie o coś zapyta, wstyd kolejny raz to samo…
Wiara, Bóg, post, spowiedź, nawrócenie, modlitwa (a nawet pisanie tego tekstu), etc. Każda ta wspaniała rzecz, każdy cud potrzebuje jednego: wejścia na górę. Jezus zabiera uczniów na górę, aby się modlić. Każda wielka rzecz wymaga wysiłku. Zobacz, czy Messi urodził się z takimi zdolnościami do grania w piłkę? Czy Clapton od urodzenia umiał grać na gitarze etc.? Nie.
Dla mnie osobiście górą jest zdanie prawa jazdy, zdanie zaległego egzaminu, nauka programowania, zrobienie kolejnych rekolekcji ignacjańskich, przestać oceniać ludzi, śmiać się z nich etc. Mam dla Ciebie i siebie propozycję na cały ten Post.
Znajdźmy w sobie kilka takich gór, wybierzmy jedną i wejdźmy w nią podczas Wielkiego Postu. Nie łódź się, że się nie potkniesz, nie o to chodzi. Chodzi o spróbowanie. O podjęcie walki, o tę decyzję! Popatrz, Piotr z zamieszania nie wiedział, co powiedzieć: "może postawimy namioty…" od razu chciał tam zostać, tak mu było ciepło i dobrze.
Bracie/siostro - jeśli damy się prowadzić Panu i znajdziemy się na górze, tam zobaczymy, jak Wielki, jak Ogromny i Niemożliwy jest Pan. To będzie cud. My też będziemy chcieli tam zostać. Ale to nie o to chodzi. Nie o jedną górę. Nasz Pan jest wielki i nieskończony, a nie ograniczony. On chce z nas zrobić największych alpinistów świata. Chce, żebyśmy po górach "skakali".
Uśmiechasz się? Wchodzi w to? To może być prawdziwy pierwszy Wielki Post, prawdziwa Góra.
Jeśli myślisz, że siedząc w cieple, w dolinie, w ciepłym dołku, jest Ci dobrze, i to nie dla Ciebie takie tematy, albo przynajmniej na razie, to rozumiem. Dwadzieścia lat życia tak robiłem. Doskonale Cię rozumiem.
Tylko chcę Ci powiedzieć jedno, to było najgorsze dwadzieścia lat mojego życia.
Modlę się za Twoje góry.
Tekst pochodzi z bloga "Jeden Na Siedem".
Skomentuj artykuł