Kwestia traktowana równie poważnie jak aborcja czy antykoncepcja. Czy naprawdę temat, który w okresie letnim rozpala "kaznodziejów", jest aż tak ważny? Co takiego złego jest w przyjściu w miniówce na Mszę Świętą? Dlaczego w tym wszystkim to kobieta ma być winna?
Kiedy poszpera się w sieci, można znaleźć co najmniej kilkadziesiąt artykułów na ten temat. Jeśli nie więcej. W sieci roi się od opinii, komentarzy, wypowiedzi autorytetów. Moim zdaniem całe to zamieszanie powracające rok w rok jest niepoważne. To mecz, jak to się mawia w żargonie piłkarskim, jest "o pietruszkę".
Dlaczego tak sądzę? Bo nasz strój na Mszy to naprawdę kwestia drugorzędna. To dodatek, podkreślenie tego, gdzie jesteśmy, i wyrażenie naszego stosunku do uroczystości, na którą przyszliśmy.
Argumenty
Najbardziej poważną armatą wytaczaną w tej dyskusji (najczęściej w kierunku kobiet) jest to, że taki strój gorszy mężczyzn. Mężczyźni stojący obok kobiety z głębokim dekoltem muszą walczyć z tzw. uciekającym wzrokiem, a kapłani i służba liturgiczna, widząc w pierwszych ławkach dziewczyny w krótkich spódniczkach, nie mogą skupić się na liturgii.
Przepraszam, ale... serio, panowie? To jak funkcjonujecie na co dzień na ulicach w letnim okresie? Przecież na widok (a można się z tym spotkać) dziewczyny bez stanika w prześwitującej koszulce idzie zemdleć! Jeżeli mamy problem z naszym wzrokiem, to czas najwyższy zabrać się za pracę nad sobą i swoją czystością.
Ten argument, jakoby "nieskromny" ubiór kobiet miał być jedynym powodem naszego grzechu, jest równie absurdalny jak ten, że jeśli kobieta się wyzywająco ubiera, sama sobie winna jest gwałtu.
Bardzo łatwo jest nam ocenić taką osobę z boku, my wręcz (ja też) uwielbiamy to robić.
Po stroju możemy przecież idealnie ocenić, czy dany człowiek jest głęboko wierzący, prawda? Trzeba to koniecznie dopisać do poradników dla spowiedników, aby zwracali uwagę na ubiór petentów, który od razu powie im wszystkie tajniki duszy przystępujących do spowiedzi. Zgodnie z biblijną zasadą belki i drzazgi w oku, najpierw zabierzmy się za siebie i przestańmy oceniać.
Zgorszenie
Byłem rok temu w Anglii. Razem ze spotkanym tam Anglikiem udało się nam skończyć pewną robotę. Pokazałem mu znak wiktorii, na co on bardzo się obruszył. Dopiero jakiś czas później przypomniałem sobie, że to przecież nasz środkowy palec. To kwestia historyczna, chodzi o angielskich łuczników ze średniowiecza. Nieważne. Zmierzam do jednego: mimo że miałem wcześniej styczność z angielską kulturą (jestem wręcz jej miłośnikiem) i znałem tę zasadę, zapomniałem o tym.
Tak samo może być z ludźmi ubranymi na liturgię "niestosownie". Nie każdy może jeszcze łapać, o co w tym chodzi. I to przede wszystkim (szczególnie w dzisiejszym świecie) nie może się opierać jedynie na prawie. Na tym, że ksiądz z ambony powiedział. Święty Paweł w swoich listach pisze wprost (Ga 3, 24): "Prawo stało się dla nas wychowawcą…". Dokładniej pedagogiem. Dodajmy, że w czasach Pawła zawód pedagoga wykonywali jedynie niewolnicy i kojarzył się on dość… niepochlebnie. Zakazując lub nakazując, chcemy wychować ludzi na niewolników czy jednak na ludzi wolnych (w Chrystusie)?
Bogu NIE są potrzebne nasze modlitwy
Może szokujące, ale prawdziwe. Teologia to zdecydowanie potwierdza, nasze modlitwy niczego Mu nie dodają (znajdziemy to zdanie w mszale). A tym bardziej nasz strój. Strój, w jaki się ubieramy do Kościoła, ma służyć przede wszystkim nam. Jeśli moja dziewczyna idzie ze mną na randkę i chce mi okazać miłość, to zapewne (tak podejrzewam) będzie chciała ubrać się w jakąś ładną sukienkę. Ale czy gdyby ubrała się w dżinsy, to mam się obrazić? Strój wyraża moją miłość do Boga.
Jest środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. I czasem po prostu ktoś może nie chcieć, nie potrzebować, nie móc (dopisz swoje) tego środka użyć. Oczywiście, że obowiązuje pewne minimum (ze względu na miejsce publiczne, w jakim się znajdujemy). Równie jasne jest to, że jeśli ktoś specjalnie ubiera się wyzywająco, to należy taką osobę upomnieć (nie potępić). Ale jaki jest odsetek takich osób? Zapewne coś poniżej procenta.
Bądź sobą
W tej kwestii (jak i w każdej innej) nie warto być terrorystą. Grzech trzeba potępiać, ale tylko w sytuacji, kiedy jesteśmy w stanie jasno go ocenić. Jeśli zaś chodzi o nas samych - bądźmy sobą. Wyraźmy to sobą, bądźmy prawdziwi przed Bogiem także w ubiorze.
Jak ubrać się do Kościoła?
Najlepiej elegancko. Wyrazi to Twój szacunek i relację z Tym, do Kogo idziesz. Bądź w tym naturalny, nie "na pokaz", jak to się czasem zdarza. Niech nie tylko to, jak się modlisz, ale też to, jak wyglądasz, będzie prawdą o Tobie. I jeśli ostatnią rzeczą, o jakiej myślisz, jest wbicie się w sukienkę czy garnitur, to pozwól sobie na luźniejszy strój. Pamiętajmy mimo wszystko o innych uczestnikach liturgii, natomiast nie czujmy się tym związani.
Z miłości bliźniego możemy pomyśleć o tych, którzy mogą poczuć się zgorszeni, i zakryć swoje ciało w większym stopniu niż początkowo zamierzaliśmy. Wtedy strój może stać się ofiarą dla Boga i świadectwem. Lecz tak jak ze wszystkim, co w naszym chrześcijańskim życiu ważne: tym, co robimy i w co się ubieramy, powinna kierować prawda.
Skomentuj artykuł