Jak pocieszyć osoby, które straciły wszystko?

Jak pocieszyć osoby, które straciły wszystko?
(fot. shutterstock.com)

Pan Jezus PR-owo fatalnie rozegrał swoje narodziny - żadnych eventów i zapowiedzi (no może poza tymi ze Starego Testamentu) i jakoś celebrytów mało (poza trójką, którą przyprowadziła jakaś gwiazda).

Błędem byłoby myśleć, że narodziny Jezusa w jakiś czarodziejski sposób odmieniły ludzi mu współczesnych - wręcz przeciwnie: nieobliczalny Herod nadal chorobliwie drżał na myśl o utracie władzy; Samarytanie byli traktowani jak ludzie drugiej kategorii; faryzeusze w dalszym ciągu przecedzali komara, a połykali wielbłąda; "sprawiedliwi" dostrzegali drzazgę w oku brata, a pomijali belkę w swoim oku; celnicy zaś bez skrupułów okradali swoich ziomków.

Nasz Odkupiciel nie odmienił fałszywych proroków, którzy po dziś dzień wołają "pokój" i "wolność", ale tak naprawdę są apostołami zniszczenia i wojny (por. Jr 8,11). No cóż, Pan Jezus PR-owo fatalnie rozegrał swoje narodziny - żadnych researcherów, żadnych eventów, żadnych zapowiedzi (no może poza tymi ze Starego Testamentu) i jakoś celebrytów mało (poza słynną trójką, którą przyprowadziła jakaś gwiazda), żadnej kampanii reklamowej. A na dodatek przyszedł na świat w jakimś Betlejem, "nie bardzo podłym mieście".

Dwa tysiące lat później życie nadal pisze podobny scenariusz: współcześni pasterze - którzy pierwsi usłyszeli dobrą nowinę o narodzinach Zbawiciela - jak zwykle muszą iść na drugi dzień do roboty; ludzie w dalszym ciągu biorą kredyty, których nie umieją spłacić; martwią się, że ich nowy model iPhone’a już nie jest najnowszy; mają kłopot z nietrafionymi prezentami pod choinkę; głowią się, jak spalić nadmiar kalorii ze świątecznego stołu; smucą się, że długich weekendów jakoś mało w nowym roku, a ich myśli rozgorączkowane są rezerwacją wakacyjnych urlopów (w końcu człowiekowi coś od życia się należy).

Oj, dużo tych zmartwień. Ze świątecznego blichtru pozostały tylko kolędy, które tworzą ciepłą aurę w centrach handlowych, bo na wyprzedaże to już nie ma co liczyć. Jak w dziele Rembrandta Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem, którego na obrazie musimy szukać, Pan Jezus przestał występować w głównej narracji świąteczno-bożonarodzeniowej i zszedł na drugi plan, życie zaś płynie swoim tempem, a na horyzoncie zbierają się ciężkie, burzowe chmury.

Ale… ostatnie słowo należy jednak do słońca, światła, które rozproszy ciemności. Wyłania się delikatnie i przemawia jak niedostrzegalne na pierwszy rzut oka ciche miłosierdzie, które "występuje" w rolach głównych i wyznacza punkt ciężkości na płótnie holenderskiego mistrza, ulokowane gdzieś z boku, na niewielkim obszarze kilku centymetrów kwadratowych.

Właśnie takiej drobnej rzeczy, takiemu "lada co", poświęca jeden z rozdziałów ostatniego listu apostolskiego - Misericordia et misera - papież Franciszek. Chodzi o pocieszenie, o którym mowa w dokumencie podsumowującym Rok Miłosierdzia. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że papież przesadza - w tym przypadku bilans kojarzy nam się przecież raczej z 21 milionami pielgrzymów, którzy przekroczyli Bramę Miłosierdzia w Bazylice św. Piotra, z kolorami wszystkich kontynentów na Światowych Dniach Młodych, posłanymi misjonarzami miłosierdzia lub niezliczoną ilością celebracji sakramentu pojednania. Wielkie liczby i spektakularne wydarzenia.

Natomiast z tym pocieszeniem to za bardzo nie wiemy co zrobić. Niemniej, warto na nie spojrzeć w kategoriach narzędzia - chciałoby się powiedzieć - organicznego elementu wspomnianych tu "znaków" roku jubileuszowego. Ojciec Święty wskazuje, że pocieszenie jest jednym z oblicz miłosierdzia i przybiera różne "imiona": bliskości, czułości, modlitwy, wspierającego słowa, milczenia (MM 13).

Pierwsze skojarzenie związane z kategorią "pocieszenia" przywodzi na myśl Ducha Świętego, którego określamy mianem "Pocieszyciela". W Ewangelii św. Jana - w tych starszych przekładach - czytamy o obietnicy Jezusa: "Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze" (J 14,16; por. J 14,26; J 15,26; J 16,7). "Imię" trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej - Pocieszyciel, Paraklet - pochodzi od greckiego parakletos. Dla przykładu warto zaznaczyć, że autorzy natchnieni używają tego samego określenia w jednym z błogosławieństw: "Błogosławieni, którzy się smucą (bolejący, będący w żałobie), albowiem oni będą pocieszeni" (Mt 5,4), lub gdy w Liście do Filemona czytamy o wielkodusznej postawie jego adresata: "Bracie, doznałem wielkiej radości i pociechy z powodu twojej miłości, jako że serca świętych otrzymały od ciebie pokrzepienie" (Flm 7).

Wobec przywołanych tu fragmentów Pisma Świętego już tylko jeden krok do dwóch uczynków miłosierdzia: strapionych i więźniów pocieszać. Jak podkreśla Xavier Léon-Dufour SJ, termin παράκλητος w znaczeniu rzeczownikowym możemy interpretować jako pocieszenie, natomiast w sensie czasownikowym wskazuje on na osobę, która towarzyszy komuś, kto jest oskarżony, a ta osoba jest "przywołana do boku", aby go bronić - po łacinie advocatus (Słownik Nowego Testamentu, s. 464; por. KKK 692). Zatem chodziłoby o towarzyszenie, wspieranie, pocieszanie, bronienie, zachęcanie.

Trudno śpiewa się radosne kolędy, słuchając doniesień o kolejnym zamachu albo widząc na ekranie telewizora stłoczonych uchodźców z Aleppo, którzy przypominają "transporty" z czasów II wojny światowej.

Można odnieść wrażenie, że ta wojna się nie skończyła, ma przedłużenie w tragedii, która dzisiaj stała się udziałem tysięcy Syryjczyków i rozgrywa się na naszych oczach.

Jak towarzyszyć takim osobom, jak wziąć w obronę tych, którzy przy obecnym układzie sił i interesów politycznych nigdy nie będą mieli głosu? Tego czasu strapienia nie da się wypełnić tanim pocieszeniem; czasem jest to udręka, która zdaje się nie mieć końca: "Ustają moje oczy [spoglądając] ku Twemu słowu: kiedyż mię pocieszysz?" (Ps 119,82). Do dziś w wielu miejscach świata nie cichnie "krzyk w Rama", nadal słyszymy "płacz i jęk wielki", współczesne Rachele nie przestają opłakiwać swoich dzieci, w swojej żałobie nie chcą już nawet zostać pocieszone (παρακληθ҃ηναι), bo nikt nie zdoła przywrócić do życia ich utraconych dzieci (por. Mt 2,18).

Co powiedzieć takim osobom? Może rzucić sloganem typu: "nie martw się", "wszystko będzie dobrze", "jakoś się ułoży", "do wesela się zagoi" albo - wersja bardziej hardcorowa - "znajdziesz sobie inną/innego", "wreszcie będziesz miał normalną pracę. Nie ma czego żałować", "weź się w garść!". No niestety - tak to nie działa: utraty męża nikt i nic nie zastąpi, a z depresji - poza cudami - tylko szarlatani wyprowadzają jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Paradoksalnie bardziej terapeutyczne znaczenie będzie tu miało nie słowo, lecz milczenie (por. MM 13). Świetnym przykładem potwierdzającym powyższą tezę jest mała Momo - tytułowa bohaterka powieści Michaela Endego, która pocieszała ludzi swoim słuchającym milczeniem: "[…] jeśli ktoś czuł, że jego życie jest nieudane i nic niewarte, a on sam jest jednym z milionów ludzi, takim, który nie ma żadnego znaczenia i którego można zastąpić równie szybko, jak zastępuje się dziurawy garnek - i jeśli ten ktoś szedł do małej Momo i opowiadał jej to wszystko, jeszcze nim skończył mówić, zaczynało mu się w dziwny sposób wydawać, że się zupełnie myli, że drugiego takiego jak on nie ma na świecie i że dlatego w jakiś szczególny sposób jest ważny dla świata!".

Niejednokrotnie mieliśmy doświadczenie, że słowa potrafiły zranić lub przynieść zniszczenie, zaś milczenie było największym umocnieniem, wspierającym byciem, jakiego doznawaliśmy w ciężkich, "zwrotnych" chwilach naszego życia. Także o jeszcze jednym warunku warto tu powiedzieć: pocieszają ci, którzy sami zostali uprzednio pocieszeni. Tylko ci, którzy przeżyli utrapienie, mogą pocieszać innych: "Ale gdy znosimy udręki - to dla pociechy i zbawienia waszego; a gdy pocieszani jesteśmy - to dla waszej pociechy, sprawiającej, że z wytrwałością znosicie te same cierpienia, których i my doznajemy" (2 Kor 1,6). W tym świetle papież Franciszek podkreśla zadanie, jakie stoi przed każdym z nas - jesteśmy pośrednikami: człowiek może doświadczyć bliskości Boga na drodze pocieszenia ze strony swojego brata (MM 13).

Odpowiedzialność jest duża, wspierać bowiem mamy nie jakimś tanim banałem lub kiepskim kawałem, ale pocieszeniem, które daje sam Bóg: "Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga" (2 Kor 1,4).

Zadajemy pytanie: kto pomoże unieść ból krzywdy, niesprawiedliwości? Kto wypełni pustkę po stracie? Kto może przywrócić podeptaną godność kobiet i dzieci? Kto może być źródłem pocieszenia? Dlaczego radosny śpiew kolęd jest przeplatany płaczem prześladowanych? Z szukaniem odpowiedzi na te pytania nie pozostajemy sami.

Psalmista "przekierowuje" nasze myślenie na Boga: "Pomnóż moją godność i pociesz mnie na nowo!" (Ps 71,21). Na wielu wizerunkach przedstawiających misterium Bożego Narodzenia Dzieciątko Jezus jest przedstawiane z krzyżem w ręku. W pieśni pasyjnej Krzyżu święty nade wszystko śpiewamy: "W jasełkach leżąc, gdy płakał, / Już tam był wszystko oglądał / Iż tak haniebnie umrzeć miał, / Gdy wszystek świat odkupić chciał / W on czas między zwierzętami / A teraz między łotrami". Zresztą nie trzeba długo szukać - w drugi dzień świąt przeżywamy wspomnienie pierwszego męczennika św. Szczepana, a w oktawie wspominamy Świętych Młodzianków, których krew została przelana za Jezusa. Radość i wzniosłe Gloria splotły się na dobre ze smutkiem, bólem i cierpieniem; ignacjańskie pocieszenie i strapienie zespoliły się jak nierozłączne bliźniacze rodzeństwo (por. ĆD 316-317).

Narodziny Jezusa tego "układu" nie zmieniły, ale go obezwładniły - Emmanuel Bóg z nami zszedł na Ziemię, aby razem z nami, ze swoim stworzeniem, dźwigać nasz krzyż. Książę Pokoju nie zniósł wojen, ale przyniósł człowiekowi pokój-pociechę, dzięki któremu nasza dusza w Bogu może znaleźć prawdziwe "uspokojenie" i "ukojenie" (por. ĆD 317); ciemność nadal pozostaje ciemna - co do tego nie mamy złudzeń - ale nawet najmroczniejsza dolina naszego życia nie może przyćmić światła Wielkiej Nocy: "Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" (Ps 23,4).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak pocieszyć osoby, które straciły wszystko?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.