Jak poradziłam sobie ze śmiercią córeczki

Jak poradziłam sobie ze śmiercią córeczki
(fot. shutterstock.com)
Joan Guntzelman

"Była moim skarbem. Była dobrem, które dałam światu. Świetna młoda dziewczyna! Stale słyszałam od ludzi, jaka ona jest wspaniała. Ilekroć w siebie zwątpiłam, ilekroć byłam załamana i przygnębiona, myśl o niej podnosiła mnie na duchu. Kiedy umarła, poczułam, jakbym i ja umarła".

NIE ZAPOBIEGNIESZ TEMU, ŻE NAD TWOJĄ GŁOWĄ KRĄŻĄ PTAKI SMUTKU,
ALE MOŻESZ NIE DOPUŚŒCIĆ, BY UWIŁY ONE GNIAZDA W TWOICH WŁOSACH
- przysłowie chińskie

DEON.PL POLECA

Była moim skarbem. Była dobrem, które dałam światu. Świetna młoda dziewczyna! Stale słyszałam od ludzi, jaka ona jest wspaniała. Ilekroć w siebie zwątpiłam, ilekroć byłam załamana i przygnębiona, myśl o niej podnosiła mnie na duchu. Mówiłam sobie: "Dałam światu taką wspaniałą osobę, nie mogę być bezwartościowa, jest we mnie coś dobrego".

Kiedy umarła, poczułam, jakbym i ja umarła. Czułam, jakby umarło życie, jakby cały świat się zmienił. Nic już nie miało sensu i nie było powodu, żeby cokolwiek robić. Był to najgorszy okres w moim życiu. Nigdy czegoś podobnego nie przeżyłam i nie mogłam z tego wyjść. Czułam się jakbym straciła wszystko. Nie potrafię sobie nawet wiele przypomnieć z tamtego czasu, poza tym, że cierpiałam bardziej niż kiedykolwiek byłam w stanie to sobie wyobrazić, byłam odrętwiała, oszołomiona.

Czasami nie wstawałam z łóżka. Na początku znajomi odwiedzali mnie, dzwonili i starali się mi pomóc, ale po pewnym czasie przestali to robić. Nie mam im tego za złe. Ja tylko jęczałam i płakałam. Wydawało mi się, że wszystko się skończyło. Nie było po co wstawać i cokolwiek robić. Nie jadłam. Nie spałam. Byłam w strasznym stanie.

Doprawdy nie wiem, jak to się stało, że przeżyłam. Nie miałam absolutnie żadnej motywacji do życia. Żadnej motywacji. Teraz wiem, że cały sens mojego życia wiązał się z moją córką. Kiedy umarła, nie zostało mi nic.

Trudno mi było wyobrazić sobie tę atrakcyjną, energiczną kobietę, która stała przede mną, jako osobę, którą mi właśnie opisywała. Była dobrze ubrana, wyraźnie zainteresowana i zajęta życiem. Przyszła na spotkanie grupy, bo dowiedziała się, że interesuje mnie problem żałoby. Chciała opowiedzieć mi swoją historię, bo -  jak to powiedziała -  ,,może mogłaby ona komuś pomóc".

- Ten wypadek miał miejsce cztery lata temu -  powiedziała, gdy zapytałam ją o śmierć córki. - Ona miała dwadzieścia sześć lat i była piękna. Skończyła szkołę, miała dyplom z przedsiębiorczości i dostała pracę w dobrej firmie, gdzie uważano ją za bardzo zdolną. Miała własne mieszkanie i była zaangażowana w poważną znajomość, która prawdopodobnie zmierzała do małżeństwa. Jako matka i córka byłyśmy sobie bardzo bliskie. Starałyśmy się co tydzień spędzać ze sobą trochę czasu. Byłam z niej bardzo dumna.

Córka wracała późnym wieczorem do domu ze wspólnego wyjścia z koleżankami. Wpadł na nią samochód, który nie zatrzymał się przy znaku ,,stop". Zginęła na miejscu. Policjanci powiedzieli, że nawet nie wiedziała, co ją uderzyło. Ten facet za dużo wypił i jechał za szybko. Przypuszczalnie nawet nie widziała, że nadjeżdża.

Zadzwonili do mnie wcześnie rano. Nie mogłam w to uwierzyć. Cały czas krzyczałam: ,,Nie!". Słyszałam swój głos, jakby pochodził z oddali, jakby to krzyczał ktoś inny, a nie ja. Stale pytałam, gdzie ona jest. Chciałam ją zobaczyć. Nie chcieli, żebym ją widziała, ale musiałam to zrobić. Ktoś mnie do niej zawiózł. Była tam moja piękna córka, moje życie, moja nadzieja na wszelkie dobro. Nie potrafię opisać, co czułam, kiedy ją zobaczyłam.

Czułam się, jakby wszystko się dla mnie skończyło. Nie wiem, jak przetrwałam pogrzeb. Po prostu się poddałam. Nie było sensu, nie było powodu, by żyć. Ludzie starali się mi pomóc, nawet po kolei odwiedzali mnie w domu, żeby zobaczyć, czy jadłam i czy dobrze się czuję. Nie byłam dla nich zbyt miła. Nie czułam się dobrze i nikt nie mógł poprawić mojego samopoczucia.

Byłam na nich wszystkich zła. Nie wiedzieli, co to znaczy stracić córkę, ukochaną córkę, która była dla mnie wszystkim, całym światem. To nie były tylko słowa. Ja tak myślałam. Nie było sensu bez niej żyć. Myślałam o samobójstwie. Chciałam umrzeć i być razem z nią. Zaczęłam się nawet zastanawiać, w jaki sposób to zrobić, ale nie miałam na to dosyć siły. Poza tym bałam się, że jeżeli zabiję siebie i pójdę za to do piekła, to już nigdy jej nie zobaczę. Był to problem, z którym nie umiałam sobie poradzić.

Żyłam w tym okropnym stanie przez ponad dwa lata, cały czas płacząc, co gorsze, nie chciałam, żeby to się zmieniło. Jakbym postanowiła, że nikt mnie nie skłoni, żebym była inna niż chcę. A ja chciałam, żeby świat wiedział, że spadł na mnie straszliwy cios. Wiedziałam, że moja sytuacja nigdy się nie poprawi i czułam urazę do każdego, kto chciał mnie skłonić do zmiany sposobu myślenia. Kiedy myślę o tym teraz, uważam, że to jest cud, że jeszcze mam jakichś przyjaciół. Moja siostra była bliska zwątpienia we mnie, ale jakoś jest ciągle ze mną.

Nie zgadniesz, kto spowodował, że wyszłam z tej okropnej sytuacji i że zajęłam się swoim życiem. Nie kto inny, tylko moja córka. Moja siostra też miała z tym co. wspólnego. Była kiedyś u mnie, a ja jak zwykle płakałam i mówiłam, że bardzo tęsknię za Julie i nie mogę znieść myśli o tym, że życie ma tak wyglądać do końca moich dni, i tak dalej, i tak dalej. Wtedy ona z nagła powiedziała: "Janny, jak sądzisz, co powiedziałaby Julie, gdyby była teraz tutaj, słyszała, co mówisz, widziała, co robisz i jak żyjesz?".

Przysięgam. Poczułam, jakby Julie przez chwilę tu była. Zobaczyłam ją! Wiedziałam dokładnie, co by powiedziała. Powiedziałaby: ,,Mamo, co ty do licha robisz? Przykro mi, że musiałaś przeżyć moją śmierć, ale to przecież ty zawsze mi mówiłaś, żeby z każdej sytuacji zrobić jak najlepszy użytek. Jakże inaczej doszłabym w życiu do tego, co osiągnęłam? To była dobra nauka, ale teraz sama się do niej nie stosujesz. Co się z tobą dzieje, mamo?".

Głos Janny załamał się, gdy to wspominała. Przyłożyła do oczu chusteczkę i powiedziała: "To był punkt zwrotny. Jej utrata była czym. strasznym i oddałabym wszystko, żeby ją odzyskać. Ale nie odzyskam jej. Teraz widzę, że życie tak, jakby się już umarło to żaden dar ani dla niej, ani dla mnie, ani dla nikogo innego. To wyglądało prawie tak, jakbym starała się kogoś ukarać.

Jeszcze jedno uderzyło mnie w moim przeżyciu. Nie było ono łatwe. Ciągle tęsknię za nią bardziej, niż potrafię to wyrazić, ale teraz staram się dzielić z nią moim życiem. Rozmawiam z nią, gdy zdarzy się coś dobrego i proszę, żeby uczestniczyła w tym wraz ze mną. Czasem dzięki temu cieszę się tym dobrem jeszcze bardziej. A kiedy zdarza się coś trudnego, proszę ją o radę. Zdumiewające, że często pojawia się wtedy jakaś myśl, która pomaga mi wyjść z trudności. Skąd bierze się ta myśl? Ja oczywiście wiem. Pochodzi ona od Julie.

*  *  *

Jak przeżyć życiową tragedię? Jak poradzić sobie z porażką? Kliknij w baner:

Jak poradziłam sobie ze śmiercią córeczki - zdjęcie w treści artykułu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak poradziłam sobie ze śmiercią córeczki
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.