Obchodzimy wyjątkowy rok miłosierdzia. Czy wiecie jak najlepiej go przeżyć i konkretnie wprowadzić w życie to, o czym mówi Franciszek? Przeczytajcie, co proponuje s. Ewa Bartosiewicz.
Wczoraj spotkałam Jezusa. Nie na Eucharystii, nie na Adoracji, ale na ulicy. Poprosił mnie o coś do jedzenia, ale ja się bardzo spieszyłam i nie mogłam mu pomóc.
Biegłam, żeby zdążyć na chociaż pół godziny modlitwy w Godzinie Łaski. A to przecież była ważna Godzina Łaski, bo zaczynał się równocześnie Rok Miłosierdzia! Nie byłam jednak całkiem bez sumienia i pomyślałam, że skoro się spieszę, to może zrobię wyjątek od nie dawania ludziom gotówki i jednak wygrzebię coś z portfela. Niestety miałam tam tylko 50 zł banknot. Zamknęłam portfel i przepraszając pana, nie spojrzawszy mu nawet w oczy, pobiegłam dalej.
I w pewnym momencie mnie tknęło, co ja właściwie zrobiłam? W szkole omawiam z uczniami przypowieść o miłosiernym samarytaninie, uczynki miłosierdzia i scenę umycia stóp uczniom przez Jezusa. Mówimy o roku miłosierdzia i o tym, że mamy pomagać sobie wzajemnie, a ja nie byłam w stanie zatrzymać się na chwilę, by nakarmić człowieka, bo spieszyłam się na modlitwę? Egzamin oblany z kretesem.
W grudniu Franciszek otworzył na oścież drzwi Bazyliki Św. Piotra, rozpoczynając ten szczególny rok jubileuszowy. Tylko, że w tym roku nie chodzi o to, żebyśmy doświadczyli szczególnego miłosierdzia ze strony Pana Boga, bo On jest maksymalnie miłosierny każdego dnia. On jest nieskończenie miłosierny, więc nie może być bardziej w tym roku.
Ten rok jest dla nas. Żebyśmy w końcu przestali robić sobie wymówki jak kapłan i lewita, tylko zakasali rękawy i wzięli się do roboty na serio. Oby nam życie przynosiło coraz więcej okazji do nauki, bo to nie ma być miłosierdzie w teorii, ale do głębi duszy i do szpiku kości praktyczne.
Tekst pochodzi z bloga s. Ewy Bartosiewicz "mały świat siostry Ewy".
Skomentuj artykuł