Ks. Kaczkowski o tym, czy wierzył w cuda

Ks. Kaczkowski o tym, czy wierzył w cuda
(fot. Damian Kramski /Wydawnictwo WAM)
Piotr Żyłka / ks. Jan Kaczkowski

Czy cudowności zmieniają ludzkość? Wydaje mi się, że nie. Cudowne zjawiska w Fatimie widziały nie tylko dzieci, ale tysiące ludzi. Czy nie wybuchła pierwsza wojna światowa? - mówi ks. Jan Kaczkowski

Piotr Żyłka: Ewangelia jest pełna opisów cudów. Czy Ksiądz wierzy w cuda?

DEON.PL POLECA

ks. Jan Kaczkowski: Wierzę.

A czy Ksiądz oczekuje cudu dla siebie?

Nie powiem, że nie. Ale nie będę tupać na Pana Boga, żeby cud wymusić. Prosić mi wolno. "Kołaczcie, a otworzą wam" (łk 11, 9). "Nim wypowiesz słowo na twoim języku, Pan Bóg już zna je w całości" (por. Ps 139, 4). Ufam, że Bóg jest tak blisko mnie, że wie, czego mi potrzeba. Ufnie więc do Niego kołaczę, choć z medycznego punktu widzenia wydaje się to niemożliwe.

Zdarza się, że prośba o cud staje się bardzo gorzka, ponieważ człowiek jest przekonany, że do cudu wystarczy wiara, a gdy ona jest, cud powinien się wydarzyć.

Często oczekiwanie na cud jest oszukiwaniem własnych emocji. Cudów mogą też dokonywać ludzie, co czynili przecież apostołowie. Jestem tu jednak dość ostrożny, choć jednocześnie przyznaję, że pewnie czasem Bóg gotów jest nawet złamać prawa przyrody, żebyśmy doświadczyli cudu.

Czemu dzisiaj tak niewiele cudów ma miejsce, a prośby o nie rosną lawinowo?

Czy cudowności zmieniają ludzkość? Wydaje mi się, że nie. Cudowne zjawiska w Fatimie widziały nie tylko dzieci, ale tysiące ludzi. Czy Portugalia się od tego nawróciła? Czy nie wybuchła pierwsza wojna światowa?

Objawienie zakończyło się na ostatniej księdze Pisma Świętego. Prywatne objawienia, nawet zatwierdzone przez Kościół, mają nam pomagać w wierze, a nie ją zastępować. Możemy się tylko cieszyć, że ludzie doświadczają wstawiennictwa świętych, ostatnio szczególnie często wstawiennictwa świętej Rity czy świętego Ojca Pio. Ale jednocześnie nie możemy się godzić, żeby kult świętych i ludzka potrzeba cudu stały się pretekstem do żerowania na emocjach, i to emocjach ludzi w dramatycznym położeniu.

Denerwuję się, ilekroć widzę domorosłych księży uzdrowicieli, mistyków i egzorcystów, którzy jawnie dopuszczają się manipulacji psychologicznej. Jednym wydaje się, że mają moc dysponowania Bożą łaską, innym, że potrafią odczytać wolę Bożą dla danego człowieka, a jeszcze innym, że diabeł wyziera z każdego kąta i wszystko trzeba skrapiać wodą święconą. Wypełnienie kościoła osobami niestabilnymi emocjonalnie, które za wszelką cenę poszukują rozwiązania swojego problemu, a następnie manipulowanie ich emocjami, woła o pomstę do nieba. Tak zwane Msze o uzdrowienie i o uwolnienie to bardzo delikatna kwestia. Nie jestem ich całkowitym przeciwnikiem, ale według mnie wymagają one jakiegoś rodzaju kontroli czy weryfikacji. Sprawować je powinni wyłącznie doświadczeni i stabilni duchowo kapłani. Najlepiej wykształceni egzorcyści wyznaczeni przez biskupa.

Zwyczaj Halloween nie przekonuje Księdza do postrzegania świata jako siedliska zła?

Strzelamy z armaty do dyni w Halloween. Tyle energii idzie na krytykę, a są przecież zjawiska pozytywne. Halloween zostało już nieco ochrzczone i przeformułowane na zabawę Holy Wins (Święty Zwycięża). Kościół zawsze tak działał: oswajał pogańską rzeczywistość. Inkulturacja tego rodzaju potrzebna jest nie tylko w Afryce, ale też w Polsce.

Musimy pamiętać, że egzorcyzmy są tylko sakramentaliami, podobnie jak poświęcenia i błogosławieństwo, a mają tak wielką moc, że piekło przed nimi drży, tym bardziej więc sakramenty, dzięki którym żywy Bóg i Jego łaska w człowieku działają tu i teraz. To jest dopiero cud! Nie trzeba szukać żadnego innego, lecz zacząć korzystać z tej bliskości, którą ofiarowuje nam Bóg. Nic nie może się nam stać, jeśli nie zaprosiliśmy wprost szatana do naszego życia. Jesteśmy chronieni przede wszystkim przez chrzest święty, przez łaskę uświęcającą, jeżeli przystępujemy do szczerej spowiedzi, Komunii Świętej (unikając świętokradztwa), to chroni nas ogromny puklerz łaski.

Być może po prostu nie wierzymy w moc sakramentów.

Sakramenty są pokorne, bo Pan Bóg jest pokorny. My tymczasem szukamy spektakularności.

Zapewne pod wpływem Ewangelii, z której się dowiadujemy, że mając wiarę jak ziarnko gorczycy, będziemy mogli przenosić góry (por. Mt 17, 20).

Czy jednak nie zapominamy, że ostatecznie wszyscy uzdrowieni i wskrzeszeni przez Jezusa ludzie musieli umrzeć? Czy w gruncie rzeczy nie jest to nasza ludzka pycha i brak zaufania przejawiające się w tym, że tak intensywnie walczymy o naszą ludzką skorupę, poszukując uzdrowienia, a nie walczymy o własną duszę, lekceważąc sakramenty? Czasami w modlitwie stawiamy Boga pod ścianą: musisz mnie uzdrowić. Nie, Pan Bóg niczego nie musi. Tu potrzebne jest inne nastawienie: "Jeśli chcesz" (Mt 8, 3), "Niech ci się stanie według twojej wiary" (por. Mt 9, 27). Tak w Ewangelii nieustępliwy ślepiec, którego przepędzali apostołowie, odzyskał ostatecznie wzrok.

Słowa o wierze, która przenosi góry, usłyszałem podczas jednej z moich najtrudniejszych wizyt hospicyjnych. Młoda kobieta umierała na raka jajników. Miała kochającą rodzinę, troskliwego męża i dwóch synów, dobre warunki życia. Odwiedziłem ich w domu. Ona była już wyniszczona chorobą. Akurat nadszedł czas posiłku. Zobaczyłem, że trwa już między nimi wojna psychologiczna. Mąż karmił ją zupą, ale żona nie miała ochoty nawet patrzeć na jedzenie. On się złościł. "Musisz jeść, żeby mieć siłę na kolejną chemię". Wreszcie kobieta poprosiła, żeby rodzina wyszła, bo chciała, żebyśmy zostali sami. Stwierdziła: "Niech ksiądz zejdzie do nich na dół, niech im ksiądz powie, że nie na złość im umieram, że gdybym mogła, tobym zeżarła łyżeczkę do herbaty". Zszedłem na dół. Usiadłem z mężem i synami. Przytoczyłem jej słowa. Mąż i starszy syn zrozumieli. Młodsze dziecko nie. Chłopak uciekł do pokoju, a ja poszedłem za nim. Właśnie wtedy usłyszałem od tego chłopaka: "Proszę księdza, przecież jest w Piśmie Świętym napisane, że wystarczy, żeby wiara była jak małe ziarno, a będzie góry przenosić. Więc ja się modlę i mama na pewno cudownie wyzdrowieje".

Wiedziałem, jakie kryje się za tym ryzyko. Można było sprowadzić grupę modlitewną. Chłopak czułby się dzięki temu pewniej. Ale jaki byłby finał niewysłuchanej modlitwy? Już to przerabiałem. Musiałem wyrzucić od mojego pacjenta grupę modlitewną, która nad odchodzącym człowiekiem wzywała Ducha Świętego, by uzdrowił tego młodego mężczyznę. Żona płacze, facet czuje się winny, że umiera, tylko nawiedzona wspólnota modlitewna, z księdzem na czele, czuje się wspaniale. Wyrzuciłem ich wszystkich, bo mężczyzna i jego rodzina musieli się przygotować do pożegnania, a nie mamić nadzieją cudu.

"Krzysiu - zwracam się do syna umierającej matki - życzę ci cudu. Ale najprawdopodobniej mama odchodzi i jest na to przygotowana. Byłbym świnią, gdybym ci powiedział, że jest inaczej". Widziałem, że był nieprzekonany i wściekły na mnie. "Ksiądz jest niewierzący" - wycedził przez zęby. "Wiesz, ja mam taką rolę, że przychodzę przekazywać trudne wiadomości. Chcę cię zachęcić tylko do tego, żebyś był teraz przy mamie, trzymał ją za rękę, powiedział, że ją kochasz. łatwiejsze byłoby dla mnie, gdybym cię przekonywał, że mama wyzdrowieje, rozbujał emocjonalnie, ale ja muszę być trzy kroki do przodu. Gdyby mimo to mama umarła, straciłbyś do mnie kompletnie zaufanie. Czułbyś się podwójnie zraniony". Całą trójką wrócili na górę i wchodząc do małżeńskiego łóżka, przytulili mamę. To było tak intymnie wzruszające, że musiałem się wycofać.

Krzysztofa spotkałem jakiś czas później na ulicy. Zaczepił mnie i podziękował. Przyznał, że był wtedy wściekły, ale po śmierci mamy mnie zrozumiał. Cieszę się, że tak się stało. I wcale się nie dziwię jego wcześniejszej wściekłości. Jako ksiądz muszę przyjmować na siebie wściekłość, którą człowiek ma wobec Boga.

Niektóre prośby o uzdrowienie to prośby o uzdrowienie wewnętrzne.

Bardzo dobrze rozumiem położenie takich osób, ponieważ sam doświadczyłem cierpienia psychicznego, które jest trudniejsze do zniesienia niż cierpienie fizyczne. Medycyna radzi sobie już całkiem nieźle z cierpieniem ciała. Ale trudno nam poradzić sobie z cierpieniem, które wynika z poranienia w relacjach, z poczuciem spętania przez grzech, z jakimś wewnętrznym uciskiem. Wtedy, z mojego punktu widzenia, najlepiej powierzyć się mocy Jezusa.

Co dla księdza Jana oznacza wiara w moc Chrystusa?

Moc Chrystusa oznacza, że Bóg może wszystko, po prostu wszystko. Jezus Chrystus jest moim Panem, w każdym aspekcie mojego życia, dlatego cały do Niego należę. (Moi Państwo, co się ze mną dzieje? Ja nigdy takim językiem tak o tym publicznie nie mówię!). Wierzę, że On może wszystko. Dlatego w momentach przełomowych w moim życiu jedną z najtrudniejszych modlitw były słowa: "Przyjmij, Panie, całą wolność moją, przyjmij rozum i całą wolę, wszystko, co mam, Tyś mi to dał i całkowicie zgadzam się z panowaniem Twojej woli".

Odmawiałem ją przed święceniami kapłańskimi. Bardzo chciałem być księdzem, ale nie chciałem, żeby najważniejsze okazało się "chcenie", lecz wola Boża. Pamiętam ten moment, kiedy klęczę w kaplicy, modlę się tymi słowami, czuję, jak się przy tym pocę, bo wypowiadając je, zdałem sobie sprawę z ich powagi i konsekwencji. Pomyślałem bardzo szczerze, jednocześnie bardzo boleśnie tę myśl przeżywając: "Panie Boże, zdejmij ze mnie ciężar przywiązania do efektu". Dopiero wówczas poczułem wolność. Drugim momentem była kolejna wznowa choroby. Opadłem z sił. Leżąc w szpitalnym łóżku, dojrzewałem do tego, żeby powiedzieć Bogu: "Całkowicie się zgadzam z panowaniem Twojej woli. Jeśli zechcesz odwołać mnie jutro, odwołaj, weź mnie".

Kiedyś dziennikarka zapytała, co bym zrobił, wiedząc, że następnego dnia umrę. Poszedłbym do spowiedzi, przyjąłbym Komunię Świętą, w miarę możliwości odprawił Mszę. A jakby jeszcze wystarczyło siły i czasu, to zjadłbym pyszną, krwistą polędwicę medium red w sosie pieprzowym lub rokforowym i popił butelką dobrego, czerwonego, wytrawnego wina rioja. W tej kolejności.

***

Fragment rozmowy pochodzi z książki "Życie na pełnej petardzie"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Kaczkowski o tym, czy wierzył w cuda
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.