Współczesna psychologia uznaje, że nasze najgłębsze doświadczenia wyrażają się zasadniczo poza słowami. Jak mamy opisać, wyrazić nasze spotkanie z Bogiem? Z pomocą przychodzi św. Augustyn.
Augustyn przybył do Mediolanu jako trzydziestolatek. Po dwóch kolejnych rozczarowaniach zawodowych, było to jego trzecie miasto i trzecie miejsce pracy w ostatnich latach. Poza tym, w jego relacji z matką nadal najwyraźniej panowało napięcie. Augustyn podawał w wątpliwość sens swojej kariery i relacji z matką swojego dziecka, brakowało mu wizji przyszłego życia zarówno w sferze zawodowej, jak i w miłości. Odczuwał głębokie przygnębienie.
Pewną pociechę zapewniła mu obecności niewielkiej wspólnoty. Jego dwaj starzy przyjaciele, równie niezadowoleni z życia i poszukujący bardziej sensownej przyszłości, dołączyli do Augustyna w Mediolanie "[…] tylko po to - jak pisał w Wyznaniach, aby być blisko mnie i byśmy mogli razem oddawać się żarliwemu poszukiwaniu prawdy i mądrości". Owi trzej nieszczęśnicy szczerze potrzebowali swego towarzystwa i wspólnie poszukiwali rozwiązań dręczących ich problemów. "Byliśmy trojgiem głodnych ust, rozchylonych łaknieniem i oczekujących pomocy od Ciebie [Boże], z nadzieją, że dasz nam pokarm w czasie stosownym".
Augustyn utrzymywał się z udzielania lekcji retoryki prawnikom. Znikła jednak jego dawna pewność siebie i dumna, jaka charakteryzowała go w Afryce Północnej. Od czasu pobytu w Rzymie, coraz bardziej skupiał się na swym niespokojnym życiu wewnętrznym zamiast na zewnętrznych osiągnięciach. Opisuje siebie jako człowieka zdumionego, udręczonego i ulegającego pokusie rozpaczy. Emocjonalny ból skłonił go do zrobienia czegoś, czego nigdy wcześniej nie robił - do poszukiwania pomocy w rozwiązaniu osobistych problemów.
Spotkanie z Ambrożym
Wkrótce po przyjeździe do Mediolanu, Augustyn udał się do kościoła, aby posłuchać Ambrożego, miejscowego biskupa, szanowanego przywódcę wspólnoty wiernych i utalentowanego oratora. Chociaż Augustyn wybrał się do świątyni, aby wysłuchać kazania poświęconego tematyce religijnej, swoim przyjaciołom powiedział, że idzie tam z przyczyn zawodowych. "Sprawdzałem, czy jego talenty krasomówcze odpowiadają jego sławie […] samej zaś treści nie byłem ciekaw, a nawet nią gardziłem".
Po wysłuchaniu kazania, Augustyn scharakteryzował Ambrożego jako człowieka wykształconego. "Czarowała mnie jego wymowa, ale […] nie było w jego stylu aż takiego roziskrzenia i takiej miękkości".
Pomimo tej powściągliwej oceny, kazanie wywarło na nim wystarczająco duże wrażenie, aby skłonić go do powrotu do świątyni. Ambroży zazwyczaj spotykał się z wiernymi po nabożeństwie w rogu świątyni, gdzie każdy mógł podzielić się z nim swoimi problemami. Z czasem Augustyn uświadomił sobie, że on też chce porozmawiać z biskupem.
Zaczął szukać okazji do "[…] przedstawienia temu człowiekowi […] problemów, które mnie dręczyły." Chętnych było z reguły wielu i Augustyn musiał zadowolić się jedynie krótkimi spotkaniami. Po kilku krótkich prywatnych rozmowach, Augustyn czuł, że jest coraz przychylniej nastawiony do biskupa. Już na początku uznał, że Ambroży jest człowiekiem, "[…] któremu niewielu ludzi dorównywało dobrocią. […] Pokochałem go, na razie nie jako nauczyciela prawdy […], lecz jako człowieka, który był mi życzliwy". W miarę jak spędzali razem więcej czasu, rosło jego osobiste przywiązanie. Zaczął opisywać Ambrożego, używając terminów, które odzwierciedlały rosnące poczucie wzajemnej bliskości: "Boży ten człowiek przyjął mnie jak syna". Augustyn odnalazł w końcu "nauczyciela prawdy", który potraktował go z dobrocią i rozumiał go w sposób, który na powrót ożywił jego pogrążoną w rozpaczy duszę.
Ambroży staje się patronem Augustyna: mostem pomiędzy jego intelektem i sercem.
Zewnętrzne ograniczenia relacji pomiędzy Ambrożym i Augustynem w uderzający sposób kontrastowały z potężnym twórczym wpływem biskupa na życie psychoduchowe Augustyna. Przede wszystkim, nie był to związek osobisty, lecz oparty na funkcji zawodowej. Po drugie, pomimo tego, że widywali się przez około trzy lata, stosunkowo niewiele chwil spędzili razem prywatnie. Pomimo tych ograniczeń, relacja ta stała się katalizatorem, który ożywił potężny proces głęboko w psychice Augustyna.
Nie prawna litera, lecz cała osoba
W miarę jak Augustyn dzielił się z Ambrożym swoimi troskami, sedno sprawy wyłoniło się w radzie, jaką otrzymał od biskupa. To przesłanie samo w sobie było pozornie proste. Ambroży wielokrotnie cytował ten sam fragment biblijny z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian: "Litera [prawa] zabija, Duch zaś ożywia".Ten cytat zdaje się stworzony dla człowieka, który zajmował się prawem codziennie w roli nauczyciela.
Ambroży zrozumiał, że Augustyn podchodzi do swoich osobistych problemów podobnie jak do zagadnień prawnych w swojej profesji - stara się rozwiązać je logicznie, "głową". Ambroży rozwinął tę myśl, mówiąc Augustynowi, że nie zdoła uspokoić swoich myśli i uczuć, jeśli będzie oczekiwał, że rozproszy je za pomocą argumentów podobnych do tych, jakie znaleźć można w podręcznikach prawa, lub pewnego rodzaju konkretnych dowodów, które mogłyby spełniać kryteria analizy naukowej. Jeśli szukasz prawd, zgodnie z którymi masz żyć, musisz wykroczyć poza ograniczenia racjonalnego świata i zaangażować w ten proces nie tylko głowę, lecz całą swoją osobę.
Kluczową radę, jaką Ambroży dał Augustynowi, można streścić następująco: "Przestań być tak legalistyczny i literalny, zaufaj intuicji swojego serca!".
Przypomina mi to własne doświadczenie z czasów, gdy zaczynałem pracę jako psycholog kliniczny. Zjawił się u mnie pacjent, który dopiero co przeprowadził się w te strony. Gdy opowiedział mi o problemach, które sprowadziły go do kliniki, a które ciągnęły się od paru lat, spytałem go, czy już wcześniej poszukiwał pomocy specjalisty. Odparł, że niedawno spotkał się z pewnym terapeutą, lecz z powodu jego nieoczekiwanej przeprowadzki doszło tylko do jednej sesji. Okazało się, że jego terapeutą był nie kto inny, jak słynny psycholog dr Rollo May.
Na studiach przeczytałem wiele książek tego wybitnego psychologa, poczułem zatem pewnego rodzaju onieśmielenie, że teraz podążam "po śladach" tak utalentowanego klinicysty. Gdy ochłonąłem, zadałem mojemu pacjentowi pytanie, w moim odczuciu bardzo trafne, a mianowicie, czy usłyszał od doktora Maya coś, co mogłoby być dla nas pomocne. Pacjent odparł, że pod koniec sesji doktor May powiedział coś, co zapadło mu w pamięć:
"Uważam, że za dużo pan myśli. Jeśli mamy poczynić jakieś postępy, będzie musiało się to zmienić". Zalecenie Rollo Maya wobec mojego nowego pacjenta to zasadniczo ta sama rada, jaką Ambroży udzielił Augustynowi. Podobną sugestię usłyszał ode mnie Charlie podczas naszej pierwszej sesji terapeutycznej. Powiedziałem mu wówczas: Nie próbujmy "rozwiązać" twojego życia, jak gdyby to był "problem".
Pomocne myśli i uczucia pojawiają się same z siebie, jeśli tylko dasz sobie pozwolenie, aby "włóczyć się i zachęcać swoją duszę". Gdy wycofujesz się w odosobnienie, badaj swoje przeżycia za pomocą pytań, które wychodzą poza "słuszność", "niesłuszność", "logikę" czy "brak rozsądku". Podchodź do swojego wewnętrznego świata w ten sam sposób, w jaki twój nauczyciel angielskiego w szkole radził ci czytać literaturę: dobrowolnie wstrzymując sąd
i niedowierzanie.
Augustyn sam nauczył się, jak to robić, i przekazał to nam w pierwszym rozdziale swoich Wyznań: "Czeka na Twój głos dusza moja".
Rola duchowego patrona
Znajomość z Ambrożym pomogła Augustynowi otworzyć w sobie całkiem nowe życie. To nie obecność Ambrożego jako charyzmatycznej osobowości spowodowała te zmiany. Augustyn miał już wcześniejsze liczne doświadczenia z charyzmatycznymi postaciami", lecz zasiały one w jego sercu nieufność, gdyż zdawały się przyciągać do siebie innych ludzi głównie po to, aby uczynić z nich swoich naśladowców. Ambroży pełnił w życiu Augustyna funkcję katalityczną, skłaniając go, aby w nowy, twórczy sposób spojrzał własne życie. Taka jest właśnie rola patrona. Patroni zachęcają nas, abyśmy zwracali uwagę na nas samych, nie na nich.
Ambroży stał się patronem Augustyna, ponieważ pomógł mu ujrzeć i otworzyć się na skarb w jego własnym wnętrzu. Niestety, z powodu swoich licznych obowiązków Ambroży nie miał czasu, aby towarzyszyć Augustynowi krok za krokiem w dziele samoodkrycia. Wynagrodził mu to jednak z nawiązką, poznając go z człowiekiem, który miał stanowić "łącznik" z dziedzictwem patronatu, przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
"Odwiedziłem więc Symplicjana, będącego ojcem duchowym biskupa Ambrożego". Do spotkania doszło we właściwym czasie i ta relacja okazała się bardzo owocna. Symplicjan podjął temat tam, gdzie Ambroży go zakończył. Chociaż sam był dobrze wykształcony, nalegał od samego początku, aby Augustyn przestał ograniczać swoje poszukiwanie prawdy do starego akademickiego nawyku wyłącznie intelektualnego podchodzenia do problemów.
Podkreślał znaczenie czerpania nauki z samego życia, poprzez zwracanie uwagi na swoje osobiste doświadczenia. Mówił mu, że prawda i sens, których Augustyn poszukiwał od wieku młodzieńczego, znajdują się tuż przed jego nosem. To miało stać się bardziej zrozumiałe pod warunkiem poświęcenia czasu na badanie historii swojego życia.
Augustyn zastosował to refleksyjne podejście w odniesieniu do całego swojego życia. Wyznania pokazują, jak wiele uwagi poświęcał on codziennym doświadczeniom, dopasowując afekty i wydarzenia w sposób bardzo zbliżony do metod stosowanych we współczesnej psychoterapii. Podobną postawę przyjął on również wobec Pisma Świętego. Powoli czytając słowa biblijnych fragmentów, wsłuchiwał się w swoje wewnętrzne reakcje. Symplicjan i Ambroży wierzyli, że Pismo Święte jest żywym dokumentem, który przemawia do każdego człowieka osobiście, i że jest ważne, aby zwracać uwagę na wewnętrzne reakcje na jego słowa.
Skupienie świadomości na tych wewnętrznych reakcjach odciągnęło uwagę Augustyna od głowy i pozwoliło mu wejść w subiektywną rzeczywistość jego duszy. Również w okresie spotkań z Ambrożym i Symplicjanem Augustyn kontynuował rozwój życia osobistego i zawodowego. Zatrudnił się jako nauczyciel, pogodził się z matką i sprowadził ją, swojego wówczas nastoletniego syna i swoją towarzyszkę, aby wspólnie zamieszkali z nim i z jego przyjaciółmi w Mediolanie. Jego mała społeczność, powiększona o rodzinę i kilku nowych znajomych, wzrastała.
W takim kontekście stabilniejszych struktur zewnętrznych i dobrodziejstw płynących z relacji międzyludzkich Augustyn podjął decyzję, która zmieniła kierunek całego procesu. Postanowił porzucić swój dotychczasowy nawyk pasywnego znoszenia uporczywego niepokoju swojej duszy i zacząć podejmować bardziej czynne wysiłki, aby rozpoznać i zrozumieć, co się dzieje w jego życiu wewnętrznym.
Ujął swoją decyzję w bardzo praktycznych słowach: "Muszę rachować czas i gospodarować moim dniem dla największego pożytku duszy". To stwierdzenie wyznaczyło punkt zwrotny w jego życiu, moment przejścia, który moglibyśmy współcześnie określić terminem "konwersji psychicznej". Ten krok był preludium do głębokiego doświadczenia, które miało nastąpić niebawem, a które zaprowadziło go do świadomości duchowego wymiaru jego życia. Augustyn opisał doświadczenie swojego duchowego przebudzenia w rozdziale siódmym i ósmym swoich Wyznań.
Augustyn opisuje swoje duchowe przebudzenie
Pewnego wrześniowego dnia 386 roku, Augustyn siedział w swoim domu, czytając cicho Biblię. Próbował medytować nad Pismem, tak jak uczyli go Ambroży i Symplicjan: oczami swej niespokojnej duszy. Tego poranka, zaufawszy odczuciom duszy, Augustyn doświadczył czegoś nowego. Lektura stopniowo z intelektualnej analizy zaczęła zmieniać się w rodzaj wewnętrznego dialogu. Augustyn miał wrażenie, że w szacownym tekście było coś żywego, co pragnie połączyć się z czymś żywym w jego własnym sercu. Postanowił zaufać swojej duszy i kontynuował obserwację tego doświadczenia jej oczami.
Pierwszym, co wówczas zobaczył, była wielka światłość: "Te książki zachęcały mnie, abym wrócił do samego siebie. Zacząłem więc wchodzić w głębię mej istoty za Twoim przewodnictwem. Wszedłem tam i takim wzrokiem duchowym, jaki był mi dany, dojrzałem w górze, ponad moim umysłem, światłość Boga niezmienną".
Oczami swojej duszy Augustyn ujrzał coś, co on sam mógł opisać tylko jako rzecz nie z tego świata: "Nie było to takie [dzienne] światło, lecz inne, zupełnie odmienne od wszelkich takich rozjarzeń. Było ono nad moim umysłem, ale nie tak, jak oliwa jest nad wodą, ani nie tak, jak niebo jest nad ziemią. Była nade mną ta światłość dlatego, że ona mnie stworzyła, a ja byłem w dole, bom został przez nią stworzony. Kto zna prawdę, zna tę światłość, a kto zna tę światłość, zna wieczność. To jest światłość, którą miłość zna".
Potem zaczął słuchać. To, co słyszał uszami swojej duszy, ujawniło tożsamość światła wewnątrz niego. Głos określił siebie jako Stwórcę Bytu i Światło Światłości, głos Boga. "I z wielkiej dali usłyszałem Twój głos: «To jam jest Tym, który jest». Usłyszałem tak, jak się słyszy głos w głębi własnego serca, i od razu rozwiały się moje wątpliwości. Łatwiej byłoby mi wątpić w to, że żyję, niż w to, że istnieje Prawda, którą poprzez rzeczy stworzone można zrozumieć i poznać".
Augustyn widział teraz i słyszał prawdę, której długo poszukiwał. To nie był zbiór abstrakcyjnych idei, lecz żywy Byt. Następnie usłyszał, jak ów żyjący Byt wyraża pragnienie, aby wypełnić pozornie niezgłębioną przepaść pomiędzy nimi i faktycznie połączyć się z Augustynem. Zostało to przedstawione w metaforze posiłku. Augustyn doświadczył, że Bóg oferuje mu Siebie jako pokarm. "Zrozumiałem, że jestem daleko od Ciebie - w krainie, gdzie wszystko jest inaczej. I zdało mi się, że słyszę Twój głos z wyżyny: Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał - i nie wchłoniesz mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we mnie przemienisz".
Na okamgnienie zasłona tajemnicy uniosła się. Augustyn uzyskał wgląd w inny świat - cały nowy wymiar doświadczenia, które było tak daleko, a zarazem tak blisko. Zareagował podziwem i trwogą. "I oto w chwili wstrząsającego widzenia dusza moja dotarła do tego, co jest". Augustyn doświadczył bezpośredniego i nieprzepartego pragnienia, aby przyjąć zaproszenie i połączyć się z Bogiem, którego ujrzał oczami swojej duszy. Perspektywa była tak pociągająca, że nie chciał, aby dokonało się to tylko na okamgnienie, lecz na resztę życia.
Taki był jego wgląd. Pragnął przemiany, dzięki której mógłby żyć w tym duchowym wymiarze i doświadczać nieustannego związku z Bogiem.
Przemiana psychiczna to nie to samo co przebudzenie duchowe
Augustyn zdawał się pojmować różnicę pomiędzy konwersją psychiczną i duchową. Podsumował to w tych słowach:
"[…] nie wchłoniesz mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we mnie przemienisz". Doświadczając konwersji psychicznej, Augustyn nauczył się słuchać swojej duszy i przekształcać ją w swoją cielesną substancję, to jest rozpoznawać wskazówki swojej duszy i starać się wcielać to, czego się nauczył, w swoje codzienne życie.
Niektórzy XX-wieczni psychologowie, jak Abraham Maslow, określali ten proces jako "samo-aktualizację". W konwersji duchowej, jednakże, Augustyn nie mógł zmienić Boga w siebie. Musiał raczej pozwolić, aby to Bóg przemienił go w siebie. Sposób, w jaki mogłoby się to dokonać, był dlań niejasny. Nie wiedział, od czego zacząć. Przesłanie wizji było jasne.
Jeśli wybrałby tę drogę, to Bóg byłby jego patronem - uważną obecnością na progu życia - oferując rękę, która pomogłaby mu przekroczyć granicę i wejść w inny świat. Nawet jego dusza musiałaby poddać swój autorytet i uznać Boga za przewodnika i ostateczne źródło prawdy. Augustyn musiałby zgodzić się na przekształcenie go przez Boga, który byłby tu zarówno inicjatorem, jak i środkiem.
Cały proces byłby darem, otrzymanym w czasie i w sposób wybrany przez Boga. Wymagałoby to jednak znowu wyrzeczenia się dumy, rezygnacji z chęci kontrolowania oraz ślepego zaufania. Augustyn, który tak bardzo przywykł do bycia tym, kto ma władzę, czuł się bezradny i zdezorientowany. Jak miała nastąpić ta transformacja?
Augustyn opisuje swoją konwersję duchową
William James, w swoim klasycznym dziele Doświadczenie religijne, mówi o "samopoddaniu się" jako ostatnim etapie wewnętrznego procesu konwersji religijnej. Kiedy dokonało się już intuicyjne spotkanie z Obecnością poza sobą, pragnienie zmiany swojego życia, aby żyć w obliczu tej Obecności, może być nieprzeparte.
Jednak tak głębokiej transformacji nie da się osiągnąć siłą woli. Jak wskazuje James, zasadniczy punkt konwersji duchowej wymaga czegoś dokładnie przeciwnego - zrzeczenia się woli.
W konwersji duchowej człowiek musi poddać swój własny autorytet Wyższej Mocy odczuwanej przez swoją duszę. Augustyn opisywał swoje doświadczenie poddania się w kategoriach, które były spójne z postępem jego psychicznego przebudzenia i konwersji. W przebudzeniu psychicznym, jak pamiętamy, wewnętrzny świadek odczuwa obecność czegoś, co można by określić jako "dusza" lub "ja".
W przebudzeniu duchowym dusza staje się świadoma Obecności istniejącej nawet poza nią. Augustyn doświadczył tej Obecności jako miłującej "światłości", którą nazwał Bogiem. Jego opis konwersji duchowej był również spójny z tym, przez co przeszedł wcześniej na poziomie psychicznym. Konwersję psychiczną charakteryzuje obecność wewnętrznego świadka, który ustanawia pełną ufności relację z duszą i rozpoznaje ją jako pomocnego przewodnika.
W konwersji duchowej zachodzi tego samego rodzaju pełna ufności relacja międzyosobowa, lecz na innym poziomie. Tym razem to dusza ustanawia ufną relację z Obecnością, którą odczuwa poza sobą. Dusza okazuje zaufanie tak wielkie, że poddaje własną autonomię i autorytet owemu większemu Bytowi. To całkowite poddanie się, czasami wyrażane w terminach ekstatycznych, charakteryzuje ostatni wewnętrzny etap w procesie konwersji duchowej.
Wielokrotnie wspomina o nim Pismo Święte, a jego podsumowaniem jest proste zdanie, obecne w codziennych modlitwach wielu chrześcijan: "Bądź wola Twoja". Wyznanie ufnego poddania się Istocie Boga często wyraża się w fizycznym akcie bicia pokłonów lub przyklękania. Mieszkając w północnoafrykańskiej wiosce jako wolontariusz Korpusu Pokoju, wiele razy byłem świadkiem praktyki głębokiego pokłonu - prostracji - stanowiącej część religijnej tradycji islamu. Katolicy pochylają głowę lub przyklękają, wchodząc do kościoła. Buddyści kłaniają się nie tylko w świątyniach, lecz również przy powitaniach, czcząc świętą Obecności w każdej osobie.
Następny krok Augustyna w procesie konwersji duchowej będzie wyznaczony zewnętrznie przez akt głębokiej prostracji, która wyraża jego postawę ufnego poddania.
Posucha po przebudzeniu
W miarę jak upływały dni i tygodnie od jego początkowej wizji, Augustyn czekał, aż coś się wydarzy. Był gotowy na transformację swojego życia, lecz nie umiał sprawić, aby ona się dokonała. Zaczął odczuwać narastającą frustrację. Nawet w tym krótkim okresie zaczął wracać do swoich nawyków. "Odepchnięty własną słabością wróciłem do zwykłych doświadczeń, stamtąd przynosząc z sobą tylko pełną tęsknoty pamięć - jakby mnie owiała woń pokarmu, którego jeszcze nie byłem zdolny pożywać". Nadal spotykał się z Ambrożym i Symplicjanem. Obaj zachęcali go do wytrwałości w medytacjach nad Pismem Świętym.
Dzielili się z nim swoimi duchowymi doświadczeniami i doświadczeniami innych. Zapewniali mu coś więcej niż wsparcie - obaj stanowili praktyczne przykłady duchowego życia w działaniu. Augustyn podziwiał ich, oni zaś, jako jego patroni, słuchali go w sposób, który wspierał rozwój jego duszy. Augustyn odnalazł swoją ścieżkę. W 386 roku publicznie uznał się za chrześcijanina. Przyszło mu za to zapłacić wysoką cenę. Cesarz Julian ogłosił nowe prawo, zakazujące chrześcijanom nauczania literatury i retoryki. Augustyn stracił pracę i nie mógł dłużej wykonywać swojego zawodu.
Pewnego dnia, gdy Augustyn przebywał w domu i żalił się swojemu bliskiemu przyjacielowi Alipiuszowi, do drzwi zapukał niejaki Pontycjan, który tak jak oni pochodził z Afryki Północnej. Gdy rozprawiali o nowinach z ojczyzny, przybysz zauważył leżącą na stole kopię Listów świętego Pawła. Wyznał Augustynowi i Alipiuszowi, że on też jest chrześcijaninem, a następnie opowiedział im szczegółowo, jak nawrócenie jego dwóch przyjaciół doprowadziło go do konwersji duchowej. To osobiste wyznanie głęboko poruszyło Augustyna. "Pontycjan dalej snuł opowieść swoją, którą Ty [Boże] znowu stawiałeś mnie naprzeciw mnie samego, oczy mi kłułeś mną samym".
Raz jeszcze stanął przed tym samym dylematem. "Wnętrze mojej istoty przestało być spokojnym domem". Był zdecydowany zrobić coś natychmiast, aby uzdrowić swoje bolesne rozdarcie; nie mógł dłużej zwlekać. Zazwyczaj opanowany Augustyn czuł się przytłoczony potężnymi mocami, które wzbierały w jego wnętrzu. Wzburzenie wygnało go do ogrodu przy domu, w którym mieszkali. Alipiusz pobiegł za nim, ujrzał przyjaciela leżącego na ławce w pozycji płodowej, wyrywającego włosy z głowy i tłukącego pięściami w czoło. Augustyn wykrzykiwał wciąż te same słowa: "Niech się już stanie! Niech się stanie!".
Chciał uczynić ostateczny skok w otchłań i zaufać, że Obecność będzie tam, aby go przyjąć. "Rzuć się ku Niemu! Nie obawiaj się - On się nie cofnie, abyś upadł. Rzuć się z całą ufnością, On przygarnie cię i uleczy". W trakcie tego wyznania wiary, wybuchnął płaczem i "[…] wtedy się wreszcie zerwała we mnie burza, niosąc deszcz łez rzęsistych".
Augustyn podniósł się i odszedł od Alipiusza. Skierował się w odleglejszą część ogrodu, w miejsca, gdzie mógł być całkiem sam. Rosło tam drzewo figowe. Augustyn z płaczem rzucił się na ziemię u stóp drzewa. Jego ciałem targały spazmy i szloch, a on ofiarował się Bogu. W akcie ostatecznego poddania się, ofiarował Mu całe swoje życie, całkowicie i bezwarunkowo. W tym momencie dawny Augustyn przestał istnieć. To było wszystko, co mógł zrobić. Cokolwiek stało się później, było dziełem Boga, wolnym wyrazem Bożego współczucia, Boską odpowiedzią, którą chrześcijanie określają mianem "łaski".
Podczas lektury Wyznań trzeba umieć rozpoznać, kiedy Augustyn chce, abyśmy zrozumieli jego słowa metaforycznie. Ostatecznie był to nauczyciel retoryki, przesiąknięty klasyczną literaturą swojego czasu. W tym przypadku czytelnicy powinni być świadomi symbolicznego znaczenia ogrodów poprzez biblijne odniesienia. Augustyn nie mógł znaleźć lepszego miejsca dla opisu spotkania swojej duszy z Bogiem niż ogród.
Ogrody spotkania
Współczesna psychologia również uznaje, że nasze najgłębsze doświadczenia wyrażają się zasadniczo poza słowami. To dlatego gdy dusza "mówi" w snach lub głębokich doświadczeniach duchowych, używa języka obrazów, aby wyrazić to, co niewyrażalne w słowach. Z tej perspektywy, pierwszy ogród, położony bliżej domu, może reprezentować wewnętrzny świat niespokojnej i udręczonej duszy Augustyna. Ten obraz przywołuje jedno z bogatych znaczeń, jaki nadaje ogrodowi literatura judeochrześcijańska.
Choć piękne, ogrody bywają zarazem miejscami strachu i cierpienia. Zarówno w raju, jak i na Górze Oliwnej, ogrody stanowiły symboliczne tło przemian, w czasie których ludzka wola spotykała wolę Boga.
W Edenie i w Getsemani zadawano ostateczne pytanie: Czy będziesz posłuszny woli Boga, czy swojej własnej? Tradycyjnie, afirmatywna odpowiedź była wyrażana łacińskim słowem fiat - "Niech tak będzie!" Te właśnie słowa wykrzyknął szczerze Augustyn: "Niech się już stanie! Niech się stanie!. Drugi ogród - wewnętrzny ogród umieszczony dalej od domu - może być reprezentacją głębszego wymiaru duszy. To było miejsce, gdzie Augustyn spotkał Żywego Boga. Obecność Boga została wyrażona przez drzewo rosnące - niczym Drzewo Życia - w samym środku ogrodu. Augustyn rzucił się do stóp tego drzewa. Ten prosty, lecz wymowny akt prostracji do stóp Boga był dlań sposobem wyrażenia decydującego momentu konwersji duchowej.
To był akt ufnego poddania, który określał całkowite i bezwarunkowe ofiarowanie swojej woli - woli Boga. To przyrzeczenie totalnego poddania pozwoliło jego duszy przejść do królestwa ducha i wziąć udział w świętej uczcie. To tu doświadczył odnowy życia, które wypełniło go boskim światłem i przyniosło tak głębokie poczucie pokoju, że jego serce wreszcie znalazło ukojenie: "[…] stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła".
W 1966 roku amerykański mnich Thomas Merton napisał prosty wiersz Na samym dole. Jedna z jego strof, w której opisywał osobiste doświadczenie, przypomina to, czego musiał doświadczyć Augustyn jakieś 1600 lat wcześniej:
Widziałem salę
Gdzie się wytwarza
Życie i śmierć.
Skomentuj artykuł