W biografiach wszystkich świętych odnotowane są fakty ich niezwykłych "kontaktów" ze sferą nadprzyrodzoną. Tak niezwykłe historie niekiedy zdają się być wytworami fantazji.
Na zwyczajnych ludziach wywierają bardzo silne wrażenie, ale teologowie najczęściej je "pomijają" ze względu na trudność ich obiektywnej oceny. W każdym razie chodzi o doświadczenia wyjątkowe.
Dla chrześcijanina świat nadprzyrodzony jest konkretną rzeczywistością. Co więcej, jest jedyną prawdziwą rzeczywistością, do której ma dążyć całym sobą, bowiem w tym właśnie świecie przeznaczone mu jest żyć całą wieczność, z duszą i ciałem. Końcowe zdanie Wyznania wiary brzmi: "I oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie".
Lecz jest jeszcze jedna prawda, którą chrześcijanin wyznaje, a łączy ona nierozerwalnie rzeczywistość doczesną ze światem nadprzyrodzonym. Owa Prawda zawiera się w teologicznej koncepcji Kościoła. (…) Kościół tworzą osoby żyjące w świecie doczesnym, zmarli, którzy dostąpili już szczęścia wiekuistego, oraz ci zmarli, którzy oczyszczają się jeszcze z grzechów.
Trzy stany, w trzech różnych sytuacjach, ale ściśle powiązane między sobą poprzez Chrystusa: "[…] obcowanie ze świętymi łączy nas z Chrystusem, z którego, niby ze Źródła i Głowy, wypływa wszelka łaska i życie Ludu Bożego" (nr 957). Nie istnieją zatem podziały poza podziałami akcydentalnymi. Nie ma zatem przeszkód, by owe trzy stany kontaktowały się ze sobą, wręcz przeciwnie - więź między nimi urzeczywistnia się poprzez wiarę i miłość Bożą, zaś w wyjątkowych przypadkach bezpośrednio.
Wszyscy święci doświadczali takich kontaktów między ziemią a niebem. W ich biografiach nie brakuje opisów wizji Chrystusa, Matki Boskiej i innych przybyszów z Królestwa Szczęścia Wiekuistego. Pojawiają się też relacje z odwiedzin dusz czyśćcowych.
Ojciec Pio bardzo wcześnie wszedł w kontakt z światem nadprzyrodzonym. Z dziennika o. Agostina z San Marco in Lamis, kierownika duchowego Ojca Pio, dowiadujemy się o tym, że już w 1892 roku, czyli w wieku pięciu lat, miał on wiele przeżyć natury charyzmatycznej. Ekstazy i wizje zdarzały mu się wtedy tak często, że uważał je za coś zupełnie zwyczajnego.
"A OJCIEC NIGDY NIE WIDUJE MATKI BOSKIEJ?"
Ojciec Agostino pisze: "Jego ekstazy i wizje zaczęły się, gdy miał pięć lat - gdy w jego sercu zakiełkowało pragnienie oddania się służbie Bożej. Odtąd powtarzały się one nieprzerwanie. Pytany, jak to się stało, że tak długo nikomu o nich nie mówił, odparł z całą prostotą, iż uważał je za rzecz zwyczajną, zdarzającą się i innym duszom. I rzeczywiście, kiedyś naiwnie zapytał mnie: «A Ojciec nigdy nie widuje Matki Boskiej?». Na moją odpowiedź, że nie, odparł: «Ojciec tak mówi przez świętą skromność»".
Inny z jego kierowników duchowych, o. Benedetto, zapisał w swym dzienniku, iż "pragnienie oddania się na służbę Bogu zrodziło się w małym Francesku w wieku pięciu lat. Aby ofiarować się Bogu, chłopiec udał się do kościoła w Pietrelcinie. Kiedy stanął przed głównym ołtarzem, ukazał mu się Chrystus. Przywołał go do siebie skinieniem ręki, po czym położył mu ją na głowie - na znak miłości i przyjęcia składanej mu ofiary".
Doznania mistyczne wzbudzały w tym małym chłopcu instynktowne pragnienie złożenia za nie podziękowania poprzez modlitwę i ofiarę. Od matki, jak i od proboszcza dowiedział się, że Chrystus, by zbawić człowieka, cierpiał przez całe życie, aż do swej śmierci na krzyżu. I mały Francesco zapragnął cierpieć tak, jak On. Dlatego też szukał w domu najskrytszych miejsc, by z dala od niedyskretnych spojrzeń domowników modlić się i zadawać sobie pokutę.
Matka Ojca Pio opowiadała, jak to któregoś dnia zastała dziewięcioletniego wówczas syna biczującego się w ukryciu, za łóżkiem, żelaznym łańcuchem. Na nic zdały się jej błagania. Nie przestał umartwiać się. Spytała go: "Dlaczego, synku, sam sobie zadajesz tak straszny ból?". Francesco odparł: "Muszę bić się z taką siłą, z jaką Żydzi bili Jezusa, dopóki z Jego pleców nie wytrysnęła krew". Ksiądz Giuseppe Orlando, duszpasterz w Pietrelcinie, często ganił chłopca za to, że "zamiast spać w łóżeczku, które uścieliła mu kochająca go mama, kładł się na ziemi opierając głowę na kamieniu".
W okresie młodzieńczym doznania mistyczne przybrały na sile. Towarzysze jego studiów teologicznych dobrze zapamiętali, że często pozostawał w kościele zupełnie nieruchomy, niczym pogrążony we śnie, wpatrując się w jeden i ten sam punkt, tak jakby widział tam jakiegoś swego rozmówcę. Kiedy indziej zaś, rozważając o Męce i Śmierci Chrystusa, wybuchał płaczem.
Płacz był tak długi i intensywny, że poważnie osłabiał jego oczy. Gdy chorując przebywał w Venafro, często zdarzało się, iż odwiedzający go współbracia wchodząc do jego celi zastawali go w ekstazie. Przyklękiwali wtedy obok niego, pogrążając się na długo w modlitwie.
Ekstazy trwały godzinami i powracały z rosnącą częstotliwością. Zakonnicy zaczęli niepokoić się o zdrowie młodego współbrata. Bezradni szukali pomocy u lekarzy. W ten sposób ekstazy Ojca Pio stały się przedmiotem badań medycyny. Jeden z lekarzy, Nicola Lombardi, pozostawił nam następujące świadectwo: "Ojciec Pio leżał na łóżku z otwartymi oczami i czerwoną od napływu krwi twarzą. Wzrok jego utkwiony był w jeden i ten sam punkt pokoju, jakby w kogoś. Zwracał się w słowach do Chrystusa, do Matki Bożej i do Anioła Stróża. Dialog, który prowadził, był raczej ożywiony. Stan ten trwał około pół godziny. Oprócz mnie świadkami tej sceny byli dwaj bracia zakonni. Przez cały ten czas kontrolowałem puls Ojca Pio i nie stwierdziłem żadnych anomalii. Jak tylko zakończyła się ta tajemnicza rozmowa, Ojciec Pio zapadł w głęboki sen. Kiedy niedługo potem obudzono go, był wesoły i żartował jak gdyby nic szczególnego się nie zdarzyło".
"Ekstazy takie - jak poświadczył o. Agostino z San Marco in Lamis - zdarzały się ciągle, dwa czy trzy razy dziennie. Każda z nich trwała od jednej do dwóch i pół godziny. Ojciec Pio rozmawiał z Jezusem, Matką Bożą, Aniołem Stróżem, św. Franciszkiem i innymi świętymi".
"Mnich umarł"
Ojciec Agostino miał szczęście być obecnym przy wielu ekstazach młodego zakonnika. Wypowiadane przezeń w owych momentach słowa starał się zanotować jak najwierniej, po czym przepisywał je do swego "Dziennika".
Również w Pietrelcinie w okresie, jaki Ojciec Pio spędził w domu rodzinnym z przyczyn zdrowotnych, nieraz obserwowano jego ekstazy. Każdego ranka udawał się do miejscowego kościoła parafialnego, by odprawić Mszę św. Po jej ukończeniu odmawiał długą modlitwę dziękczynną. Częstokroć zdarzały mu się wtedy omdlenia.
Kościelny, Michele Pilla, na widok omdleń Ojca Pio początkowo wpadał w panikę, lecz z czasem przyzwyczaił się do nich. Zostawiał klucze w drzwiach kościoła, żeby Ojciec Pio po przyjściu do siebie mógł je zamknąć.
Któregoś dnia, wróciwszy do kościoła, by oddzwonić południe, zastał Ojca Pio wciąż jeszcze nieprzytomnego. Czym prędzej pobiegł do proboszcza, krzycząc: "Mnich umarł!". Proboszcz, dobrze znając przyczynę omdleń Ojca Pio, odpowiedział mu: "Nie martw się, zmartwychwstanie".
Tego rodzaju zjawiska powtarzały się przez całe życie Ojca Pio. Z istotami nadprzyrodzonymi przestawał z poufałością. Zachowywał się wobec nich, jak wobec ludzi, z którymi stykał się na co dzień.
Ze szczególną serdecznością odnosił się do Matki Bożej, zwąc Ją czule "Mamusią". Wszyscy dobrze znający go zakonnicy zgodnie potwierdzili, iż bardzo często ukazywała mu się Maryja. A w 1959 roku Matka Boska uzdrowiła go, z - jak to lekarze określili - złośliwego nowotworu płuc.
Skomentuj artykuł