Spowiedź święta nie jest tylko jakimś obrzędem, formalnością czy przedświąteczną tradycją. Nie jest też darmową alternatywą wizyty u psychoanalityka. Sakrament pokuty i pojednania jest osobistym, wręcz intymnym spotkaniem z miłosiernym Bogiem, który chce nam przebaczyć, bo kocha nas jak Ojciec.
Nie ma grzechu, który by nie mógł być odpuszczony, jeśli tylko człowiek szczerze żałuje, ufa Bogu i pragnie przebaczenia. Ale żeby Bóg mógł nam wybaczyć, musimy przyjąć wobec Niego właściwą postawę. Jest to postawa ufnej wiary, że Bóg kocha mnie tak bardzo, że poświęcił życie swego Syna, abym mógł być zbawiony. W praktyce sakramentu pojednania wiara ta wyraża się w akcie ufnego i szczerego wyznania przed Bogiem swej grzeszności.
Rachunek sumienia to nie usprawiedliwianie siebie
Najważniejszym elementem sakramentu pojednania nie jest to, co dokonuje się w konfesjonale, lecz wcześniej - przed spowiedzią; wtedy, gdy w osobistej, cichej modlitwie, w rachunku sumienia i akcie żalu wyznaję przed Bogiem swoje grzechy i proszę Go o przebaczenie. Akt ten dokonuje się w wielkiej dyskrecji i intymności tylko między mną a Bogiem. Często przybiera on kształt wewnętrznego dialogu, w którym stary człowiek, zniewolony grzechem, zmaga się z nowym - kształtowanym przez prawdę i pragnienie świętości.
Co ciekawe: to właśnie na tym etapie dokonują się największe nadużycia, polegające na "samorozgrzeszaniu", na wmawianiu sobie, że to czy tamto nie jest grzechem. To nie wstyd przed księdzem powoduje zatajanie lub pomijanie grzechów w spowiedzi, lecz lęk przed prawdą o samym sobie albo lęk przed Bogiem, którego fałszywy obraz stawiamy sobie przed oczami. Gdybyśmy bowiem wierzyli, że Bóg nie chce karać ani potępiać, lecz przebaczać i zbawiać, wtedy lęk ustąpiłby miejsca ufności.
W akcie żalu nie powinienem dyskutować z Panem Bogiem i przekonywać Go, co jest grzechem, a co nie, lecz pokornie zgodzić się z Tym, który przemawia do mnie przez swoje słowo i głos sumienia. Jeśli Bóg mówi, że coś jest grzechem, to nim jest, choćby wszyscy twierdzili inaczej.
Żal prawdziwy
Żalu nie można sprowadzać do samych tylko uczuć. Co prawda, ból duszy i niepokój sumienia często towarzyszą skrusze, ale nie one stanowią o jej istocie. Często trudno jest nam żałować za grzech, gdyż doraźnie jest on przyjemny i chętnie nawet byśmy go znów powtórzyli. Albo też "żałujemy" jedynie przykrych następstw grzechu i tego, że w obliczu pokusy okazaliśmy się słabi, a teraz musimy z tego powodu cierpieć. Lub "żałujemy", że grzech się "nie opłacił", bo nie spełnił naszych oczekiwań, a do tego jeszcze teraz odczuwamy wyrzuty sumienia. Dopiero Duch Święty w długim procesie uświęcania przez prawdę kształtuje nasze uczucia i uczy nas autentycznie boleć i płakać - nie tyle nad sobą i swoimi grzechami, co nad tym, że przez nie zraniliśmy Boga.
Rachunek sumienia polega na szukaniu prawdy o sobie i swoim życiu, a także o Bożej miłości, bo tylko w jej świetle zdołamy tę prawdę zobaczyć. Pierwszym warunkiem szczerego rachunku sumienia jest ufne oddanie się w ręce Boga. Tylko ono pozwoli zrezygnować z asekuracyjnych tłumaczeń, usprawiedliwień, zaprzeczeń i obrony. Dopiero w postawie bezbronności i wiary w Bożą miłość można wejrzeć w głąb swego sumienia. Żeby się szczerze ocenić, trzeba spojrzeć na siebie oczami Chrystusa, który nie jest przeciwko mnie, lecz chce mnie uleczyć; nie jest sędzią, lecz adwokatem w mojej sprawie przed Bogiem. Trzeba też dostrzec, że każdy grzech jest już przebaczony i zgładzony przez zbawczą śmierć Chrystusa. I przyjąć nadzieję, którą daje nam perspektywa zmartwychwstania.
Spowiedź i jej konsekwencje
Wyznanie grzechów w konfesjonale to najbardziej stresująca i upokarzająca chwila: mam wypowiedzieć przed kimś swoje słabości, to, co mnie oskarża i przedstawia w najgorszym świetle. Pryska wtedy świetlany wizerunek, który z taką pieczołowitością nieraz tworzymy, by zapewnić sobie dobre samopoczucie i szacunek innych. W obawie przed wstydem wobec księdza trudno jest o gotowość uznania swoich błędów, o przyjęcie postawy ufnej pokory i bezbronności - w nadziei na Boże miłosierdzie. W efekcie często stosujemy rozmaite "zasłony dymne" lub ulegamy duchowemu paraliżowi. Dlatego w konfesjonale tak często słychać spowiadanie się z cudzych grzechów ("bo zięć to zawsze…"), pewność własnej bezgrzeszności ("przecież ja nigdzie nie wychodzę, to co ja mogę grzeszyć"), bagatelizowanie grzechów ("przecież nikogo nie zabiłem") czy determinację w zaprzeczaniu faktom ("na pewno nie opuszczam Mszy").
Naturalną konsekwencją spowiedzi jest pragnienie i postanowienie poprawy. Jest to szczera chęć zerwania z grzechem, a przynajmniej z okazją do niego, podjęcia pracy nad sobą i zmiany postępowania. Zadośćuczynienie to wola naprawienia wyrządzonego zła: zarówno Panu Bogu - w formie pokuty, jak i bliźnim, najlepiej przez hojne czynienie dobra.
Większość ewangelicznych przypowieści, wiele spotkań Jezusa z ludźmi to wspaniałe lekcje i zachęta do skruchy, a także do przyjęcia Bożego miłosierdzia. Jezus wie, że chorujemy na grzech, że ta straszna epidemia wzmaga się i - co gorsza - zaczynamy się z nią oswajać. Zamiast leczyć, wmawiamy sobie, że jest czymś tak powszechnym, że aż normalnym. Szukamy różnych sposobów i środków znieczulających, które pozwolą ukryć symptomy i uśmierzyć ból. Ale jest to taktyka samobójcza: jeśli odrzucimy lekarza i lekarstwo, nic nas nie uratuje przed duchową śmiercią. Lekarzem jest Chrystus, badaniem rachunek sumienia, zabiegiem wyznanie grzechów, terapią skrucha, lekarstwem pokuta. Wszystko to jest dostępne w sakramencie pojednania. Skorzystajmy z tej szansy.
Skomentuj artykuł