Umrzeć w pocałunku Boga, czyli śmierć jako wyznanie Bożej miłości
Nie wystarczy nam sprytu, żeby śmierć przechytrzyć, ale może nam wystarczyć wiary, by powierzyć się delikatnym dłoniom Boga, które z czułością pochwycą nas po drugiej stronie.
Przyjemność, śmierć, niebo, piekło… Z każdym z tych słów wiążą się emocje, na pierwszy rzut oka konkretne i zdefiniowane. A gdyby przyjrzeć się im bliżej? Gdyby nagle się okazało, że wcale nie tak śpieszno nam do nieba, a śmierć wywołuje dużo większy strach, niż powinna? „Rzeczy ostateczne” to cykl na Adwent, którego autorem jest Cezary Jenta OP. Dominikanin w ciekawy i przystępny sposób porusza w nim tematykę, z którą każdy z nas, prędzej czy później, będzie musiał się skonfrontować. Lepiej zacząć już teraz i nie odwlekać tego na ostatnią chwilę. Oto część druga: śmierć.
Zobacz część pierwszą: przyjemność
Jeden z papieży na łożu śmierci usłyszał od swojego współpracownika, że nie musi się jej bać, bo odejdzie przecież z tego „łez padołu” do krainy wiecznego szczęścia. Na co papież miał odpowiedzieć: "No tak, ale całkiem nieźle mi się tu płakało".
Rzeczy ostateczne są związane ze śmiercią i niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy je oswoić, jak bardzo chcielibyśmy pokazać ich piękno, i obietnicę , którą ze sobą niosą jest też tak, że będziemy musieli zmierzyć się z lękiem. Śmierć budzi w nas lęk. Nie jest doświadczeniem, które można przećwiczyć. Śmierci nie da się „przeżyć”. Umierania nie da się wytrenować. Umieramy tylko raz.
Śmierć – siostra niewygodna
Święty Franciszek nazywał śmierć siostrą. Jest ona siostrą każdego z nas niezależnie od tego czy na bycie blisko tej kłopotliwej siostry się zgadzamy, czy też robimy wszystko, aby wyciąć ją ze zdjęć w naszym rodzinnym albumie. Wielokrotnie narzekamy na to, co nas spotyka na tym „łez padole”, ale kiedy dostrzegamy znaki naszego przemijania nie mamy nic przeciwko temu, żeby pobyć tutaj nawet jeszcze z tysiąc lat.
O naszym lęku przed śmiercią świadczy to, że nie potrafimy o niej rozmawiać z tymi, którzy są śmiertelnie chorzy, albo zwyczajnie dożywają swoich lat. Kiedy próbują nam sygnalizować, iż wiedzą, że odchodzą, stosujemy różne uniki, żeby tylko nie poruszać tego tematu. Bywa, że panicznie boimy się zwłok, nawet jak są to zwłoki osób najbardziej przez nas kochanych.
Warto skonfrontować się z tym, że śmierć jest naprawdę czymś trudnym. Nikt z nas jej nie pokona, nie przechytrzy. Od śmierci oddzielają nas konkretne lata, miesiące, dni i godziny. Moment naszej śmierci jest już wyznaczony!
Scałowane życie
Dlaczego warto doświadczyć swojej bezradności wobec umierania? Warto właśnie po to, żeby zgodzić się na to, że KTOŚ musi nas przez nią przeprowadzić. Nie wystarczy nam sprytu, żeby śmierć przechytrzyć, ale może nam wystarczyć wiary, by powierzyć się delikatnym dłoniom Boga, które z czułością pochwycą nas po drugiej stronie.
Dbając o prostotę serca może chociaż po części zrozumiemy, że rzeczywiście jest ona nowymi narodzinami. Jest podobna do dnia, w którym przyszliśmy na ten świat. Wtedy też nie wiedzieliśmy co nas czeka. Aby wejść w nową rzeczywistość, musieliśmy przyjąć naturalny bieg rzeczy. Bez tego nie doświadczylibyśmy miłości osób, które kochamy. Nigdy też nie bylibyśmy świadkami zachwycającego i zaskakującego dobra, które nieraz nas spotyka.
Kiedy Mojżesz był już na górze Nebo, na której umarł, został zaskoczony tym, że jego śmierć była wyznaniem Bożej miłości.
Według pięknej tradycji żydowskiej Mojżesz przed śmiercią był sparaliżowany lękiem. Starał się opóźnić swoją śmierć. Pod pretekstem przekazania Narodowi Wybranemu ostatnich pouczeń, błogosławieństw, pod pretekstem ostatnich pożegnań przeciągał moment odejścia. Kiedy był już na górze Nebo, na której umarł, został zaskoczony tym, że jego śmierć była wyznaniem Bożej miłości. Bóg na górze Nebo scałował duszę z ust Mojżesza. Umarł on w pocałunku Boga.
Prostować, co krzywe
Śmierć przynosi ze sobą lęk, boimy się jej. Może brzmieć to niewiarygodnie, ale lęk przed śmiercią może nas przed Bogiem uprościć. Dzięki temu lękowi i trwodze możemy stawać się przed Bogiem bardziej pokorni. Strach przed nieznanym może wręcz nas zmusić abyśmy powierzyli się miłosiernym dłoniom Boga.
W adwencie słyszymy w liturgii o Janie Chrzcicielu, który wzywał do nawrócenia. Jan Chrzciciel był głosem na pustyni, aby prostować drogi dla Boga. Jego wołanie w Ewangelii może nawrócić nas z naszych grzechów, które są jednym z powodów strachu przed śmiercią.
Może ona również „wyprostować” drogi naszego myślenia o zamysłach Boga wobec nas, które zawsze są pełne miłości i dobroci. Niech Bóg przygotuje nas do śmierci tak, abyśmy odważyli się myśleć o niej jak o Jego pocałunku, jak o momencie, w którym na chwilę zamykamy oczy, aby po chwili otworzyć je w nowej rzeczywistości.
***
„Jakiż to zaszczyt wyjść z tego świata bezpiecznie i radośnie, wyjść w chwale pośród doświadczeń i ucisków, zamknąć na chwilę oczy, którymi się ogląda ludzi i świat, i zaraz potem otworzyć, aby ujrzeć Boga i Chrystusa. Jakże wielka prędkość owej szczęśliwej podróży. W jednej chwili zostaniesz odebrany ziemi, aby się znaleźć w królestwie niebieskim.” (Św. Cyprian)
Skomentuj artykuł