Życie jako twórcze naśladowanie

Życie jako twórcze naśladowanie
(fot. shutterstock.com)
Zdzisław Józef Kijas OFMConv

Wzięcie na siebie jarzma Chrystusa nie rozwiązuje sprawy do końca. Nadal pojawiają się pytania, nadal jest ich wiele.

Apostoł Jan mówi, że ostateczna prawda o człowieku jest jeszcze przed nami i że jest ona do odkrycia. Człowiek jest viator - pielgrzymem, który jest ciągle w drodze, w poszukiwaniu miejsca wypoczynku. Także życie jest sequelą - kroczeniem, podążaniem za (kimś lub czymś). Jest ono wyjątkową formą twórczego naśladowania Mistrza, który mi mówi, że dopiero na końcu tej drogi, w chwili zwieńczenia się mojego czasu ziemskiego pielgrzymowania, poznam ostatecznie, kim jestem, co uczyniłem ze swoim życiem, jaką perłę miałem w ręku i w jaki sposób się z nią obszedłem. Wiara dopowiada mi, że dokona się to w Chrystusie, przez przeglądanie się w Nim, w Jego obrazie, ponieważ objawia On pełnię mojej natury i mojego powołania. To wychylenie ku przyszłości, zwrócenie się w stronę historii, która nadejdzie, to ciągłe wychodzenie na spotkanie Tego, który jest i który ciągle przychodzi, jest równie trudnym, co nieodzownym powołaniem człowieka. Jeżeli jednak zgodzi się na tę propozycję, jeżeli wyruszy w drogę, jeżeli zgodzi się na trud i niewygody pielgrzymowania, pozna prawdę i osiągnie szczęście. Jak to jest możliwe? Zbawiciel odpowiada:
Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11, 29-30).

A więc szczęście nie przychodzi od razu. Ono nie spada niespodziewanie z nieba. Wymaga przygotowania. Jest niewątpliwie darem łaski, ale tej udziela Bóg tym, którzy o nią proszą i pracują. W powyższym tekście Jezus zachęca, aby wziąć na siebie Jego jarzmo, aby uczynić to w cichości i pokorze, bez obnoszenia się, że dźwiga się Bożą wolę, bez chełpienia się ewentualnym cierpieniem, trudnościami (bo przecież można również w ten sposób nieść krzyż życia), i iść za Panem. Czyniąc to, znajdziemy ukojenie dla dusz naszych. Pokora i cichość są więc "skrzydłami" duszy, która wznosi się do Boga i znajduje w nim szczęście i radość. Może pozwoli nam to zrozumieć pewna bajka.

Otóż pewnego dnia mistrz powiedział do swojego najzdolniejszego ucznia: - Masz talent. Pamiętaj, nie wszyscy rodzimy się ze skrzydłami. Prawdą jest, że nie masz obowiązku latania, ale myślę, że szkoda by było, abyś ograniczył się wyłącznie do chodzenia, dysponując talentem, który dobry Bóg ci dał. Świat z góry wygląda inaczej. Piękniej i prościej.

- Ale ja przecież nie umiem latać - odpowiedział uczeń.
- A podejmowałeś próby? Skąd wiesz, że nie umiesz... -rzekł mistrz.
Wszedł z uczniem na górę i stanął nad przepaścią.
- Widzisz? To jest przestrzeń. Kiedy zdecydujesz się latać, przyjdziesz tutaj, nabierzesz powietrza, skoczysz w przepaść, rozłożysz skrzydła i polecisz.
Uczeń zwątpił: - A jak spadnę?

- Może spadniesz, ale nic ci się nie stanie, nie umrzesz. Może będziesz miał parę zadraśnięć, parę siniaków, może coś sobie złamiesz; ale to wszystko uodporni cię na kolejną próbę - odparł mistrz.

Uczeń wrócił do dojo. Spotkał się z innymi uczniami, ze swoimi przyjaciółmi i kompanami. Opowiedział, co mówił mistrz. Niektórzy z nieukrywaną zazdrością nie chcieli słuchać.

Ci z najbardziej ograniczoną zdolnością myślenia, którzy z reguły mówią najgłośniej, odezwali się w te słowa: - Zgłupiałeś? Po co? Mistrz oszalał do reszty... Do czego potrzebne ci latanie? Jesteś dobry tu na ziemi. Nie wygłupiaj się! Zresztą, komu potrzebne jest dzisiaj latanie?

Najlepsi przyjaciele radzili mu tak: - A jeśli to prawda i mistrz ma rację? Czy to nie jest jednak zbyt niebezpieczne? Czemu nie zaczniesz stopniowo? Spróbuj skoczyć najpierw ze stołu, potem może z drabiny, potem wybierz jakieś drzewo. Ale... od razu ze szczytu w przepaść? Zastanów się.

Rada ta wydała się rozsądna. Uczeń wszedł więc na wierzchołek drzewa i, nabrawszy odwagi, skoczył. Rozwinął skrzydła, ale nie zdążył nimi nawet zamachać, gdy z całym impetem runął na ziemię.
Z wielkim guzem na głowie natychmiast pobiegł do mistrza.

- Oszukałeś mnie! Nie mogę utrzymać się w powietrzu, a co dopiero latać. Spróbowałem i zobacz, jak się uderzyłem! Nie jestem taki jak ty. Moje skrzydła są do ozdoby.

- Mój drogi - rzekł mistrz - żeby szybować, trzeba mieć swobodę i szeroki horyzont, trzeba najpierw stworzyć sobie przestrzeń wolnego powietrza do rozłożenia skrzydeł. Potrzebujesz pewnej wysokości, by wypełniły się wiatrem. Aby latać, trzeba zacząć brać na siebie ryzyko. Zobacz, wszyscy mamy to samo niebo nad głową, ale jakże różne horyzonty.

Ale nie musisz. Jeśli nie chcesz, to możesz oczywiście zrezygnować i zawsze tylko chodzić... patrząc w górę i zazdroszcząc innym. Być może tak jest lepiej".
Poznanie jest podobne do latania. Pozwala spojrzeć z określonej perspektywy na to, co dzieje się wokół nas, mieć daleki horyzont, nadać wszystkiemu, co porusza się pod nami, odpowiednią wartość i znaczenie.

Poznanie pozwala odkryć albo też nadać sens mojemu życiu. Pozwala znaleźć odpowiedź na pytania, jakie stawia życie, np. o to, kim jestem, co jest sensem mojego życia, jaki czeka mnie los, gdzie jest prawdziwa kraina szczęścia. Jest wielkim ukojeniem duszy, a ukojenie daje pewność. Lecz aby je zyskać, potrzeba, jak w powyższej bajce, odwagi, gotowości do podjęcia ryzyka, że mogę je zyskać, że może stać się moją własnością, że mogę być szczęśliwy, że radość, którą cieszą się inni, może być również moja. Czy jestem gotów do wysiłku? A może z niego dobrowolnie rezygnuję, nie chcę uwierzyć, że jest także dla mnie? Pokusą nie jest jedynie egoistyczne obnoszenie się ze swoim szczęściem, ale także dobrowolna rezygnacja ze starania się o nie.

Chrystus uczy, że najpierw muszę wziąć Jego jarzmo, że muszę brać je ciągle od nowa, ciągle z nowym przekonaniem, za każdym razem z głębszą intencją, z większą miłością i cierpliwością. Raz wzięte, musi być brane ciągle, od nowa, lecz za każdym razem na innym odcinku drogi, w innym kontekście, w innym wymiarze. Warto wiedzieć, że jarzmo Chrystusa jest to samo i nie to samo, ponieważ jest dopasowane zawsze do sytuacji, w jakiej stawia mnie życie. Jeżeli bowiem "pełny" człowiek jest ciągle jeszcze przed nami, jeżeli pełnia chrześcijaństwa jest nadal przed nami, oznacza to, że również branie Jego jarzma musi być przed nami, ciągle na nowo, z nowym zapałem, z nowym przekonaniem i miłością. Oczywiście, to, co już uczyniliśmy, jest nasze, ale Pan chce, abyśmy latali jeszcze wyżej, abyśmy widzieli jeszcze dalej, dlatego zachęca nas do wzięcia nowego jarzma.

Wzięcie na siebie jarzma Chrystusa nie rozwiązuje sprawy do końca. Nadal pojawiają się pytania, nadal jest ich wiele. Jeżeli jarzmem jest wiara i wymagania, które stawia, to jej przyjęcie nie rozwiązuje bynajmniej wszystkich problemów - życia, świata, cierpienia, starości... Nadal, jako wierzący, stawiamy Bogu bardzo wiele trudnych dla nas pytań, oczekując odpowiedzi. Ważne, oczywiście, i bardzo niewygodne są to pytania, ale nie mniej ważny jest sposób, w jaki je niesiemy, jak je stawiamy, jak wyznajemy wiarę w Zmartwychwstałego, jak bardzo jesteśmy przekonani o Jego mocy? Sposobów wyznawania wiary może być wiele. Niezależnie jednak od nich Chrystus zawsze zachęca do przyjęcia postawy cichości i pokory. Cichość i pokora, tymczasem, nie są tylko postawą. One wyznaczają także określoną formę życia: bycie cichym i bycie pokornym dotykają samej istoty essere, naszego istnienia, naszej natury. W równym stopniu, jak samo jarzmo, również cichość i pokora zorientowane są ku przyszłości. Ich znaczenie jest nadal do odkrycia, nadal do przeżycia na nowo, czyli z nowym przekonaniem i nową mocą, z nowym entuzjazmem, z nowym zapałem. Winniśmy zapomnieć, w jaki sposób przeżywaliśmy je dotąd, odradzając się na nowo, odkrywając nowe sposoby i nowe energie, które daje nam Boża łaska.

Początkiem "ukojenia" jest już sama gotowość, sama chęć przyjęcia na siebie ciężaru pytania i gotowość "niesienia" go w cichości i pokorze. Czy zastanowiłem się nad tą sekwencją następstw? Chcąc znaleźć ukojenie w życiu, zdobyć wiedzę i poznanie, poznać Boży zamysł, Jego plany względem mnie i względem świata, nie mogę brać siebie, nie mogę obciążać się wyłącznie swoimi problemami i pytaniami, ale muszę wziąć w życie Jego i nieść Go pokornie. Ponieważ On jest miłością i dobrocią, ponieważ tylko On jest prawdziwą drogą, dlatego wszystko, co czynię, jeżeli nawet nie obejmuję tego rozumem, dzieje się ze względu na mnie, z miłości do mnie, z troski o mnie. Lecz to wszystko wymaga wielkiej pokory. Bauman wypowiada ważną prawdę w tym względzie: "Tylko poczucie własnej omylności i niepewność własnej mądrości uczyni nas dobrymi dla siebie nawzajem i powstrzyma przed popełnianiem okrucieństw". W momencie agonii naszej stworzonej pewności odsłania się jeszcze pełniejszy obraz Boga, nowy, dotychczas ignorowany lub pomijany obszar Jego działania.

Rozważanie pochodzi z książki: Znalazłem perłę

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Życie jako twórcze naśladowanie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.