Jak przeżyć kryzys? "Trzeba usłyszeć to, co mówi Bóg"

Jak przeżyć kryzys? "Trzeba usłyszeć to, co mówi Bóg"
fot. Timothy Eberly / Unsplash
RTCK Wojciech Jędrzejewski SJ

"Kiedy w twoim życiu dochodzi do tąpnięcia, przypominasz rozwalone miasto. Nie masz murów, nie masz tożsamości, patrzysz na siebie jak na kompletną ruinę. Ale Bóg patrzy na ciebie inaczej" - pisze Wojciech Jędrzejewski OP w książce "Ruchome schody. Rozwój przez regres". Dominikanin przywołuje w niej historie, które są dowodem na to, że można w sposób twórczy przeżyć regres. Wszystko po to, by życie odzyskało smak, sens i głębię.

Jest taki cudowny fragment w Księdze Izajasza, w 49. rozdziale, gdy Bóg mówi:

Mówił Syjon: "Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał".
Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.
Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną. Spieszą twoi budowniczowie,
a którzy burzyli cię i pustoszyli, odchodzą precz od ciebie.
Iz 49, 14-17

DEON.PL POLECA

Takie słowa kieruje Bóg do Izraelitów, którzy tkwią w niewoli babilońskiej. To są słowa skierowane właśnie do tych ludzi, którzy już nie widzą przed sobą żadnych perspektyw: "To już koniec. Tylko siąść i płakać. I wspominać". Bóg, który słyszy tę ich skargę, reaguje! "Jak mógłbym zapomnieć o was? Jak mógłbym zapomnieć?" I, chcąc ich przekonać o swojej miłości, szuka obrazu, który najlepiej by do nich dotarł. Okazuje się, że najmocniejszym obrazem takiej miłości jest obraz młodej matki. To jeden z nielicznych momentów w Biblii, gdy Bóg porównuje się do kobiety, w dodatku do młodej dziewczyny, młodej matki. Ale dodaje Bóg, że nawet gdyby z jakichś powodów ta matka zapomniała o swoim niemowlęciu (bo przecież są różne ciemniejsze wymiary macierzyństwa i nie zawsze fakt urodzenia dziecka jest tożsamy z byciem matką, która tylko i wyłącznie zachwyca się własnym dzieckiem), to On nie zapomni. "Wyryłem cię na obu dłoniach" - zapewnia. Mnie osobiście, kiedy czytam takie słowa, przypominają się czasy sprzed ery smartfonów. Kiedy ktoś, na kontakcie z kim ci zależało, dawał ci swój numer telefonu, to trzeba go było szybko zapisać sobie długopisem na ręce, żeby nie zapomnieć. A później szukało się telefonu, żeby zadzwonić. Takie mam nieco infantylne skojarzenie. Ale wiadomo przecież, że w tym obrazie chodzi o coś dużo głębszego. Chodzi naturalnie o pamięć. Ale pamięć czego? Nie tylko faktu istnienia danej osoby - że ktoś jest.

Bóg mówi: "Wyryłem cię na obu moich dłoniach i twoje mury zawsze są przede mną". Jak to rozumieć?

Kiedy w twoim życiu dochodzi do tąpnięcia, przypominasz rozwalone miasto. Nie masz murów, nie masz tożsamości, patrzysz na siebie jak na kompletną ruinę. Ale Bóg patrzy na ciebie inaczej: "Ja cię stworzyłem. Ten projekt nosi tytuł: Mój ukochany lud, Mój Kościół. Jesteś cały czas wyryty na moich dłoniach. Jesteś niewymazywalny z mojej pamięci. Ja wiem, jak cię stworzyłem, i wiem, po co cię stworzyłem. Wiem, że stworzyłem cię do nieustającego, dynamicznego rozwoju. To, co teraz się z tobą dzieje, co ty uważasz za totalną porażkę i przekreślenie - stanie się punktem wyjścia do odbudowy ciebie". A słowami z Księgi Ezechiela dopowie jeszcze: "I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała" (Ez 36, 26).

Bóg nie tylko zapowiada, że odbuduje swojemu ludowi tożsamość zewnętrzną, ale ma moc, by przywrócić mu ten utracony, zatarty kształt, to wszystko, co składa się na ludzką tożsamość. On wie, że serce człowieka w regresie jest całkowicie pochłonięte przez rozpacz, że jest sercem kamiennym, i zapowiada, że uczyni z niego serce żywe i bijące.

Jak już wspomniałem, jest taki moment w mechanizmie regresu, że nie tyle przekreślasz siebie, co przekreślasz projekt, który obiecywał ci zmianę - to, w co wierzyłeś, co było dla ciebie ważne. I wtedy twoje serce twardnieje. Mówisz sobie: "Jakiś Bóg? Jakaś religia? To wszystko to jest paranoja, jakaś psychoza, nic więcej! Jedno wielkie oszustwo".

Przypomina mi się historia człowieka, którego życiową pasją było harcerstwo. Na którymś wyjeździe, kiedy z zaangażowaniem, z niesamowitą gorliwością nosił deski potrzebne do przygotowania obozu, zauważył, że jego kumple, a dokładnie starsi druhowie stoją sobie w najlepsze, schowani za jakąś wiatą, i jarają szlugi. W tym momencie coś w nim pękło. Poczuł się oszukany: "To ja sobie żyły wypruwam, żeby się rozwijać jako harcerz, żeby zdobywać kolejne odznaki, sprawności, a wy co… Jesteście bandą oszustów! To wszystko jest jedną wielką ściemą". Z dnia na dzień wyjechał stamtąd, totalnie załamany. W efekcie już na zawsze porzucił harcerstwo.

W niewoli babilońskiej są ludzie, którzy mają twarde serca i którzy nie chcą w ogóle słuchać o żadnym Bogu, o żadnej religii, o żadnym powrocie. Chcą już tylko jakoś się ustawić… I faktem jest, że wielu Izraelitów z niewoli nigdy nie wróciło, bo uznali, że cały ten projekt pod tytułem judaizm jest chybiony.

Jak już wspomniałem, jest taki moment w mechanizmie regresu, że nie tyle przekreślasz siebie, co przekreślasz projekt, który obiecywał ci zmianę - to, w co wierzyłeś, co było dla ciebie ważne. I wtedy twoje serce twardnieje.

Ilu takich ludzi jest dzisiaj? Ilu jest takich, którzy kiedyś, przed laty, odkryli swoją tożsamość jako chrześcijanie, usłyszeli zaproszenie do pójścia za Jezusem, do głębokiej przemiany, do wielkiej przygody życia, odkrywali wolność, przestrzeń do rozwoju, do budowania relacji z Bogiem, a potem coś w ich życiu tąpnęło? I zmienili się tak bardzo, że stwierdzili, że nie chcą już więcej się starać, uznali, że niepotrzebnie się zaangażowali, poczuli się oszukani? "Jakieś tam utopijne projekty, jakieś tam gadanie o świętości, wolności, nowym życiu… Nie ma żadnego nowego życia! Przez pięć lat chodziłem regularnie do kościoła, odprawiałem drogi krzyżowe, dziewięć pierwszych piątków, bo strasznie chciałem się wyzwolić z nałogu, chciałem być innym człowiekiem. I faktycznie był czas, że tak się czułem. Ale wszystko szlag trafił, dajcie mi spokój z tą waszą religią. To po prostu nie działa".

Działa! Tylko trzeba usłyszeć to, co mówi Bóg: "Dam Ci nowe serce z ciała" (Ez 36, 26). Tak właśnie trzeba patrzeć na te życiowe "cofki": jak na szansę do rozwoju - nie jak na porażkę. Możesz zacząć patrzeć, czuć i myśleć o Bogu nowym sercem, pełnym wrażliwości i mądrości.

Fragment książki Wojciecha Jędrzejewskiego OP: "Ruchome schody. Rozwój przez regres"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wojciech Jędrzejewski OP

Myślisz, że jesteś w porządku? Żyjesz przyzwoicie, robisz dobre uczynki… A jednak twoje życie może zabrnąć w ślepą uliczkę. Gdy znajdziesz się w miejscu życiowej „cofki” i odkryjesz, że jesteś znów na wcześniejszym etapie w...

Skomentuj artykuł

Jak przeżyć kryzys? "Trzeba usłyszeć to, co mówi Bóg"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.