Nie "Chwytaj dzień" ale "Chwytaj Boga"!

fot. Aziz Acharki / Unsplash

Śmierć odbieramy jako dramatyczny koniec naszego życia. Sama myśl o niej wielu przyprawia o dreszcze, nieśpieszno nam do niej. Wiara chrześcijańska podpowiada nam natomiast, że zmartwychwstanie nie było jednorazowym wydarzeniem, ale zapoczątkowane przez Chrystusa stało się narzędziem przemiany świata.

Możemy popaść czasami w malkontenckie myślenie, podzielane przecież przez tak wielu chrześcijan, że żyjemy w świecie, w którym już chyba nie istnieją żadne wartości, że przyszło nam funkcjonować w czasach, kiedy próbuje się nam wmówić wiele rzeczy oraz przedstawiać pewne zachowania i postawy jako coś akceptowalnego czy wręcz pożądanego, a do tego ludzie nie myślą o zbawieniu i żyją beztrosko z dnia na dzień, nie zajmując swoich myśli rozważaniami o tym, co będzie "potem". Jednakże prorok Amos pokazuje nam, że te "nasze czasy" nie są jakieś wyjątkowe, bo "od zawsze" wśród nas są tacy, którzy nie troszczą się i nie martwią o jutro, żyjąc lekko i przyjemnie: "Leżą na łożach z kości słoniowej i wylegują się na dywanach; jedzą jagnięta z trzody i cielęta ze środka obory. (…) Piją czaszami wino i najlepszym olejkiem się namaszczają, a nic się nie martwią upadkiem domu Józefa" (Am 6,4.6).

"Carpe diem!" (czyli: "Chwytaj dzień!") jest jednym z powiedzeń, które od setek lat jest na topie. Ta sentencja pochodząca z poezji Horacego jest wciąż dla (zbyt) wielu ludzi życiową dewizą. Owszem, warto dobrze wykorzystać życie, bo jest przecież tylko jedno. Ale czy rzeczywiście trzeba spróbować wszystkiego, żeby później nie żałować? Czy trzeba żyć, jak bogacz z dzisiejszej Ewangelii, "który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił" (Łk 16,19)? Można odnieść wrażenie, że kładzie się nam do głowy przesłanie, żeby zbytnio nie myśleć ani wartościować, nie martwić się jutrem, ale "konsumować" każdy dzień. "I co w tym złego?" - można by zapytać. Przecież Pan Bóg chce naszego szczęścia. To prawda, jednakże chce dla nas szczęścia wiecznego, a nie ulotnego - chce, by nasze imiona były wpisane do Księgi Życia, a nie na zwiewnym skrawku papieru, który jako bezwartościowy prędzej czy później ląduje w śmietniku.

Możemy bawić się świetnie, i to nawet dzień w dzień, nie marnując ani chwili, poddając się intensywnym bodźcom, by nie żałować czasu, który już minął. Św. Paweł daje nam jednak wskazówkę, która nie może nam umknąć: "Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany (…)" (1 Tm 6,12). A zatem nie tyle: "Chwytaj dzień!", ile: "Chwytaj Boga!". Wykorzystaj każdą chwilę na maksa! "Zacznij na sto, nie na pięć procent żyć!". Uchwyć objawiającego się Tobie, w sposób niekiedy zdumiewająco prosty, Boga! Wówczas naprawdę będziesz się świetnie bawił, dzień w dzień - i to przez całą wieczność.

DEON.PL POLECA

Dlatego istotne jest przyjrzenie się mojemu sercu, czy przypadkiem nie żyję tak, jakby nie miało być Nieba. Bo jeśli nie ma życia wiecznego, to zachęty św. Pawła można z czystym sumieniem wpuścić jednym uchem, a wypuścić drugim: "Ty, o człowiecze Boży, podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością" (1 Tm 6,11). Apostoł Narodów wskazuje nam cnoty, o które warto zabiegać. Najważniejszą z nich jest jednak wiara, ona spaja wszystkie pozostałe: "Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany (…)" (1 Tm 6,12). Nie jest to wiara w to, że istnieje jakiś tam Bóg, ale to wiara w konkretnego Boga, Pana nieba i ziemi, który pragnie zbawienia każdego człowieka.

Paweł pisze do Tymoteusza, by walczył w zawodach o wiarę. Nie chodzi tu jednak o żadne współzawodnictwo, o konkurowanie z innymi. Zbawienie to nie nagroda tylko dla niektórych. Na końcu czasów nie będzie liczyć się kolejność w rankingu. Liczba nagród nie będzie ograniczona. W zawodach tych chodzi natomiast o to, by pozwolić Królestwu niebieskiemu zdobyć moje serce. To jest walka ze złymi skłonnościami, które chcą odwrócić naszą uwagę od Przyszłości, celowo pisanej przeze mnie wielką literą, bo chodzi tu o coś więcej niż zwykłe "jutro".

"Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą" (Łk 16,31). Gorzkie są te słowa Abrahama. Bolą i przeszywają na wskroś, ponieważ obnażają prawdę o nas. Są bowiem tacy ludzie, którym wierzymy na słowo, kiedy coś nam obiecują - nawet jeśli to są gruszki na wierzbie czy śliwki na sośnie. Nie weryfikujemy, czy ich słowa oparte są na prawdzie, tylko niekiedy ślepo podążamy za tym, co ktoś mówi: za jego twierdzeniami i teoriami, za przedstawianą przezeń wizją świata. Dajemy się przez to czasami nabić w butelkę i wstydzimy się potem, że tak łatwo daliśmy się oszukać.

W stosunku do Boga jednak zachowujemy się zgoła inaczej. Żądamy dowodów i potwierdzenia - i ciągle nam mało! Nawet zmartwychwstanie Chrystusa nie przekonuje nas o przejściowym charakterze tego świata. Umarł i trzeciego dnia zmartwychwstał - zadajmy sobie pytanie, dlaczego to się stało! Przecież nie była to sztuka dla sztuki! Nie był to cud, którym ludzie mieli się zachwycić! Zmartwychwstanie jest wydarzeniem, które ma nadawać nowy sens znanej nam rzeczywistości, wskazując na Niebo! Śmierć odbieramy jako dramatyczny koniec naszego życia. Sama myśl o niej wielu przyprawia o dreszcze, nieśpieszno nam do niej. Wiara chrześcijańska podpowiada nam natomiast, że zmartwychwstanie nie było jednorazowym wydarzeniem, ale zapoczątkowane przez Chrystusa stało się narzędziem przemiany świata.

Zmartwychwstanie ma stać się dla nas ostatecznym argumentem za tym, by walczyć o moralne życie: "Nakazuję w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa, Tego, który złożył dobre wyznanie za Poncjusza Piłata, ażebyś zachował przykazanie nieskalane bez zarzutu aż do objawienia się naszego Pana, Jezusa Chrystusa" (1 Tm 6,13-14). W obliczu nagrody Nieba zachowywanie przykazań zdaje się być niewielkim wysiłkiem ze strony człowieka, a przestaje być odbierane jako narzędzie uciemiężenia ludzkości przez Boga pojmowanego jako Stwórcę, dla którego życie ludzkie jest jedynie igraszką mającą zaspokoić Jego nudę. Zmartwychwstanie jest ostatecznym dowodem miłości Boga objawionej w Jezusie Chrystusie. Czy to mi wystarczy, by przekonać się i zaufać obietnicy Królestwa?

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie "Chwytaj dzień" ale "Chwytaj Boga"!
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.