O ciszy z doskonałego świata. Ks. Krzysztofowi Grzywoczowi w 7. rocznicę zaginięcia

O ciszy z doskonałego świata. Ks. Krzysztofowi Grzywoczowi w 7. rocznicę zaginięcia
Ks. Krzysztof Grzywocz. Fot. Archiwum Opactwo Rudy

W konferencji o ciszy, którą Krzysztof głosił do kleryków w opolskim seminarium (2007 r.) wskazał na dwa etapy w jej przeżywaniu. Pierwszy, niezwykle trudny, to czas kiedy cisza odsłania nasze lęki, prawdę o nas samych. Trzeba przetrwać ten odcinek. Wielu jednak nie przechodzi tego etapu - nie ma z kim unieść tego, co boli.

Krzysztofowi w 7. rocznicę zaginięcia

Film oglądamy w starym kinie w Zabrzu. Tanie bilety, na całej sali kilkanaście osób, specyficzny zapach, niektóre fotele - jak informuje zalaminowany komunikat - ze względu na zaawansowany wiek są wyłączone z użytku. Głowy mamy podniesione do góry, bo tak się kiedyś oglądało. Na ekranie Hirayama (rola Kōji Yakusho) nie mówi wiele słów. Niektórzy z nas myśleli, że żyje zamknięty w swoim świecie. "Może coś z nim jest nie tak? Pewnie jakiś autysta" - podobnie spekulowała (jak się później okazało) większość amatorskiego audytorium. Jest na etacie w serwisie tokijskich toalet - chyba największa w branży firma na świecie. Tak na marginesie - owe Toi Toi’e to prawdziwe architektoniczne perełki, które zasługują na osoby artykuł. Każdy dzień Pana w niebieskim kombinezonie jest taki sam: pobudka, którą odmierza sprzątający dozorca w maseczce, mycie zębów, ścielenie łóżka, przywitanie się z roślinkami w plastykowych foremkach wraz z rytualnym opryskiem liści, kawa z puszki, przejazd starym Daihatsu, praca, czyli mycie toalet w japońskiej metropolii, kąpiel w publicznej łaźni, jedzenie w bistro, zamienionych kilka słów, czytanie, spanie. I tak w kółko. Ale za każdym razem, kiedy rano wyjeżdża na miasto, z jakimś nieokreślonym rodzajem niezrozumiałej dla nas wdzięczności, na progu swego lichego domu, wita się z dniem i patrzy do góry, w niebo. Albo lepiej: w słońce. To ten sam gest, którego stajemy się świadkami w innej produkcji z Kraju Wschodzącego Słońca, ale utrzymanej w analogicznym klimacie: Kwiecie wiśni i czerwonej fasoli - stara Tokue, "szef" Sentarô i "osierocona" Wakana spoglądają na niebo, słuchają wiatru i adorują kwitnące wiśnie. Zaznaczmy, że słońce, oprócz toalet, muzyki z kaset i organicznej powtarzalności, to jeden z głównych "bohaterów" nominowanego do Oscara obrazu niemieckiego reżysera Wima Wendersa Perfect Days (2023 r.). I tak zaczynamy dzień -  jadącemu do pracy Hirayamie towarzyszy wyśpiewane słońce z Domu wschodzącego słońca formacji The Animals (1964 r.).

Bohatera filmu Perfect Days dotknęła cisza. Nie wiemy do końca, co się wydarzyło - pole interpretacji twórca obrazu zostawia odbiorcy, czasem jedynie uchyla rąbka tajemnicy przez wtrącenia do filmowej narracji szarych screenów z sennych obrazów. Ta cisza nauczyła go uważności i szacunku, z jakim odnosi się do drugiego człowieka i całego stworzenia. No i stąd odpowiedź dlaczego tak niewiele mówi - wybaczcie to drobne uproszczenie. W konferencji o ciszy, którą Krzysztof głosił do kleryków w opolskim seminarium (2007 r.) wskazał na dwa etapy w jej przeżywaniu. Pierwszy, niezwykle trudny, to czas kiedy cisza odsłania nasze lęki, prawdę o nas samych. Trzeba przetrwać ten odcinek. Wielu jednak nie przechodzi tego etapu - nie ma z kim unieść tego, co boli… Drugi rozdział to etap sięgania po prawdę - doświadczania życia prawdziwego (harmonia mundi). Ks. Grzywocz mówi, że kto doświadczył tej harmonii, kogo ona dotknęła, już nie chce wracać do "hałasu". Chciałoby się powiedzieć, że tą ciszą zostaje przemieniony. Ludzi duchowych rozpoznaje się po umiłowaniu ciszy, to ich znak rozpoznawczy - twierdzi opolski kapłan. Cisza wyostrza wzrok i pozwala odróżnić prawdę od fałszu, ziarna oddzielić od plew (por. Mt 3,12). Sięgam w tym miejscu po poezję Haliny Poświatowskiej - ulubionej poetki Krzysztofa. Cisza jest po to, aby rozpoznać własną drogę - czasem może być niezrozumiała dla innych (dezaprobata filmowej siostry Keiko), okropnie niespektakularna (cóż prestiżowego jest w myciu toalet?), ale prawdziwa i dająca pokój, poczucie bycia zaakceptowaną i wysłuchaną (siostrzenica Niko prosi wujka, aby dłużej mogła zostać w jego świecie). Przez wiele lat Krzysztof - ucząc sztuki słuchania i "zamieszkania" u jej siostry ciszy, wierzył, że wraz z adoracją one mają sens, że ostatecznie będą naszym ratunkiem. Patrząc z nadzieją, zaopatrzony w duży zapas wyrozumiałości dla ludzkiej słabości, kształcił w nas uważność, aby móc usłyszeć "cichy nieśmiały głos / gołębi / mrówek / ludzi / serc", ale jednocześnie - zachowując nieraz ogromną krytyczność, dając wyraz niekochanemu uczuciu agresji - by dzięki ciszy móc odróżnić "co nie jest / ani miłością / ani dobrocią / ani chlebem" (Poświatowska).

Poetka "od chorego serca" w wielu miejscach "towarzyszyła" ks. Grzywoczowi, kiedy dla przykładu w rozmowie z jej bratem - Zbigniewem Mygą - żartował sobie na temat definicji ateisty, chętnie się z nią utożsamiając (zob. rekolekcje Czas miłosierdzia w Lublinie, 2016 r.). Paradoksalnie autor Patologii duchowości, poruszając się w swoim życiu po szlaku ciszy, dobrze znał wagę słów, a spotkania z lat młodości z lubianym wujkiem ateistą - jak wspominał podczas krakowskiej sesji o słuchaniu (2004 r.) - i pytania, które wówczas krewny zadawał przyszłemu księdzu, pionizowały go i uczyły niełatwej sztuki uzasadniania naszej nadziei (por. 1 P 3,15):

"Myślę, że w dużej części zawdzięczam mu swoje powołanie. To on pozostawił we mnie dobre pytania, które zachęcają do dojrzalszej refleksji i pogłębiania wiary. To ten wewnętrzny ateista próbuje uchronić mnie przed religijnym kiczem, obłudą, neofaryzeizmem. On uważnie słucha moich kazań i starannie wyłapuje subtelne formy teologicznej paplaniny. Poczułem do niego sympatię, zobaczyłem, że dużo mu zawdzięczam. Pozostał we mnie ten życzliwy wujek ateista, który rozbija religijne konserwy ról, odpychające ostatecznie od Boga. Staje przy mnie po pośpiesznie odmówionym brewiarzu i pyta: "Komu recytowałeś te psalmy? Mam wrażenie, że nawet nie sobie" (Sztuka słuchania).

Perfect Days to pochwała prostych rytuałów - codzienna troska o sadzonki, lektura odrobiny cierpliwie wyszukanej książki, przerwa na celebrowanie ubogiego śniadania w parku, dodajmy jeszcze, że też w milczeniu, u boku młodej kobiety, która starannie rozkłada chustkę przed jedzeniem. Niezliczona ilość zdjęć szarpanych wiatrem drzew, które Hirayama wykonuje małym, kompaktowym Olympusem - setki tych samych ujęć, z tego samego miejsca, ale za każdym razem z inną narracją. A później ich wywołanie, wyselekcjonowanie tych najlepszych i przechowywanie w oznaczonych pudełkach, których przez lata nagromadziła się już niezła kolekcja. Czy to się nie nudzi? Odpowiedzi - za przykładem Krzysztofa - szukam w jednym z listów Rilkego adresowanych do młodego poety: "Jeśli dzień powszedni zdaje się Panu ubogi, niech go Pan za to nie obwinia; siebie niech Pan oskarża, niech Pan powie sobie, że nie dość jest poetą, by wysłowić bogactwa codzienności: bo dla tego, kto tworzy, nie istnieje ubóstwo, nie masz dlań ubogiego ani obojętnego miejsca". Cóż, w tym kontekście, Hirayama ze swoimi nawykami pasuje jak ulał do powyższego opisu i na dodatek - powiedzielibyśmy dzisiaj - jest bardzo analogowy. W erze iPhonów nadal biega do przydrożnej pracowni z kliszami Fuji, muzyki słucha ze starych kaset magnetofonowych, a ze Spotify to nawet zaliczył wpadkę, bo myślał, że to jakiś sklep za rogiem.

Po obejrzeniu filmu włączam sobie - już nie z magnetofonu jak główny bohater, ale z YouTuba - łagodne Perfect day Lou Reed’a (1972 r.). "Boże! Gdzie tu szukać tytułowej «doskonałości»?!". Na myśl przychodzi mi fragment rozmowy Krzysztofa z redaktorką "Więzi" - Katarzyną Jabłońską. Dwoje rozmówców - późniejszych przyjaciół - dyskutowało wówczas o ascezie (rok 2001). Dotykając kategorii "doskonałości", Krzysztof twierdził, że jeśli porównujemy się z innymi, to mamy tu do czynienia z konkurencją, tymczasem chodzi o przekraczanie samego siebie, które zachodzi - a to już nie jest łatwe - w domu, pracy, w szkole, w małżeństwie, w klasztorze. Bez masek, tak by móc "wyrzec siebie", czyli "wypowiedzieć siebie" i jednocześnie odkryć z iluzji swoje prawdziwe, realne "ja", określić swoją drogę, swoje powołanie, by wreszcie przestać biec jak wystraszona sarna (Krzysztof z lubością odwoływał się do porównań ze świata przyrody) i odnaleźć swoje miejsce, nawet jeśli się żyje niczym w centrum zatłoczonego "Tokio" z filmu Wendersa. "Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły" - w tym  miejscu słyszę słowa Psalmu 131, który "pisał" wystąpienie Krzysztofa na Wielkanocne Spotkanie Młodzieży w Jemielnicy (IV 2016 r.) poświęcone infantylności lub lepiej samodzielności i dojrzałości na drodze przeżywania postawy Bożego dziecięctwa. Bóg pyta mnie o zdanie, liczy się z moją opinią, zna moje uwarunkowania - odkrywał ks. Krzysztof te niby oczywiste prawdy przed młodymi. Doskonałość to uprzywilejowana pora, aby spotkać się ze swoją słabością: "Najwięcej doświadczamy tam, gdzie jesteśmy najsłabsi, tam się najgłębiej spotkamy, jesteśmy wtedy najbardziej ludzcy. Chrystus najwięcej dokonał na krzyżu, a przecież w oczach Jemu współczesnych była to największa klęska" (Wyrzec siebie). Lou Reed śpiewa, że o tym, czy dzień jest doskonały świadczy, z kim się go spędzi. No właśnie: Grzywocz uczył nas, że doskonałość nie polega na tym, że Chrystus przyjdzie jak już - "nareszcie" - będziemy gotowi, nieskazitelni. On dołącza się w połowie naszej drogi, kiedy jesteśmy "ufajtani", obciążeni różnymi grzechami i wadami, aby w perspektywie Jego miłosierdzia spojrzeć na swoje iluzje, słabości oraz grzechy, żeby w ogóle móc je dostrzec i pozwolić, aby On zaczął je powoli (i w procesie) zdejmować z naszych ramion.

Kiedy opuszczamy mury kina jest już po zmroku. Jakoś tak nie bardzo wychodzi nam gadanie. Wobec tego, co się zobaczyło, chyba nie wypada. Tymczasem film kończy się wschodem słońca, które widnieje na japońskiej fladze Hi-no-maru. Główny bohater znowu wsiada do niebieskiego microvana, ale dziś wśród kaset znajdzie coś nowego. Tym razem włączy sobie Feeling Good Niny Simone z 1965 r. Mijając po lewej stronie Tokyo Skytree, spełniony Pan od fotografii drzew i pielęgnacji sadzonek, jedzie w stronę słońca, wita się z "nowym świtem", z "nowym dniem", z "nowym życiem"…

Moje inspiracje:

  • Film Perfect Days, reż. Wim Wenders, prod. Japonia, Niemcy 2013.
  • Lou Reed, Perfect day [album Transformer, 1972; https://youtu.be/9wxI4KK9ZYo?si=wWY2i256E9SopT2J].
  • The Animals, House of the Rising Sun [album The Animals, 1964; https://youtu.be/4-43lLKaqBQ?si=VYVDOYfc6VX4QR8z].
  • Nina Simone, Feeling Good [album I Put a Spell on You, 1965; https://youtu.be/BNMKGYiJpvg?si=i71a9WUloEAhIXbA].
  • Halina Poświatowska *** [trzeba nam dużo prostych słów], w: H. Poświatowska, Wszystkie wiersze, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2021, s. 618.
  • Grzywocz, Cisza [konferencja wygłoszona do alumnów WMSD w Opolu (16 III 2007); https://youtu.be/Yz-jsHzk13w?si=bbqwSKmzIILlc5tI].
  • Grzywocz, Sztuka słuchania, "Zeszyty Formacji Duchowej" 2015 nr 67, Wydawnictwo Salwator, s. 95.
  • Wyrzec siebie, w: K. Grzywocz, Na początku był sens, Seria: Biblioteka "Więzi", t. 340, Warszawa 2018, s. 23-39.
  • M. Rilke, Listy do młodego poety, tłum. J. Nowotniak, Wydawnictwo Czuły Barbarzyńca Press, Warszawa 2022, s. 16. 38.

Mąż i tata, doktor teologii duchowości, wychowawca, pedagog szkolny, redaktor i autor książek oraz publikacji, katecheta praktykujący od 2004 r. (nauczyciel dyplomowany), absolwent kilku studiów podyplomowych. Koordynator strony i opiekunem projektu dokumentującego spuściznę zaginionego ks. dr Krzysztofa Grzywocza.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Grzywocz

Czy duchowość może szkodzić?
Gdzie zaczyna się opętanie, a gdzie choroba?
Czy myśli bluźniercze podsyłają nam demony?
Czym różni się zwykły smutek od depresji?

Ksiądz Krzysztof Grzywocz był niewątpliwie jednym z najbardziej...

Skomentuj artykuł

O ciszy z doskonałego świata. Ks. Krzysztofowi Grzywoczowi w 7. rocznicę zaginięcia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.