Pięć duchowych problemów, o których mówi twój bałagan

Pięć duchowych problemów, o których mówi twój bałagan
Fot. Depositphotos.com

Co będzie, gdy popatrzymy na bałagan w innym kontekście – jak na papierek lakmusowy stanu duchowego życia?

Tak jest: z faktem, że bałagan towarzyszy nam w życiu, możemy zrobić coś dobrego. Zanim wydamy nieporządkowi wojnę, możemy użyć go do zdiagnozowania naszego życia duchowego. To ważne, bo za najprostszymi wymówkami z rodzaju „nie mam czasu sprzątać” albo „bałagan mi nie przeszkadza” mogą się kryć poważniejsze sprawy, które warto od czasu do czasu, nomen omen, uporządkować.

Trzy najczęstsze wymówki ludzi, którzy mają bałagan

Wymówek i usprawiedliwień dla bałaganu jest tak samo dużo, jak sposobów, by nad nim zapanować. Wśród najczęstszych wymówek pojawiają się te trzy. Pierwsze to hasło „Porządek może mieć każdy, ale tylko geniusz panuje nad chaosem”. To zdanie (w nieco ostrzejszym wydaniu) przypisuje się Einsteinowi. Drugi to zwykły, klasyczny wręcz „brak czasu”, a trzecią wymówką jest przekonanie, że nasz bałagan nie jest zwykły, ale „artystyczny”. Niestety, jak ładnie by nie brzmiały, wszystkie trzy to jednak wciąż wymówki.  

DEON.PL POLECA

Tymczasem przywiązanie do bałaganu – albo do innych zajęć, na które wolimy poświęcać czas, czego bałagan jest tylko skutkiem ubocznym – może być świetnym punktem wyjścia do poprawienia stanu swojego życia duchowego.

Bałagan papierkiem lakmusowym naszego stanu ducha

Nie sprzątam, bo nie lubię, mam bałagan, bo mam dość poświęcania czasu na sprzątanie, nie robię porządków, bo nie umiem – to z kolei bardzo konkretne stwierdzenia. I bardzo konkretnie pokazują nasz stan ducha, jeśli tylko uważnie im się przyjrzymy.

Co dobrego może wyniknąć z takiego przyglądania się przyczynom naszego bałaganu na biurku, w pokoju, kuchni, łazience? Przede wszystkim – lepsza znajomość siebie, która przekłada się wprost na umiejętność zarządzania sobą w czasie, organizowania się i motywowania. A wszystkie te umiejętności, choć kojarzą nam się przede wszystkim z pracą zawodową, bardzo się przydają w życiu duchowym i… budowaniu relacji ze Stwórcą.

Oczywiście nie można powtarzać za niektórymi guru produktywności, że każdy może wszystko i tylko od człowieka i jego motywacji zależy, czy osiągnie cel, który sobie stawia, bo jest to myślenie bardzo niechrześcijańskie. Ale znajomość siebie i swoich ograniczeń sprzyja współpracy z łaską, bez której nie możemy dobrze działać ani dobrze żyć. 

Zniechęcenie: nie sprzątam, bo to nie ma sensu

Po co układać rzeczy na biurku, jeśli za kilka godzin wszystko będzie wyglądało tak samo? Po co myć podłogę, jeśli za dwa-trzy dni będzie tak samo brudna, jak była? Po co ścierać kurz w każdą sobotę, skoro i tak zaraz będzie znowu? Lepiej sprzątać raz na miesiąc, a na co dzień się tym nie przejmować. Bałagan i tak zrobi się za chwilę. Zwłaszcza, gdy w domu mieszkają małe dzieci.

Takie podejście do porządków może oznaczać, że dopada cię zniechęcenie. Jego skutkiem jest obniżanie sobie poprzeczki, i choć w życiu nie chodzi o to, by była zawsze wysoko, to jednak pewien poziom wymagań stawianych samemu sobie sprawia, że życie – po prostu – jest lepsze. Niechęć do sprzątania, którego efekty są bardzo krótkotrwałe, może mieć swoje odzwierciedlenie w życiu duchowym.

Modlę się o zmiany, nie chcę już popełniać tego grzechu, z którym ciągle i ciągle się mierzę – ale nic się nie zmienia i grzeszę, jak grzeszyłem. Może w takim razie nie ma sensu modlić się codziennie, a wystarczy raz w tygodniu? Może nie ma sensu częsta spowiedź, skoro obowiązkiem katolika jest spowiadać się raz do roku? To właśnie zniechęcenie. 

Lenistwo: nie sprzątam, bo mi się nie chce

A w ogóle to bałagan nie jest taki zły. I dopóki jeszcze przez mieszkanie da się przejść, nie zamierzam marnować czasu na coś, co jest nudnym i przykrym obowiązkiem, bo mam fajniejsze rzeczy do zrobienia.

Takie lenistwo w sferze "materialnej" może być sygnałem, że zaczynamy ulegać lenistwu duchowemu. Wybieramy wtedy to, co łatwe, atrakcyjne, co daje nam pozytywne emocje, i nie potrafimy się zmusić do rzeczy, które wymagają trochę samozaparcia, silnej woli, wytrwałości – jak posegregowanie piętrzących się papierów. Albo jak wieczorny rachunek sumienia. Komu to potrzebne? Tylko męczy i zajmuje czas, a z grzeszkami, które się nagromadziły, da się żyć. Potem się wszystko hurtem posprząta, jak papiery się zsypią z blatu, jak grzech postawi nas pod ścianą. Czasy wcale nie są lekkie, po co jeszcze jakiś dodatkowy wysiłek? 

Jakiś czas temu w mediach społecznościowych krążył mem z hasłem: „Największym wyzwaniem w życiu duchowym jest wyjmowanie naczyń ze zmywarki”. I trochę tak właśnie jest: mierzenie się z tym, na co nie mamy ochoty i co nie przynosi natychmiastowej nagrody, pomaga zapobiegać lenistwu - temu duchowemu także. 

Niezorganizowanie: nie sprzątam, bo nie umiem

Sprzątanie to na ogół bardzo proste czynności – może poza tymi momentami, które wymagają podejmowania decyzji. By dobrze pościelić łóżko, trzeba w odpowiedni sposób złożyć pościel, by podłoga była czysta, trzeba użyć konkretnego sprzętu i środków i postępować według instrukcji. Sprawa może się jednak skomplikować, gdy nie potrafimy pojedynczych czynności ująć w optymalne ciągi: jeśli sprzątanie kuchni zaczniemy od mycia podłogi, a potem zabierzemy się za pełne okruszków blaty i pajęczyny pod sufitem, podłogę najprawdopodobniej trzeba będzie umyć jeszcze raz.

Dlatego stwierdzenie „nie umiem sprzątać” może oznaczać, że nie potrafimy zaplanować sobie odpowiednio wszystkich czynności, których wymaga osiągnięcie celu, jakim jest czyste biurko czy uporządkowana kuchnia. Nie wiemy, ile czasu zajmie nam umycie podłogi, więc planujemy go za mało, a gdy w stosunku do planu (umyję podłogi w pięć minut) realizacja się przedłuża (i mija kwadrans, a tu jeszcze końca nie widać) – rośnie w nas frustracja i poczucie, że nie umiemy sprzątać. A tak wcale nie jest: po prostu brakuje nam dobrego zorganizowania.

Podobnie jest w życiu duchowym. Nie umiemy się modlić, nie umiemy czytać Pisma Świętego, nie umiemy pościć, nie umiemy robić dobrych uczynków. Próbujemy, ale nie wychodzi, więc uznajemy, że nie umiemy – a tak wcale nie jest. Po prostu brakuje nam dobrej organizacji.     

Prokrastynacja: nie sprzątam, bo posprzątam jutro

Jutro, po południu, za chwilę. Ile bałaganu gromadzi się w domu, gdy po posiłku nie odkłada się talerza do zlewu, brudne ubranie odkłada się na słynne krzesło, zamiast wrzucić do kosza na brudy, a filiżankę po kawie zostawia na biurku? W pięcioosobowej rodzinie do wieczora talerzy w zlewie będzie około piętnastu, krzesła po tygodniu przestaną być widoczne, a od poniedziałku do piątku kolekcja kubków po kawie może się poważnie rozrosnąć.

Ważnym pytaniem, które możemy tu sobie zadać, jest: dlaczego nie od razu? Bo mi się spieszy? Bo mi się nie chce? Bo wolę, żeby to za mnie zrobił ktoś inny? Bo nie mam dobrego nawyku?

A jak to się przekłada na nasze życie duchowe? Otóż – bardzo wprost. Tak samo, jako odsuwam w czasie odłożenie talerza do zlewu, tak samo będę odsuwać w czasie odmówienie porannej modlitwy: bo potem będzie lepszy moment, bo pomodlę się dłużej i bardziej, bo teraz mi się spieszy, bo nic się nie stanie, jak ten talerz czy różaniec chwilę poczeka. 

Niezdecydowanie: nie wiem, co z tym zrobić, więc niech leży

Bałagan to nie tylko piętrzący się chaos na biurku, niesprzątnięta łazienka, stos ubrań na krześle czy łóżku i brudne talerze i kubki po kawie, okupujące blaty. To także szuflady pełne przedmiotów, których nie używamy, zapchane szafy, zagracone piwnice i pudła z rzeczami, z którymi nie wiadomo, co zrobić.

O czym świadczy taki bałagan? Często o naszym niezdecydowaniu. Nie wiem, czy się pozbyć tych czerwonych szpilek, w których chodzę raz do roku, więc leżą. Zajmują miejsce i głowę, ale nie umiem podjąć decyzji. A stos książek, które nie do końca mi się podobały? Leżą, bo można je oddać do biblioteki, ale może lepiej będzie sprzedać albo obdarować sąsiadów? Nie potrafię zdecydować, więc wciąż mieszkają razem ze mną.

Trudność podejmowania wyboru to też duchowy problem. Często takie niezdecydowanie towarzyszy naszym relacjom, ale też praktykom religijnym. Chcę zacząć czytać Pismo Święte, ale nie wiem, w którym tłumaczeniu i czy najpierw Stary Testament, czy Nowy, więc nie czytam w ogóle, bo nie umiem podjąć żadnej decyzji. Czuję, że więcej modlitwy zbliży mnie do Boga, ale nie wiem, co wybrać: adorację, różaniec, a może uwielbienie? I nie zaczynam wcale. Wiem, że mam kiepski nawyk, który mi nie służy, ale jakoś nie umiem się zdecydować na to, by go porzucić. Nie byłoby to trudne, ale brak decyzji sprawia, że wciąż w nim tkwię.  

Życie opiera się na nawykach

A nawyki, zwłaszcza te drobne, to potężna, niedoceniana siła. Poranna modlitwa, choćby trwała dwie minuty, zbliża nas do Boga, daje pokój serca. Szybkie porządkowanie biurka przed pracą pomaga się skupić, ułatwia znajdowanie potrzebnych przedmiotów, zbliża do celu – efektywnego wykonania obowiązków.

Nawyk utrzymywania porządku daje nam bonusy: „dodatkowy” czas, którego nie marnujemy na szukanie zaginionej papierowej taśmy, „dodatkowy” spokój, którego nie tracimy, gdy szukamy w nerwach tej faktury, którą do dziś trzeba opłacić. Więcej możliwości budowania relacji – bo nieustanny bałagan w domu sprawia, że niechętnie zapraszamy gości.

Te bonusy też mają duży wpływ na stan naszego życia duchowego. Spokojny człowiek, mający dobre relacje z ważnymi ludźmi i dodatkowy wolny kwadrans dziennie, bo nie musi szukać zagubionej czapki, kluczy, faktury i dowodu osobistego, który jest w kieszeni którychś spodni na wiadomym krześle, o wiele lepiej będzie umiał stawiać czoła duchowym wyzwaniom niż ktoś ciągle spóźniony, zestresowany i zmęczony.

 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Katarzyna Stoparczyk

Kamil Stoch padł na kolana w błoto, by poprosić ukochaną kobietę o rękę. 
Martyna Wojciechowska wskoczy z tobą w kałużę, a jak trzeba będzie, to raz jeszcze spojrzy na nas z dachu świata. 

Skomentuj artykuł

Pięć duchowych problemów, o których mówi twój bałagan
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.