Różowy bus jeździ po Polsce. Przypomina, że ciało nie jest wrogiem, nie jest "nieczyste" i "grzeszne"
Częstochowa, potem Freiburg, później Nowe Miasto i Warszawa. A to tylko kawałek października. – Kalendarz na ten miesiąc mam już wypełniony – uśmiecha się Magda. To dzięki niej na drogi wyjechał różowy bus, w soczystym kolorze wypromowanym niedawno przez hitowy film o Barbie. Ale ten bus nie promuje słynnej lalki; jest po to, żeby przypominać, że istnieje… teologia ciała. I mówić tym, jak ona właściwie działa w normalnym życiu.
O wartości, która jest ukryta w ciele
Teologia ciała nie jest tematem z pierwszych stron portali. A w kontekście ostatniej debaty nad edukacją seksualną mogłaby być, bo to w pewnym sensie przełomowy „wynalazek” Kościoła. I właśnie o to chodzi w podróżach różowym busem: żeby w wielu nowych miejscach mówić o czymś, co jest w obecnych czasach bardzo cenne, ale mocno zaniedbane – o zdrowej i pięknej seksualności zgodnej z nauczaniem Kościoła. O wartości, jaka jest ukryta w ciele, o tym, jak bardzo potrzeba nam zrozumienia siebie, akceptacji, integracji tego, co cielesne i co psychiczne, duchowe. W sam raz dla świata, który gubi się w poważnych sporach o to, po co jest ciało, czym jest płeć, jak dbać o swoje cielesne potrzeby i o swoje granice. Jak żyć, by rozkwitać, a nie usychać.
Pomysł, by wyjechać w Polskę różowym busem, który będzie przyjazną przestrzenią do spokojnych rozmów o tożsamości i seksualności, na pierwszy rzut oka jest szalony. Ale to w niczym nie przeszkadza. Właściwie pomaga, bo taki rodzaj szaleństwa ma w sobie tę charakterystyczną inspirację z Góry, która daje sporo pewności, że będzie się działo dobro. I że będzie dużo dobrych niespodzianek. Magda to wie; Magda, czyli dr Magdalena Siemion z Instytutu Dialogu Międzykulturowego im. Jana Pawła II w Krakowie, piękna i pełna energii dziennikarka oraz doktor filozofii. O teologii ciała mówi i pisze, także książki, prowadzi na jej temat warsztaty i promuje nowatorskie spojrzenie Wojtyły na cielesność. A hasło umieszczone na busie - "Teologia ciała działa" - to także nazwa grupy, którą założyła na Facebooku dla osób chcących zwyczajnie, bez patetyczności podejść do tematu
Pierwsza reakcja? To jest zupełnie odjechane!
- Moja pierwsza reakcja: jaki różowy bus, jakie głoszenie w busie, to jest po pierwsze zupełnie odjechane, a po drugie – nierealne! Kilku osobom wspomniałam o tym jak o dobrym żarcie i szybko zapomniałam o pomyśle – opowiada Magda. – A potem było Zesłanie Ducha Świętego. Razem z moją wspólnotą modliłam się o wypełnienie woli Pana Boga co do Jego zamiarów wobec mnie, o dary Ducha Świętego. Wróciłam do domu późno w nocy i pierwszą stroną, która otworzyła mi się w sieci, był… różowy bus.
Trzeba czytać znaki, wiec Magda do pomysłu na busa postanawia podejść poważniej. Na początek pyta, gdzie właściwie auto jest na sprzedaż. Spodziewa się odległego zakątka Polski, ale nie – bus jest pod Krakowem, rzut beretem. Na drugi dzień wsiądzie w auto i pojedzie go obejrzeć, ale zanim to zrobi, na modlitwie będzie szukać potwierdzenia.
- Fragment o aucie w Piśmie Świętym? No nie ma szans, myślę sobie… i przychodzi intuicja, by czytać Księgę Ezechiela. Otwieram pierwszy rozdział, a ten rozdział ma tytuł: "Wizja rydwanu Jahwe" – dzieli się Magda. - Dla mnie to nie jest przypadek. Jeżeli robisz to, co Bóg dla Ciebie zaplanował, co wlał w twoje serce, to wtedy objawia się Jego chwała, a On swoje dzieła rozwija i doprowadza do końca.

Teologia ciała to nie "teologia katolickiego seksu"
No więc jest pomysł. I jest bus – w zasięgu ręki. Magda zakłada zbiórkę, w niedługim czasie zbiera zaplanowaną kwotę i bus z szalonego marzenia nagle staje się rzeczywistością. Wsparcie społeczności jest większe, niż Magda się spodziewała, więc obklejając busa naklejkami z hasłem „Teologia ciała działa” przedłuża zbiórkę, by zebrać pieniądze nie tylko na samo auto, ale też na jego dalsze funkcjonowanie. Zbiórka wciąż trwa: na liczniku jest już 14 000 z zaplanowanych 40 tysięcy złotych. Wspierają ją inne kobiety, dla których teologia ciała jest ważna: to Aleksandra Fafińska, Honorata Filipowicz, Beti Cha czy Joanna Fidelus-Orzechowska.
Teologia ciała oznacza dla niej sens. Ten sens wydobył na światło dzienne Karol Wojtyła. Lubił myślenie niekonwencjonalne, nie bał się opinii środowiska zgorszonego albo zdumionego faktem, że „biskup pisze książkę o seksie”. Choć to wielkie uproszczenie, bo teologia ciała to nie teologia seksu. To mocne przypomnienie, że ludzie są stworzeni jako cieleśni i duchowi naraz i że bez integralności tych dwóch stref nie ma co mówić o spełnionym życiu. I czerwone wykrzykniki przy tych wypowiedziach ludzi Kościoła, którzy deprecjonują znaczenie ludzkiego ciała i jego wartości i twierdzą, że owszem, to, co duchowe i psychiczne jest super, ale ciało jest tylko po to, żeby wpadać w kłopoty.
Ciało nie jest wrogiem, nie jest "nieczyste" i "grzeszne"
Teologia ciała mówi, że ciało nie jest wrogiem, nie jest dane po to, żeby wystawiać nas na działanie grzechu, nie jest „nieczyste” i „zepsute”, a Bóg wymyślił anatomię i fizjologię z taką samą czułością, jak nasze talenty i psychikę, którymi jakoś o wiele łatwiej się zachwycać.
I Wojtyła jako papież Jan Paweł II, głoszący katechezy o ciele i duszy jako rzeczach nie do oddzielenia, nie mówi tylko o „katolickim seksie”, ale o tym, jak siebie rozumieć i jak o siebie dbać, żeby w relacjach ze sobą i z innymi było więcej sensu, a mniej zranień. Więcej szczęścia, a mniej rozczarowań. I mniej poważnych życiowych trudności, które wydarzają się, gdy zamiast zachwycać się wartością swojego ciała, używamy go jak maszyny do realizacji zachcianek albo wstydzimy się tego, co cielesność przynosi i udajemy, że ciało jest nieważne.
Magda wie, jakie to ważne, bo ciągle spotyka ludzi, którzy tracą sens życia, rozdarci między sprzecznymi przekonaniami na temat swojej cielesności i duchowości. Dlatego zajęła się teologią ciała. Dlatego pracuje w Instytucie. I dlatego chce stworzyć mobilną przestrzeń do spokojnych rozmów i spotkań przy kawie, na których można zadać trudne pytania o intymność i cielesność.
Różowy bus wyjechał w Polskę. Przyciąga uwagę
I dlatego różowy bus, którego nie da się przegapić, z lekko zaczepnym napisem od kilku tygodni jeździ po Polsce. Czasem po to, żeby dowieźć ekipę na warsztaty, czasem po to, by kolejni ludzie zajrzeli do środka na kawę albo dobrą herbatkę, na rozmowę o tym, czym jest cielesność, jak dobrze wchodzić w małżeństwo, jak bez wstydu dbać o swoją wartość. Kameralnie, w zaufaniu. Kiedy indziej bus robi przystanek na wydarzeniu dla młodych i zachęca ich do tego, by nie pomijać ważnych pytań, tylko je z odwagą zadawać i szukać odpowiedzi – innych niż chaos na TikToku i Instagramie, gdzie mądrość przemieszana jest z głupotą, a sprawdzona wiedza ze szkodliwymi przekonaniami.
Ale nie tylko. Jak mówi Magda, teologia ciała w busie to nie wszystko. Jest też misja poboczna, ale nie mniej ważna: nieść pocieszenie, sprawiać ludziom radość. Jak dziewczynkom z placu zabaw, które z zachwytem oglądają różowego busa, wołają "ja też chcę takie auto"! i cieszą się, gdy mama zgadza się na to, by mogły "zwiedzić" busa od środka. Tak po prostu, dla frajdy. I jak pani z bardzo schorowanymi kolanami, która pyta o drogę do sanktuarium i ku swemu zaskoczeniu zostaje do niego po prostu... podwieziona. Bo czemu nie? - Jeśli ktoś jest smutny i samotny, czemu nie zabrać go na pogawędkę podczas przejażdżki w busie? - mówi Magda. Czasem też bus spełnia swoje podstawowe zadanie całkiem "przy okazji" , gdy na stacji benzynowej ktoś po cichu skanuje kod QR umieszczony na różowym lakierze, mrucząc pod nosem: "Teologia ciała? Muszę sprawdzić, co to jest".


Skomentuj artykuł