Sakramenty inicjacji chrześcijańskiej
Kiedy miałem cztery lata, zostałem zapisany do eksperymentalnej grupy dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komunii Świętej. Do Komunii przystąpiłem jeszcze przed pójściem do szkoły. Pamiętam pierwszokomunijny egzamin. Ksiądz wziął mnie na kolana i zapytał, w jakim sklepie dostaje się łaskę uświęcającą. Po chwili namysłu odpowiedziałem, że w konfesjonale.
Pamiętam też pierwszą spowiedź i oczywiście samą uroczystość Pierwszej Komunii. Nie pamiętam prezentów, bo w tamtych czasach nie były one najważniejsze. Potem zdarzało się, że ksiądz pomijał mnie przy udzielaniu Komunii. Widząc taką drobinę przy balaskach, dochodził do wniosku, że nie byłem jeszcze u Pierwszej Komunii. Czasami na taką sytuację reagowałem płaczem. Kiedyś przyjąłem Komunię, ale przypomniałem sobie, że tuż przed wyjściem na Mszę coś zjadłem i nie minęła jeszcze przepisowa godzina postu eucharystycznego. Trzymając konsekrowaną hostię w ustach, podbiegłem do księdza, mówiąc, żeby wziął mi Pana Jezusa. Kapłan mnie pogłaskał i kazał połknąć hostię.
Piszę o tym nie po to, aby rozbawić czytelnika kłopotami pierwszokomunijnego siedmiolatka, ale by wskazać, jak ważną i delikatną sprawą jest inicjacja dziecka w sakramentalne życie Kościoła. Niekiedy może ona naznaczyć na wiele lat. W konfesjonale można spotkać dorosłych ludzi, którzy w sposobie wyrażania wiary pozostali na poziomie pierwszych klas podstawówki.
Porządek sakramentów
W Polsce zdecydowana większość katolików została ochrzczona w wieku niemowlęcym. Potem, w wieku ośmiu, dziewięciu lat, przystąpiła do pierwszej spowiedzi, a następnie do Pierwszej Komunii Świętej. Mając kilkanaście lat, większość wierzących przystąpiła do sakramentu bierzmowania. Ten porządek – chrzest, spowiedź, Komunia, bierzmowanie – wydaje się nam oczywisty. Warto jednak zauważyć, że recytując siedem sakramentów świętych, wymieniamy: chrzest, bierzmowanie, Eucharystię, pokutę... Inna jest więc ich kolejność. W teologii mówi się też, że to Eucharystia stanowi szczyt chrześcijańskiego wtajemniczenia. W tej optyce po chrzcie, który jest fundamentem chrześcijańskiego życia, następowałoby bierzmowanie, a pełny udział w Mszy świętej wieńczyłby ten proces. Natomiast sakramentalna spowiedź pojawiałaby się jako ewentualna konieczność poprzedzona trzema etapami chrześcijańskiej inicjacji.
W naszych rozważaniach sięgnijmy na moment do historii. W Kościele starożytnym udzielano chrztu, bierzmowania i Komunii w ramach jednego obrzędu nie tylko dorosłym katechumenom, ale także dzieciom. Proces oddzielenia chrztu i Eucharystii od bierzmowania rozpoczął się na Zachodzie w IV wieku. Jednak chrzest nadal łączono z Komunią. Jeszcze w XII wieku niejaki Radulphus Ardens mówił w jednej z homilii, że ochrzczonym dzieciom należy udzielać Komunii od razu, przynajmniej pod postacią kropli konsekrowanego wina, aby w razie nagłej śmierci nie umarły bez Eucharystii tak potrzebnej do zbawienia. Oddzielanie Komunii od chrztu rozpoczęło się na przełomie XII i XIII wieku. Pojawił się wtedy argument, że przyjmowanie Eucharystii wymaga świadomości tego, co się robi. Sobór Laterański IV (1215 rok) postanowił, że wierni, którzy osiągnęli wiek rozeznania (annos discretionis), powinni przynajmniej raz w roku spowiadać się i przyjmować Komunię. Większość ówczesnych komentatorów uważała, że wiek rozeznania to siedem lat. Tomasz z Akwinu twierdził jednak, że dopiero dzieci w wieku dziesięciu, jedenastu lat powinny przystępować do Pierwszej Komunii Świętej. Ostatecznie w Kościele zachodnim praktyka oddzielenia chrztu od Komunii utwierdziła się w XIII wieku.
Na chrześcijańskim Wschodzie połączenie, w przypadku dzieci, wszystkich sakramentów inicjacji – chrztu, bierzmowania i Komunii – trwa do dziś. W Kodeksie Kanonów Kościołów Wschodnich z 1990 roku czytamy: „Wtajemniczenie sakramentalne w misterium zbawienia doskonali się w przyjęciu Eucharystii i dlatego Eucharystia powinna być udzielana chrześcijanom jak najszybciej po chrzcie i chryzmacji” (697). Regularne przystępowanie dzieci do Komunii jest w Kościołach wschodnich możliwe przed odbyciem pierwszej spowiedzi.
Znajomość powyższych różnic w praktyce inicjacji chrześcijańskiej dzieci pozwala lepiej spojrzeć na mocne i słabe strony sakramentalnego duszpasterstwa dzieci i młodzieży w polskim Kościele. We wschodnim chrześcijaństwie spotykamy model wtajemniczenia, który moglibyśmy nazwać linearnym: chrzest, bierzmowanie, Eucharystia. W zachodnim, w tym w Polsce, przyjął się schemat, który bywa nazywany modelem „doświadczenia eucharystycznego”. Choć ten pierwszy wydaje się bardziej logiczny z teologicznego punktu widzenia, to jednak drugi ma niewątpliwe plusy pastoralne. Rozłożenie w czasie poszczególnych sakramentów inicjacji daje większe możliwości katechetyczne i formacyjne.
Chrzest dzieci, a odpowiedzialność dorosłych
Zdarza się, że ksiądz odmawia ochrzczenia dziecka. Niektórzy na takie sytuacje reagują oburzeniem. Jak można małemu dziecku odmawiać sakramentu chrztu? Otóż można, a niekiedy trzeba. Rzeczywistym problemem jest tutaj jednak brak jasnych kryteriów i różna praktyka poszczególnych proboszczów. Tymczasem chrzest nie jest jakimś magicznym rytuałem, do którego ma prawo każdy za drobną opłatą. W Dziejach Apostolskich czytamy: Lecz kiedy uwierzyli Filipowi, który głosił dobrą nowinę o królestwie Bożym oraz o imieniu Jezusa Chrystusa, zarówno mężczyźni, jak i kobiety przyjmowali chrzest (Dz 8, 12). Wiara poprzedza zatem przyjęcie chrztu i towarzyszy mu. Absurdem byłoby przystępowanie do chrztu bez wyznania wiary w Jezusa jako Zbawiciela. Chrzest małych dzieci, które same nie mają jeszcze wystarczającej świadomości, aby wyznać wiarę, wymaga wiary tych, którzy o ten chrzest proszą i biorą odpowiedzialność za religijną formację ochrzczonego dziecka. W Kodeksie Prawa Kanonicznego czytamy: „Do godziwego ochrzczenia dziecka wymaga się, aby istniała uzasadniona nadzieja, że dziecko będzie wychowane po katolicku; jeśli jej zupełnie nie ma, chrzest należy odłożyć zgodnie z postanowieniami prawa partykularnego, powiadamiając rodziców o przyczynie” .
Sakrament chrztu nie jest własnością księdza czy Kościoła jako urzędniczej instytucji, ale zbawczym darem Boga. Trzeba go więc sprawować godziwie, to znaczy z wiarą, że nie chodzi tu o jakąś zacną tradycję, przy okazji której wyprawia się wesołe chrzciny, ale o sprawy Boże, do których mamy przystęp poprzez wiarę. W dzisiejszych czasach coraz częściej mamy do czynienia z sytuacją, że rodzice proszą o chrzest swojego dziecka, choć sami żyją bez ślubu kościelnego, mimo że nie ma żadnej przeszkody, by go zawrzeć. Przyczyny tego stanu rzeczy mogą być bardzo różne. Zdarza się na przykład, że rodzice nie mają pewności, czy chcą być razem. Jedna ze stron lub obydwie lękają się wejścia z partnerem w związek małżeński. W takich przypadkach nie ma co przynaglać do ślubu. Trzeba raczej pomóc w podjęciu właściwej decyzji. A chrztu dziecka nie należy – moim zdaniem – w tych okolicznościach odmawiać.
Bywa też i tak, że brak ślubu kościelnego wynika z lekceważącego stosunku do zasad wiary katolickiej. Proszący o chrzest rodzice reagują agresywnie na pytania o ich wiarę i katolicki styl życia. Uważają, że z niczego nie muszą się tłumaczyć, bo to ich osobista sprawa, a ksiądz ma obowiązek ochrzcić ich dziecko, skoro tego chcą. W takich przypadkach wielu kapłanów odmawia chrztu w myśl przytoczonego powyżej kanonu prawa kanonicznego. Trzeba podkreślić, że każda niestandardowa sytuacja prośby o chrzest wymaga rozwagi oraz indywidualnego podejścia, aby z jednej strony zadośćuczynić wymogom godziwego sprawowania chrztu, a z drugiej nie zmarnować u wiernych jakiejkolwiek oznaki dobrej woli bycia w Kościele.
Chrzest wymaga wiary, ale zarazem przekazuje i rozbudza ją. W przypadku chrztu dzieci można go porównać do zasiania małego ziarna wiary, z którego – zgodnie z Bożymi planami – powinno wyrosnąć wspaniałe drzewo wiary dojrzałej. Innymi słowy, sakrament chrztu nie jest działającym automatycznie tajemnym rytem, ale początkiem drogi poszukiwania i znajdowania Boga w konkretnym życiu. Cała formacja chrześcijańska ma być odwoływaniem się do chrztu świętego jako daru i zadania. Niestety, niekiedy brakuje nam konsekwencji, a nawet świadomości, że zostaliśmy ochrzczeni. Joseph Ratzinger ubolewał, że „w zdechrystianizowanym społeczeństwie nie następuje już katechumetyczne rozwinięcie chrztu. Gdy ludzie podtrzymują tradycję chrztu jedynie dlatego, że sakrament ten nadaje początkowi życia uroczysty charakter, że go, by tak powiedzieć, rytualizuje – ale potem wewnętrznie kwestionują ten obrzęd. Chrzest jest czymś znacznie więcej niż aktem socjalizacji, jak go niejeden dziś pojmuje. Jest aktem narodzin, w którym otwiera się nowy wymiar życia”.
Czy dzieci mają się z czego spowiadać?
Drugim sakramentem, do którego przystępują dzieci, jest pokuta. Spowiedź poprzedza Pierwszą Komunię Świętą. Można jednak spotkać się z opinią, a także z wynikającą z niej praktyką, na przykład w niektórych Kościołach na Zachodzie, że przystępujące do Eucharystii dziecko nie potrzebuje sakramentalnej spowiedzi, gdyż nie jest zdolne do popełnienia grzechu ciężkiego, uniemożliwiającego mu przystąpienie do Pierwszej Komunii. Zwolennicy takiego stanowiska wskazują, że przymusowe poprzedzanie Komunii spowiedzią może przeszkadzać dziecku przeżyć Eucharystię jako dar Boży. Na pierwszy plan miałby wysuwać się wówczas lęk związany z wyznawaniem dziecięcych grzechów w konfesjonale. Z praktyką dopuszczania dzieci do Komunii bez uprzedniej spowiedzi można spotkać się na przykład w Kościele katolickim w Anglii.
Rzeczywiście, bywa niekiedy tak, że osoba prowadząca katechezę w swej nadgorliwości lub z powodu złego przygotowania do swojej pracy w taki sposób mówi dzieciom o spowiedzi, że budzi w nich lęk przed Bogiem, srogim sędzią, zamiast formować sumienia w kontekście Dobrej Nowiny o miłosiernym Ojcu. Znane są opowiastki, jak to niektórzy katecheci czy katechetki, ucząc dzieci wyznawania grzechów, stwierdzają, że ktoś został potępiony i poszedł do piekła tylko dlatego, że na pierwszej spowiedzi nie wyjawił jednego grzechu. Tego rodzaju surowy rygoryzm wpaja dzieciom fałszywy obraz Boga, a ponadto pomija fakt, że zgodnie z nauką Kościoła na spowiedzi nie muszą być wyznane wszystkie, najmniejsze nawet grzechy. Konieczność wyznania dotyczy grzechów ciężkich. Niewłaściwa katecheza sprzed kilkudziesięciu lat wyrobiła w wielu ludziach (szczególnie mężczyznach) przekonanie, że Komunię można przyjąć bezpośrednio po spowiedzi, a potem na wszelki wypadek lepiej do Komunii nie przystępować.
Z drugiej jednak strony, właściwe wprowadzenie dziecka w sakramentalną spowiedź przed Pierwszą Komunią pozwala formować jego sumienie, a zarazem pomaga doświadczyć Eucharystii jako świętości, której sprzeciwia się każdy grzech. Ponadto w ten sposób uczy się dziecko przywiązania do w miarę regularnej spowiedzi. Tymczasem praktyka dopuszczania do Pierwszej Komunii bez spowiedzi niewątpliwie wiąże się z kryzysem spowiedzi w ogóle. Polacy przebywający na Zachodzie dziwią się niekiedy, że wszyscy wierni przystępują do Komunii, a konfesjonały stoją puste.
Trzeba podkreślić, że wychowanie dziecka do pokuty nie może być tylko przygotowaniem do pierwszej spowiedzi. Chodzi o cały proces, zaczynający się od najmłodszych lat, uczenia dziecka rozróżniania dobra od zła oraz wybierania dobra ze względu na nie samo, a nie jedynie z powodu systemu kar i nagród. Taki proces nie powinien koncentrować się na przygotowaniu dziecka do skrupulatnego wyznawania grzechów. Ks. Jerzy Bagrowicz pisał: „Katecheta musi czuwać, aby dziecko nie przynosiło gotowych litanii grzechów do pierwszej spowiedzi, często wymyślonych przez rodziców czy starsze rodzeństwo. Krzywda wyrządzona dziecku jest wtedy oczywista. Gotowe rachunki sumienia grzeszą bardzo często negatywizmem i jednostronnością ujęcia odpowiedzialności chrześcijanina. Zdarza się, że przesadne położenie nacisku jedynie na obowiązki czysto religijne chrześcijanina usuwa na całe życie z pola widzenia sumienia szeroki wachlarz odpowiedzialności i winy społecznej we wszystkich, bardzo przecież bogatych wymiarach życia społecznego”.
Od Komunii do bierzmowania
Wprowadzenie dzieci w pełne uczestnictwo w Eucharystii jest bardzo ważnym okresem chrześcijańskiej inicjacji. Niestety, zagraża mu coraz bardziej komercjalizacja uroczystości Pierwszej Komunii. Spotkania proboszczów i katechetów z rodzicami dzieci przygotowującymi się do Komunii bywają zdominowane przez spory na temat strojów, fotografów i kamerzystów. Liturgia Pierwszej Komunii Świętej zostaje zaś przyćmiona przez następujące po niej przyjęcie oraz prezenty, przy czym tradycyjne zegarki już dawno zastąpiły komputery. Pierwszokomunijna komercjalizacja to problem nie tyle dzieci, ale rodziców i rodziny. To dorośli ulegają narzucanym przez reklamy i mody stereotypom. Nie potrafią niejednokrotnie dostrzec głębszego, duchowego wymiaru Pierwszej Komunii i w konsekwencji traktują ją jako rodzinno-społeczne wydarzenie, przy okazji którego trzeba się pokazać.
Księża, siostry zakonne i katecheci mają prawo oczekiwać, że rodzice i chrzestni będą współuczestniczyć w religijnym przygotowaniu dziecka do Pierwszej Komunii. Niestety, w praktyce okazuje się, że niekiedy przygotowania i formacji religijnej bardziej potrzebują rodzice niż dzieci. W tej sytuacji duszpasterze nie powinni obrażać się na rzeczywistość, ale wykorzystywać umiejętnie tę okazję i usiłować dotrzeć do zaniedbanych religijnie dorosłych.
Jeśli dziecko wychowuje się w obojętnej religijnie rodzinie, jeśli rodzice nie uczestniczą w niedzielnej Mszy świętej, to po Pierwszej Komunii –mimo pracy katechetów – następuje powolne oddalanie się dziecka od Kościoła. Dochodzi do smutnego paradoksu: sakrament bierzmowania nazywa się sarkastycznie, choć z pewną dozą słuszności, sakramentem pożegnania z Kościołem. Dlatego też jedno z trudniejszych wyzwań duszpasterskich stanowi pytanie: Jak pomagać dzieciom i młodzieży w okresie od Pierwszej Komunii do bierzmowania we wzroście w wierze, aby bierzmowanie rzeczywiście było w jakimś stopniu sakramentem chrześcijańskiej dojrzałości?
Powyższe pytanie nabiera szczególnej wagi w kontekście problemów z wychowaniem dzieci w szkołach gimnazjalnych. Okres pomiędzy podstawówką a szkołą średnią wydaje się szczególnie trudny, co potwierdzają katecheci, którzy niejednokrotnie boją się uczyć w gimnazjach. Stąd propozycje, aby bierzmowanie przesunąć w czasie, tak aby przystępujący do tego sakramentu byli ludźmi bardziej dojrzałymi, mającymi większe możliwości właściwego zrozumienia znaczenia bierzmowania w ich życiu. Doświadczenie uczy, że bardzo ważnym sposobem formowania młodych ludzi do wiary dojrzałej jest uczestnictwo w różnego rodzaju wspólnotach. Katecheza w szkole ma swoje ograniczenia i trudno stworzyć w jej trakcie atmosferę wspólnotowego przeżywania wiary. Ruchy kościelne, a także wakacyjne obozy i rekolekcje, pozwalają młodemu człowiekowi doświadczyć wspólnotowej rzeczywistości Kościoła, a jednocześnie bardziej osobiście przeżywać wiarę w Boga. Oczywiście, tylko pewien procent katechizowanej młodzieży można zaprosić do wspólnot. Jednak tacy dojrzale wierzący gimnazjaliści i licealiści mogą wpływać pozytywnie na swoich rówieśników, stanowiąc swoisty zaczyn.
W tym kontekście wydaje się, że Kościół w Polsce zbyt dużo sił poświęca katechezie w szkole. Dwie godziny zajęć tygodniowo, od podstawówki po szkołę średnią, przynoszą niekiedy odwrotny efekt. Młodzież odczuwa przesyt i ostatecznie ich wiedza religijna pozostaje na żenującym poziomie, a zapracowani w katechezie księża nie mają czasu ani siły, aby prowadzić młodzieżowe wspólnoty przy parafii. Tymczasem szkoła nigdy nie zastąpi wspólnotowej, chrześcijańskiej formacji przy parafiach i kościołach. Dlatego też przygotowanie do sakramentów odbywa się w grupach przy parafii, a nie tylko w szkole. Wypada sobie życzyć, aby część młodzieży przygotowującej się w ten sposób do bierzmowania mogła potem znaleźć swoje miejsce we wspólnotach kościelnych, w których będzie skutecznie odkrywać złożone w niej sakramentalne bogactwo.
Nie można też oddzielać wprowadzania dzieci w życie sakramentalne od duszpasterstwa rodziny. Bez formacji rodzin i katechezy dla dorosłych ogromny wysiłek Kościoła w nauczaniu dzieci i młodzieży może iść w dużej mierze na marne. Ewa Rozkrut, matka i dziennikarka, stwierdza: „Nie wystarczy tylko udać się do kościoła – bierna postawa w ogóle nie ma sensu. Niczego dzieci nie nauczymy, nie dając świadectwa. Zupełnie inaczej jest, kiedy młodzi ludzie od najmłodszych lat widzą rodziców aktywnie uczestniczących w Eucharystii, klęczących na modlitwie w domu...”.
Skomentuj artykuł