Ślady nieba są dla mnie źródłem głębokiego pokoju i radości

Niebo nie jest dla mnie odległym, abstrakcyjnym miejscem, ale rzeczywistością, która przenika moją codzienność. Nie są to bynajmniej idee. Doświadczam go namacalnie: widzę i mogę dotknąć. W takich chwilach przeżywam głęboki pokój, niespodziewaną radość albo ciche przypomnienie o Bożej miłości. To wszystko przemienia zwyczajne dni w mistyczne doświadczenie. Sprawia, że mogę sięgnąć nieba...
Wychowałem się w rodzinie rolników. Rodzice prowadzili średniej wielkości gospodarstwo. Na kilku hektarach ziemi uprawiali płody rolne, z których dobrodziejstwa korzystaliśmy na co dzień w domu i zagrodzie. Każdego ranka budził nas kogut. W stajni stały krowy, koń, owce, świnie, kury i inne zwierzęta. Swoje gniazdo uwiły w niej sobie także jaskółki. Bezpieczeństwa domu pilnował pies. Zawsze mogłem liczyć też na zabawę z nim w aportowanie patyka lub piłki oraz na jego towarzystwo podczas spacerów.
Pierwsze lekcje zaufania Bogu
Jako dziecko nie byłem dumny z tego, że pochodzę ze wsi. Zazdrościłem rówieśnikom, którzy mieszkali w mieście. Dopiero jako dorosły człowiek z nostalgią i wdzięcznością zacząłem wspominać czasy swojego dzieciństwa. Jestem przekonany, że praca na roli i obecność zwierząt pomogły mi zrozumieć i pogłębić... życie duchowe.
Mam świadomość, że kiedy po całodziennej wspólnej zabawie pies zasypiał na moich kolanach, otrzymywałem pierwsze lekcje zaufania Bogu i bliźniemu. Do dzisiaj te zwierzęta, uważane za najlepszych przyjaciół człowieka, są dla mnie niczym szept zapomnianych marzeń z dzieciństwa i echo niewinności. Jako jedne z najcudowniejszych stworzeń, jakie Bóg powołał do istnienia, wciąż mają moc na nowo ożywiać moje serce.
Źródło mocy duchowej
Teraz nie prowadzę gospodarstwa rolnego, ale ponieważ miłość do ziemi pozostała, oddaję się uprawianiu niewielkiego ogrodu. Dodatkowo sąsiedztwo lasu zrodziło we mnie fascynację drzewami, szczególnie prastarym, potężnym i mocarnym dębem. Jego głęboko zakorzenione w ziemi korzenie symbolizują dla mnie cnotę wiary.
Chcę być silny i dumny z tożsamości dziecka Bożego i wzrastać aż do momentu, kiedy zostanę zwolniony ze swojej misji na ziemi. Tak jak dąb dzięki rozbudowanym korzeniom rośnie silny i majestatyczny, opierając się burzom, tak wiara daje mi wewnętrzną siłę i stabilność w obliczu życiowych przeciwności, których w swoim pięćdziesięcioletnim życiu przeżyłem już wiele. Zakorzenienie w Chrystusie jest źródłem mojej duchowej mocy. Sprawia, że inaczej postrzegam rzeczywistość, szczególnie tę trudną i bolesną. Tak przeżywane cierpienie oczyszcza moje serce, uzdalniając mnie do sięgnięcia po namiastkę nieba już w doczesności.
Szkoła ciszy
W pewnym momencie na serio potraktowałem Jezusowe zaproszenie: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię" i zdecydowałem się nie tylko na codzienne uczestnictwo w Eucharystii, ale również codzienną adorację Najświętszego Sakramentu. Od tej pory powoli, dzień po dniu, w moim życiu zaczęły się dziać prawdziwe cuda. W swoich zapiskach, które zatytułowałem "Szkoła ciszy", doszukałem się, jak na razie, trzydziestu konkretnych Bożych darów: m.in. prostoty, roztropności, wolności, pokrzepienia oraz czystości serca.
Nie otrzymałem ich rzecz jasna w pełni i na zawsze, a jedynie jako zadatek - smak niebiańskich owoców, które przyszło mi pielęgnować każdego dnia. Raz nawrócony, chciałem odtąd stale się nawracać. Nie "odrabiam" już rachunku sumienia z pomocą modlitewnika. Moje życie duchowe krąży wokół jednego z najtrudniejszych pytań, jakie Jezus kiedykolwiek zadał człowiekowi: "A Ty za kogo Mnie uważasz? Jestem dla ciebie bardziej jak sprawiedliwy sędzia czy miłosierny ojciec?". Aby postąpić naprzód, staram się odpowiadać na nie szczerze, nie tylko jednorazowo, ale z każdym wschodem i zachodem słońca.
Podczas cichej adoracji Jezus obdarował mnie ponadto mniej oczywistymi łaskami: czułością, łagodnością, intymnością, zażyłością i umiłowaniem piękna. Każdą z nich otrzymałem w konkretnym celu.
Podarunek Opatrzności
I tak musiało minąć pięćdziesiąt lat życia, w tym piętnaście małżeństwa, zanim Bóg w swojej mądrości pozwolił mnie i mojej małżonce podzielić się darem czułości z dziewczynką, nad którą obecnie sprawujemy pieczę zastępczą. Przeżywanie z nią życia stało się dla mnie drugim wymiarem doświadczania nieba w codzienności.
Jednak zanim otworzyłem serce na przyjęcie dziecka pod swój dach, broniłem się przed tym rękami i nogami. Przyczyną lęku było wspomnienie słabych więzi emocjonalnych wyniesionych z domu rodzinnego, niemały bagaż lat i związanych z nim przyzwyczajeń. Przed podjęciem tej ważnej decyzji powstrzymywała mnie również perspektywa wnikliwych testów psychologicznych, wizji lokalnych oraz spotkań z trudnymi rodzicami biologicznymi dziewczynki. Nie bez znaczenia były też wieloletnie starania o własne dziecko, które z każdym rokiem małżeństwa niemal całkowicie wyssały ze mnie nadzieję i sens wiary w Opatrzność.
Oczekiwanie na dalszy ciąg
Dzisiaj zaś z każdym spojrzeniem duszy w tajemnicę Jezusa obecnego w Eucharystii widzę w błękitnych oczach naszej kruszynki, poza kruchością i niewinnością, odblask nieba. Odbijającego się w nich uśmiechu nie da się porównać z żadną wartością materialną. Nie sposób też wyrazić uczucia pojawiającego się w sercu, kiedy ona chwyta moją męską dłoń obiema rączkami i mocno przyciska do swojej klatki piersiowej albo gdy zasypia w moich ramionach.
Nasz skarb ma już jedenaście miesięcy. Nie wiem, jak potoczą się jego dalsze losy. Nie chcemy go sobie przywłaszczyć, a jednocześnie chcielibyśmy towarzyszyć mu do końca naszych dni, tym bardziej, że nie jesteśmy już tacy młodzi. Z pomocą przychodzi nam postać Abrahama, który wezwany do ofiarowania swojego pierworodnego syna na górze Moria nie zawahał się oddać tak długo oczekiwanego daru. Ksiądz Krzysztof Grzywocz, nawiązując do tej bogatej w treści historii, stwierdził, że "cokolwiek ofiarujemy Bogu, On odda z nawiązką". Ufam zatem, że moja i mojej małżonki historia będzie miała ciąg dalszy.
Codzienność, w której odnajduję ślady nieba, jest dla mnie źródłem głębokiego pokoju i radości. Adoracja Najświętszego Sakramentu pozwala mi na spotkanie z Bożą miłością w ciszy serca, co umacnia mnie w trosce o dziecko. Z kolei otaczające mnie każdego dnia piękno przyrody przypomina o nieustannej obecności Stwórcy w świecie. Te proste momenty są dla mnie świadectwem, że niebo jest bliżej, niż możemy to sobie wyobrazić.
Mariusz Hodyr - nauczyciel języka angielskiego, entuzjasta rowerowych wycieczek oraz pieszych wędrówek po górach. Interesuje się poezją, psychologią i duchowością karmelitańską. Zakochany w muzyce uwielbienia i cichej adoracji Najświętszego Sakramentu.
Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika "Głos Ojca Pio".
Skomentuj artykuł