Stanie się cud i wszystko będzie dobrze
Czy pamiętacie dzień, w którym nabraliście pełnej świadomości, że naprawdę wierzycie w Jezusa? Czy pamiętacie dzień, kiedy świadomie zaczęliście wierzyć? Czy pamiętacie dzień, w którym zaczęło się Wasze świadome chrześcijaństwo? Dostrzegacie te początki?
Św. Jan - autor niedzielnej Ewangelii - jest chyba jedynym, który dostrzegł początek chrześcijaństwa w życiu uczniów Chrystusa. Ich chrześcijaństwo ma początek w uczcie weselnej i cudzie przemiany wody w wino. Św. Jan nazwał ten cud początkiem znaków Jezusa i chwilą, gdy uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Czy zatem chrześcijaństwo i nasza wiara zależą głównie od cudów, których w coraz większym stopniu oczekujemy?
Często wydaje się nam, że cud, który wydarzył się w Kanie Galilejskiej jest cudem na zamówienie Matki Bożej, pragnącej ratować prestiż ubogich nowożeńców. Taka interpretacja byłaby jednak zbyt uproszczona. Cud w Kanie to przede wszystkim znak prowokujący nas do odpowiedzi na pytania o wiarę, a zatem o naszą relację z Bogiem - kim On jest, kim byliśmy lub jesteśmy bez Niego i kim możemy stać się dzięki Niemu?
W jednym z objawień, Pan Jezus zapewniał św. Juliannę z Norwich, że wszystko będzie dobrze, bo On może i umie sprawić, że wszystko będzie dobrze. Czy zatem w sytuacji gdy pogrążamy się w problemach i czujemy się „w dołku” rzeczywiście wystarczy uwierzyć, że wszystko będzie dobrze i stanie się cud?
Nie do końca.
Zwracanie się ku Bogu, czerpanie siły, radości i nadziei z wiary jest czymś całkowicie naturalnym, gdy przychodzi nam zmagać się z rozmaitymi trudnościami. Istnieje jednak ryzyko, że zamiast szukać rozwiązania problemów, zaczniemy od nich uciekać w sferę quasi duchowości, czekając z założonymi rękami na cud.
Co się stanie, gdy oczekiwany cud się nie wydarzy? Czy oznacza to, że Bóg nas nie wysłuchał? Że nasza modlitwa była za mało gorliwa? Że zabrakło nam prawdziwej wiary? Myślę, że jest to kwestia o wiele bardziej złożona.
To przede wszystkim sposób widzenia wiary, która nie tyle wyzwala nas z trudności i strapień, ale wraz z nadzieją oświetla nasze ciemności i pozwana nam przez nie przejść.
Mistrz Eckhart już w XIV w. zauważył, że często robimy z Boga świecę, przy pomocy której szukamy różnych rzeczy, a gdy je odnajdujemy, świecę wyrzucamy. Ostatecznie zostajemy z niczym. Zamiast szukać swego dobra i oczekiwać cudu, powinniśmy szukać Boga.
Niedzielna Ewangelia, widziana w kontekście całego życia Maryi i Apostołów, przypomina nam, że choć cuda czasem się zdarzają i pomagają nam uwierzyć, to jednak prawdziwa wiara polega na całkowicie czymś innym. Prawdziwa wiara wiąże nas z Bogiem, a więc pomaga nam widzieć dalej niż tylko do granic naszego ziemskiego istnienia.
Prawdziwa wiara nie jest zdjęciem zasłony oddzielającej nas od Boga i wyzwoleniem z ciemności. Autentyczna wiara zawsze będzie poszukiwaniem w ciemności, bez jasnej i wyraźnej wizji. Taka wiara pozbawiona jest jednak egoistycznej interesowności, a w niej - poszukiwania cudów, uniesień i pociech dla siebie.
Cudem i pociechą dla człowieka wierzącego jest perspektywa wieczności. To właśnie w wieczności wszystko będzie dobrze, choćby za ziemskiego życia wszystko było źle.
Bo wiara to nie przekonanie, że wszystko będzie dobrze tu i teraz, lecz że wszystko zawsze ma sens, nawet wtedy, gdy dobrze nie jest.
Skomentuj artykuł