"Jestem pół roku po ślubie, a mój mąż jest agnostykiem" [ŚWIADECTWO]
Zaryzykowałam związek z nim. Na początku z myślą, że jeśli nie uda mi się go skutecznie ewangelizować, wymodlić dla niego łaski wiary, to nie wyjdę za niego za mąż.
Do napisania tego świadectwa skłonił mnie wpis Ani pod tytułem: "Wartość czystości w moim życiu" oraz burza, która rozpętała się w komentarzach pod nim.
Komentarze te dotyczyły "nawracania" swojego chłopaka czy też swojej dziewczyny.
Zacznę może najprościej, od krótkiego przedstawienia się: mam na imię Ania, jestem pół roku po ślubie, a mój mąż jest agnostykiem.
Poznaliśmy się na kursie Alfa, gdzie on chciał rozwinąć wiedzę na temat naszej wiary, bo jak stwierdził: "jeśli miałby się na jakąś zdecydować, to ta brzmi najsensowniej".
Powiem wprost - byłam tak pewna siebie, że nie zwiążę się z człowiekiem niewierzącym, że nie miałam nic przeciwko, by pozostać z nim w kontakcie po zakończeniu kursu. On zaznaczył jasno, że ma wiele pytań, ale się nie nawrócił i raczej się to nie stanie.
Dostrzegłam w nim, że pomimo braku wiary, której tak uparcie szukałam u chłopaków, jest dobrym człowiekiem - a przynajmniej, mocno stara się nim być. I to bardziej, niż niejeden "niedzielny" chrześcijanin.
Dlatego zaryzykowałam związek z nim. Na początku z myślą, że jeśli nie uda mi się go skutecznie ewangelizować, wymodlić dla niego łaski wiary, to nie wyjdę za niego za mąż. Byłam wtedy tak oślepiona tą ideą, żeby mieć wierzącego męża, że nie widziałam innych rzeczy - dobrego serca, podobnego systemu wartości.
Jego pytania o wiarę sprawiły, że moja własna odżyła - przeprowadziliśmy wiele teologicznych rozmów na temat natury Boga, prawd wiary i nauki kościoła. Wiele rzeczy zrozumiał, z wieloma rzeczami się zgodził, z wieloma nadal się nie zgadza. I nie wiem, czy za mojego życia się zgodzi.
Byłam dziewicą w dniu swojego ślubu. Ale nie będę pisać z pychą: "Tak! Dochowałam czystości do ślubu!". Nie o to tutaj chodzi.
Mój mąż - a wtedy chłopak, początkowo nie rozumiał, dlaczego kościół widzi coś złego we współżyciu zakochanych ludzi. Zwróciłam mu uwagę wtedy, że jeśli chcemy być ze sobą do końca życia, to wymaga to pracy, a seks ma być tylko osłodzeniem tej pracy - wisienką, położoną na upieczonym już torcie. Nie na odwrót.
Obydwoje podchodziliśmy i podchodzimy do naszego związku poważnie, dlatego kiedy mu to wyjaśniłam, zgodził się ze mną. Sam miał też za sobą doświadczenie wieloletniego związku, który - mimo jego prób ratowania - rozpadł się.
Dodam tutaj, na marginesie, że fakt, iż on z kimś wcześniej współżył, ranił i nadal mnie rani głęboko. Przeszłości nie da się zmienić, choćbyśmy bardzo tego chcieli, dlatego z pewnymi decyzjami lepiej się wstrzymać.
Fakt, że były sytuacje, kiedy mogło dojść do współżycia między nami, a nie doszło, sprawił, że zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo on szanuje moje poglądy. To było dla mnie znacznie bardziej wymowne, niż jakiekolwiek wyznania! Nie było łatwo mu panować nad sobą, kiedy był nauczony współżyć, kiedy mu przyszła ochota, ale jednak mu się to udawało.
Nigdy nie staram się na siłę narzucać mu swoich poglądów - zaznaczam jednak, że kwestia czystości, to była sprawa, którą postawiłam bardzo jasno, w dniu, kiedy poprosił, bym została jego dziewczyną. Tutaj nie ma miejsca na niedopowiedzenia.
Jak jest teraz, po ślubie? Pewnie, czasem proszę, żebym poszedł ze mną na mszę - i on to robi, ślub też mieliśmy kościelny (aczkolwiek z dyspensą). Czasem narzeka na to, że w niedzielę, ja potrzebuję iść na mszę, kiedy koliduje mu to z planem wycieczki, ale zawsze stara się, żebym na tą mszę dotarła.
Jest otwarty na nauki chrześcijańskie, ale są sprawy, z którymi nie chce się zgodzić. Ogólnie - nic na siłę. Ja z kolei, staram się ustępować w wielu innych kwestiach.
Wiem, to może się wydać śmieszne osobom, które nigdy nie posiadały zwierzątka, ale na przykład oddałam swoją kotkę, bo on jest uczulony. I on to docenił i docenia do dnia dzisiejszego, wiedząc, że było to dla mnie wielkie poświęcenie.
Mocno wierzę w to, że mój mąż, widząc moją radość, zdaje sobie sprawę z tego, skąd ona wypływa. Żyję nadzieją, że pewnego dnia sam zapragnie poszukać tego źródła i zaczerpnąć z niego. Jednak zmuszać go do niczego nie będę.
Dodam jeszcze, że gdyby nasze systemy wartości kolidowały ze sobą, to nigdy bym się nie zdecydowała na związek z nim.
Jeśli twój partner/partnerka sprawiają, że naginasz swoje własne zasady moralne - wiedząc, jak ważne one dla ciebie są - to powinna być czerwona, ostrzegawcza lampka. Nie tak powinno być. I tak być nie musi, czego jestem żywym przykładem.
Skomentuj artykuł