Myślałem, że wszystko mam pod kontrolą; że panuję nad alkoholem

Myślałem, że wszystko mam pod kontrolą; że panuję nad alkoholem
Fot. Depositphotos
Andrzej

Do momentu, w którym zaczęła mnie ogarniać pustka; kiedy chwyciłem butelkę wódki o 9 rano i nalałem pełną szklankę, aby jak zwykle - wypić ją duszkiem.

Alkohol piłem od 27 lat. Praktycznie nie pamiętam świąt, spotkań towarzyskich, wyjazdów wakacyjnych i uroczystości rodzinnych bez alkoholu. Nawet chrzciny i komunie dzieci były z alkoholem. Wszystko miałem pod kontrolą, panowałem nad alkoholem, panowałem nad swoim życiem. Chodziłem do kościoła w święta i na niedzielne msze. Wybudowałem dom, spędzałem z żoną i dziećmi wakacje i czas wolny.

Wszystko było w zasadzie w porządku. Dom - alkohol, praca i firma - alkohol, pasje - alkohol, znajomi - alkohol, czas wolny - alkohol, ja - alkohol. Do chwili, kiedy 5 lat temu zaczęła mnie ogarniać pustka, zniechęcenie do życia, poczucie, że wszystko co mam jest bez sensu, że nie mam celu w życiu. Popadałem w depresję, czułem się przytłoczony, zrzucając to na bark popularnego stwierdzenia - kryzys wieku średniego. Tak było na trzeźwo - po alkoholu znowu czułem się w porządku, było pięknie i super.

Dla otoczenia byłem postrzegany jako facet schludny, zadbany, miły, towarzyski, uśmiechnięty, sympatyczny, kochający tatuś, mąż itd. Zamaskowany pijak-alkoholik! Tylko upić się było coraz trudniej. Wlewałem w siebie litry wina, piwa, wódki i wtedy czułem się zrelaksowany do poranka dnia następnego, kiedy budziłem się zlany potem o 3 nad ranem, ciśnienie krwi 160/100, drgawki, permanentny kac moralny i fizyczny. Garść suplementów witaminowych i było jako tako. Tylko dalej pustka, stres, zmęczenie, kłótnie z dorastającymi dziećmi, smutek kochającej żony, problemy w pracy... Ale przecież "panowałem" nad alkoholem. Mogłem "przestać" pić. Kilka razy wytrzymałem dzień, dwa i znowu popadałem w trans. Do dnia, kiedy wszystko nagle zaczęło się sypać.

To był ostatni dzwonek od Boga - chłopie ogarnij się, albo alkohol albo życie. W dniu, w którym chwyciłem butelkę wódki o 9 rano i nalałem pełną szklankę, aby jak zwykle wypić ją duszkiem, zawołałem z głębi serca: "Panie Jezu, ja tak nie chcę! Pomóż mi proszę". Dwa tygodnie później 11 października 2019 roku pojechałem z żoną na dni skupienia i rozpocząłem 33-dniowe rekolekcje. Zawierzyłem się Panu Jezusowi przez Niepokalanemu Sercu Maryi.

Bóg jest wielki! Bez lekarzy, palpitacji serca, potów, psychologa, terapeuty, spotkań AA nie piję już od 11 października 2019 roku.

Dzisiaj nie mam już własnego domu, samochodu, nie mam pracy, ale żona nadal mnie kocha, mam wspaniałe dzieci i co najważniejsze - Jezus jest tu i teraz. Rozsypało się moje życie zawodowe i materialne. Ale narodziło się nowe, ważniejsze - życie duchowe.

Stres, niepokój, niepewność materialna - owszem są, ale nie jestem już sam, na trzeźwo widzę sens, radość życia dla Boga i z Bogiem - dla żony, dzieci, ludzi... Modlę się codziennie, abym dał radę wytrwać, bym nie ustał w walce. I wierzę, że z pomocą Maryi i Jezusa dam radę.

***

Sierpień to miesiąc trzeźwości. Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, a temat wyjścia z nałogu nie jest ci/wam obcy, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Myślałem, że wszystko mam pod kontrolą; że panuję nad alkoholem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.