"Papież Jan Paweł II też miał takie znieczulenie i wszystko się udało"
Środek nocy, ekspresowa operacja, lekarze zawrócili mnie z Tamtej strony, mówili, że jedną nogą byłam już Tam.
Dawno temu, gdy byłam w jakiejś trudnej życiowej sytuacji, myślałam w ten sposób: "Boże, pomóż... zrób to, czy tamto..." jak gdyby był On dobrą wróżką spełniającą wszystkie życzenia, bo przecież On wszystko może.
Było to myślenie dość płytkie i jak niewierny Tomasz - niedowierzające. Niby wiedziałam, że Bóg wszystko może, ale gdzieś z tyłu głowy były myśli "e tam, na pewno sie nie uda, boję się, nie dam rady, bez sensu itp".
Później był okres w moim życiu, gdzie zbliżyłam się bardziej do Boga, byłam szczęśliwa, spokojna, ufna. Często przyjmowałam komunię świętą.
Nagle atak wyrostka, który się wylał, ostre zapalenie otrzewnej. Ponoć mamie, która była ze mną w szpitalu powiedziałam nawet, że ja chyba umieram. Nie pamiętam tego, za to ona aż zbyt dobrze. Za każdym razem, gdy o tym wspominamy, ma łzy w oczach.
Ja, o dziwo, byłam spokojna, tym razem byłam "Bosko" przekonana, że wszystko będzie dobrze. Środek nocy, ekspresowa operacja, lekarze zawrócili mnie z Tamtej strony, mówili, że jedną nogą byłam już Tam.
Pamiętam, że przed narkozą krótko pomodliłam się do Boga, że bardzo bym chciała jeszcze pożyć, ale jakby co, to jestem gotowa, niech się stanie Jego wola. Jego wolą było, jak widać, abym pożyła jeszcze troszeczkę. Chwała Mu za to! Widocznie miałam tu jeszcze coś do zrobienia. Od tamtego czasu minęło 16 lat.
W międzyczasie wyszłam za mąż, urodziłam czterech cudownych i zdrowych synów, w tym dwóch przez cesarskie cięcie i miałam jeszcze dwie inne operacje.
Rok po operacji wyrostka okazało się, że mam zrosty w jelitach i konieczna jest ponowna operacja. Tym razem nie byłam ani u spowiedzi, ani u komuni św. Bałam się okropnie. Nie tego, że operacja może się nie udać (bo różnie bywa) ale tego, że nie jestem gotowa na spotkanie z Panem, nie "czuwałam". Nie znamy dnia ani godziny.
Pomodliłam się wtedy, ufna, że może choć malutkie miejsce w czyścu będzie na mnie czekać. Na szczęście Bóg nie chciał mnie jeszcze u siebie. Od tamtej pory uczucie strachu przed nieprzygotowaniem często mi towarzyszy.
Kolejna operacja wiązała się ze znieczuleniem podawanym w kręgosłup (tzw. lędźwiowe). Strasznie się tego bałam. Bałam się, że mogę być sparaliżowana czy coś. Miałam już wówczas dwóch małych synków i bałam się, że ich osierocę albo nie będę mogła się nimi zajmować jak do tej pory. Cały dzień spędziłam na zamartwianiu się i strachu, nie mogłam się na niczym skupić.
Bóg widząc moje rozterki, zesłał mi anioła-anestezjologa, który tłumaczył mi chyba z 20 minut co i jak z tym znieczuleniem, a mój strach ani myślał ustąpić. Aż powiedział mi jedno zdanie: "Nasz Papież Jan Paweł II też miał takie znieczulenie i wszystko się udało".
Po tych słowach zgodziłam się od razu na owe znieczulenie (bo upierałam się przy ogólnym, które nie było konieczne ani wskazane). Później modliłam się do naszego świętego, że skoro on miał i nic mu się nie stało, to u mnie też będzie wszystko dobrze. Mówiłam "Papieżu kochany, ty, który powierzyłeś swoje życie Maryi, zabierz mój strach do Boga, niech uspokoi moje serce i głowę, i czuwa nade mną następnego dnia podczas operacji".
Niesamowity spokój mnie ogarnął niemal od razu. To było cudowne. Za pośrednictwem Jana Pawła II zawierzyłam Bogu, oddałam się w Jego opiekę i zasnęłam, przespałam spokojnie całą noc. Operacja się powiodła, szybko wróciłam do zdrowia. Kilka lat później dwa razy miałam cesarkę i wiedziałam już do kogo mam się zwrócić o wsparcie.
Cuda dzieją się każdego dnia, bo mam wspaniałą rodzinę, mam gdzie mieszkać, gdzie spać, co jeść, powodzi nam się całkiem dobrze, jesteśmy zdrowi, sprawni. I tylko dziękować Bogu za to wszystko i nie zapominać "czuwać".
To są tylko skrawki z mojego życia, które, jak zdanie wyjęte z kontekstu, mogą nie oddać tego, co chciałabym przekazać. Ale wierzę, że są wśród was tacy, którzy doskonale wiedzą, o czym mówię.
Skomentuj artykuł