Amerykański psycholog zarządzania i autor poczytnych książek, Stephen R. Covey, porównuje dzisiejsze wysiłki zbudowania trwałej małżeńskiej i rodzinnej więzi do ćwiczeń akrobatycznych wykonywanych na wysoko zawieszonym trapezie, które nie dość, że wymagają od ćwiczących niebywałych umiejętności i ogromnej wzajemnej zależności, to równocześnie prowadzone są przy całkowitym braku rozciąganej rutynowo na dole siatki zabezpieczającej. "Dawniej istniało takie zabezpieczenie. Były prawa wspierające rodzinę, media kreowały obraz normalnej rodziny, a społeczeństwo szanowało ją i podtrzymywało jej trwałość [...]. Jednak obecnie ta siatka zabezpieczająca zniknęła. Kultura, ekonomia i prawo wystrzępiły ją, a technika przyspiesza proces zniszczenia".
"Siatka" zabezpieczająca małżeństwo i rodzinę została mocno nadwerężona także i w naszym kraju. Wynika to jasno z danych Głównego Urzędu Statystycznego, według których w ubiegłym roku sądy rodzinne orzekły rozwód pięćdziesięciu jeden tysięcy par małżeńskich, co stanowi najwyższą liczbę rozwodów w dotychczasowej historii Polski! Wzrosła równocześnie, i to aż czterokrotnie, liczba wniosków o separacje. Powoli narasta także inne zjawisko: małżeństwo staje się niemodne. Młodzi ludzie często nie uważają już założenia rodziny za "zwykłą kolej rzeczy" i mimo iż deklarują, że w hierarchii ich osobistych wartości małżeństwo i rodzina zajmują drugie (po zdrowiu) miejsce, to jednak wolą nie wiązać się z nikim na stałe.
Brak sprzyjających rodzinie trendów kulturowych, odpowiednich uregulowań prawnych i rozwiązań ekonomicznych na pewno wpływa na jakość małżeńskiej więzi, ale jej nie determinuje. To w rękach samych małżonków spoczywa klucz do udanego związku, bo od nich zależy, czy potraktują swoje małżeństwo jak kontrakt, który można rozwiązać w dowolnym momencie, czy też jako przymierze zakładające ich całkowite i trwałe wzajemne oddanie. Oczywiście spojrzenie na małżeństwo jako przymierze nie jest zarezerwowane tylko dla małżeństw chrześcijan (czy też wręcz katolików), bo przecież bywają trwałe małżeństwa osób niewierzących, ale to właśnie małżeństwo sakramentalne zyskuje niezwykłego Gwaranta przymierza. Jest nim Chrystus, który przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie pokonał wszelkie zło. Zawierając sakrament małżeństwa, małżonkowie biorą udział w Jego zwycięstwie, co oznacza, że mogą - Jego mocą -przezwyciężyć wszelkie przeszkody i wytrwać w związku aż do śmierci.
Czy jednak moc Chrystusa może działać w każdym przypadku? Można mieć wątpliwości, skoro małżeństwa zawarte przed ołtarzem rozpadają się równie często jak te zawarte tylko w urzędzie. Jednak jeśli tak się dzieje, to nie dlatego, że niektórym Jezus odmawia swojej łaski, ale dlatego że w danym konkretnym przypadku łaska sakramentu nie została podjęta w twórczy sposób. Oby twój udział w wierze okazał się twórczym - pisze św. Paweł w Liście do Filemona (6). Skutki sakramentu małżeństwa, tak jak każdego innego sakramentu, zależą nie tylko od Pana Jezusa, lecz także od postawy tych, którzy ten sakrament przyjmują. Inaczej mówiąc - trwałość małżeństwa w dużym stopniu zależy od tych, którzy je zawierają.
Świadomość powołania
DEON.PL POLECA
Wiele jest czynników sprzyjających dotrzymaniu małżeńskiej przysięgi, ale jednym z najważniejszych jest życie świadomością powołania. Rozbudzanie tej świadomości staje się istotne zwłaszcza w okresie narzeczeństwa. Jeżeli małżeństwo zostało przyjęte jako osobiste zaproszenie Chrystusa na taką właśnie, a nie inną drogę życia, z tym, a nie innym człowiekiem, to wypowiadane w chwili ślubu "tak" zyskuje zupełnie inną jakość, niż gdy słowo to pada podczas uroczystej i modnej dziś ceremonii, dla której ołtarz i obecność księdza są tylko elementami ślubnej dekoracji.
Dobrze więc, by rozeznanie powołania do małżeństwa, zawsze widziane w szerszym kontekście rozeznania powołania osobistego, stało się trwałym elementem formacji ludzi młodych. W nowych ruchach i wspólnotach zresztą dzieje się to coraz częściej i nierzadko decyzja o małżeństwie podejmowana jest na przykład na rekolekcjach zamkniętych. Choć taka forma rozeznania sama z siebie nie gwarantuje stabilności związku, na pewno zwiększa motywację osób, które go zawierają, i stwarza odpowiednią "bazę" do przygotowania do sakramentu małżeństwa. W Polsce pomysł takiego przygotowania skrystalizowany kilkadziesiąt lat temu w Krakowie (z inspiracji i przy czynnym uczestnictwie kard. Karola Wojtyły) przybrał z czasem postać tzw. kursu przedmałżeńskiego stanowiącego obecnie podstawową formę pracy z narzeczonymi w naszych parafiach. Obok niej pojawiają się też inne formy, jak chociażby "Wieczory dla zakochanych" czy też specjalne rekolekcje dla przyszłych małżonków, które w odróżnieniu od formy tradycyjnej kładą nieco większy nacisk na wzajemne porozumienie kandydatów do małżeństwa.
W przeżywaniu małżeństwa jako powołania pomogłyby dziś niewątpliwie małżeństwa beatyfikowane i kanonizowane przez Kościół. Niestety, w ciągu dwóch tysięcy lat niewielu małżonków zostało wyniesionych na ołtarze, a jeśli nawet miało to miejsce, to nie stało się tak ze względu na ich życie w małżeństwie, ale z powodu innych zasług. Jak pisze Zbigniew Nosowski, wśród stosunkowo skąpej liczby świętych żonatych i zamężnych niemal nie było ludzi "świadomie kroczących drogą wiary przez małżeństwo", a znacznie więcej takich, "którym małżeństwo jedynie przydarzyło się w ich drodze do świętości". Przełomem w tym względzie stało się beatyfikowanie w październiku 2001 roku małżonków Beltrame Quattrocchi, którzy uświęcili się nie "pomimo", ale właśnie "przez" swoje życie małżeńskie. Być może pierwsza beatyfikacja małżeństwa, na której tak bardzo zależało Papieżowi Janowi Pawłowi II, zapoczątkuje proces wynoszenia na ołtarze małżeństw i całych rodzin, co może stać się znakiem charakterystycznym dla trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa.
Pielęgnowanie więzi
Każde małżeństwo otrzymuje w ramach ogólnego "powołania do małżeństwa" własne, odrębne od innych powołanie. Chociaż sposobów jego realizacji jest tak wiele, jak wiele jest małżeństw, to jednak wszyscy małżonkowie bez wyjątku wezwani są do budowania ze współmałżonkiem jedynej w swoim rodzaju komunii osób. Jak mówi Ojciec święty Jan Paweł II, "pierwszym i bezpośrednim skutkiem małżeństwa nie jest sama łaska nadprzyrodzona, ale chrześcijańska więź małżeńska, komunia dwojga typowo chrześcijańska, ponieważ przedstawia tajemnicę Wcielenia Chrystusa i tajemnicę Jego Przymierza. Szczególna jest także treść uczestnictwa w życiu Chrystusa: miłość małżeńska zawiera w sobie jakąś całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby, impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenia ducha i woli. Miłość zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza". Skoro pierwszym skutkiem sakramentu małżeństwa jest małżeńska komunia dwojga, a miłość małżeńska ogarnia sobą całego człowieka, to najważniejszym sposobem odpowiedzi na łaskę sakramentu jest wszystko, co służy budowaniu więzi między małżonkami, a co dokonuje się we wszystkich wymiarach człowieka: duchowym, psychicznym, intelektualnym i fizycznym.
Pielęgnowanie więzi małżeńskiej w codziennym życiu napotyka na ogromną trudność. Jest nią brak czasu. O ile w okresie "chodzenia ze sobą" czy też w narzeczeństwie łatwo podarować czas drugiej osobie, to w małżeństwie - w miarę przychodzenia na świat kolejnych dzieci, zaangażowania w pracę zawodową i zaabsorbowania problemami rodzinnymi - staje się on towarem coraz bardziej deficytowym. Trzeba jednak o niego walczyć! Jest on w pewnym sensie "miarą" miłości. "Mówi się, że czas to pieniądz. A ja wam powiem: czas to miłość" - można powtórzyć za kard. Stefanem Wyszyńskim. Poszukując czasu dla siebie, wystarczy nieraz lepiej zorganizować codzienne prace czy poprosić kogoś o pomoc w opiece nad dziećmi, ale bywa, że trzeba radykalnie przewartościować hierarchię "ważnych i pilnych spraw", zadając sobie podstawowe pytanie: Co jest najważniejsze dla nas i dla naszego związku?
Wiele małżeństw dbających o czas dla siebie wypracowało różne sposoby jego spędzania: od wspólnej, może bardziej uroczystej niż zwykle kolacji, aż do regularnych wyjść na spacer czy do kina. Niezależnie od formy, jaką przybiera taki "małżeński czas", ważne jest, by starać się wtedy naprawdę być "dla" współmałżonka. I tutaj dochodzimy do drugiego, kluczowego czynnika w budowaniu wzajemnej więzi - do umiejętności rozmowy. Zarówno obserwacja rzeczywistości, jak i badania psychologiczne potwierdzają, że najbardziej trwałe są te małżeństwa, które potrafią ze sobą rozmawiać. Nie chodzi tutaj tylko o rozmowy o tym, co trzeba załatwić lub kupić. Choć w małżeństwie i one są ważne, bo przecież dotyczą codziennej organizacji życia, to jednak biada tym małżonkom, którzy ograniczają się jedynie do nich. Niepostrzeżenie stygną ich uczucia, a związek wyjaławia się w przyspieszonym tempie. A wtedy łatwo o stwierdzenie: "Nic nas już ze sobą nie łączy", a być może także o poszukiwanie innego towarzysza życia.
By rozmowa w małżeństwie coraz bardziej budowała wzajemną więź, musi stawać się dialogiem. Jerzy Grzybowski, krajowy moderator Spotkań Małżeńskich, rekolekcji dla małżeństw, podkreśla, że dialog jest rozmową, prowadzącą do spotkania dialogujących, czyli do takiej relacji, w której zachodzi "jak najpełniejsza wzajemna akceptacja siebie jako osób, zrozumienie, zaufanie, poszanowanie wzajemnej godności, odrębności i różnorodności [...]. Dialog jest spotkaniem naszych osób: mojego «ja» z twoim «ty». Moje «ja» nigdy nie będzie twoim «ty», chociaż czasem mamy pokusę podporządkowania sobie innej osoby. Jesteśmy różni, ale możemy się spotykać. Służy temu dialog". Tak rozumiany dialog wyrażony słowami (bo istnieje też dialog niewerbalny) musi spełniać pewne kryteria: zachowywać pierwszeństwo słuchania przed mówieniem, rozumienia przed ocenianiem, dzielenia się przed dyskutowaniem, a przede wszystkim być nastawionym na przebaczanie.
Ze względu na to, że dialog pozwala odkryć bogactwo drugiego człowieka, ma on w małżeństwie, będącym przecież najgłębszą wspólnotą osób, uprzywilejowane miejsce i winien stać się sposobem zwyczajnego, codziennego porozumiewania się. Właściwie na całą rzeczywistość życia małżeńskiego: od wspólnej pracy na rzecz dzieci i domu aż do współżycia seksualnego można spojrzeć przez pryzmat dialogu, który może stać się specyficzną dla małżeństwa, choć nieograniczoną tylko do niego drogą duchowości.
Zgoda na trud codzienności
Małżeństwo w sposób naturalny stwarza wiele okazji, by stać się darem dla drugiego. Gotowanie obiadu, sprzątanie, zarabianie pieniędzy na utrzymanie rodziny, wstawanie w nocy do chorego dziecka, wspólne wyjście do kina, intymny czas we dwoje - te wszystkie gesty miłości stają się równocześnie okazją do osobowego wzrostu, do wykuwania człowieka "doskonałego na miarę pełni w Chrystusie". Charakterystyczne jest to, że są one "zanurzone w codzienności", gdyż przez sakrament małżeństwa całe życie małżeńskie, a nie tylko jego fragmenty, stają się miejscem uświęcenia. Małżeństwo raczej nie sprzyja nadzwyczajnym i wielkim czynom. Bliska mu jest "duchowość Wcielenia", która za każdą małą rzeczą pozwala odkryć jej ukryty, głęboki sens i odnaleźć Paschalne Misterium Chrystusa.
Także krzyż w małżeństwie jest zwyczajny i codzienny. Niosą go problemy materialne, mieszkaniowe, zdrowotne, wychowawcze, zawodowe. Spośród nich najboleśniejsze są te, które dotyczą wzajemnej więzi. Rozpoczynając wspólne życie, kobieta i mężczyzna odkrywają, jak bardzo się różnią. Nie tylko odrębnością płci, ale także temperamentem, charakterem, sposobem, w jaki byli wychowani, historią życia, codziennymi przyzwyczajeniami. Na tym tle dochodzi do konfliktów, które mogą sprawić, że między małżonkami stopniowo wyrasta mur zbudowany ze wzajemnych pretensji, oskarżeń, wyrzutów i rozczarowań. Każdy dzień dodaje do niego kolejną cegiełkę i z czasem staje się konstrukcją bardzo trudną do pokonania... Jedyną metodą, która nie dopuszcza do wyrośnięcia tego muru, jest codzienne przebaczenie. Zdawał sobie z tego sprawę św. Paweł, gdy pisał: Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce (Ef 4, 26). Przez przebaczenie mąż i żona mogą sięgnąć do fundamentu małżeństwa. Jest nim "pragnienie Ojca niebieskiego, aby - pomimo ludzkiej słabości, całego ludzkiego ubóstwa uczynić kobietę i mężczyznę uczestnikami życia Trójcy świętej i Jej przebaczającej miłości do człowieka". Odkrywają wówczas, że "życie małżeńskie opiera się na przebaczeniu, które leczy rany zadane jedności. Droga do jedności prowadzi przez codzienne przebaczanie"8. Ubóstwo, którego doświadczają, pozwala im więc coraz mniej ufać sobie, a coraz bardziej szukać pomocy u Chrystusa.
Przeżywanie małżeństwa w sposób duchowy, a zarazem głęboko ludzki sprawia, że staje się ono uprzywilejowanym miejscem wewnętrznego uzdrowienia. Jest to istotne zwłaszcza dziś, gdy tak wiele osób zawierających małżeństwo wchodzi w nie, nieraz nie zdając sobie z tego sprawy, ze zranieniami wyniesionymi z własnych rodzin. Oczywiście jeżeli te zranienia są głębokie, nieodzowne staje się skorzystanie z pomocy specjalisty, ale w wielu przypadkach wystarczą proste gesty czułości i miłości, które mogą stać się swoistą "agapoterapią", czyli leczeniem miłością.
W małżeństwie nie można uciekać od konfliktów i za wszelką cenę poszukiwać "świętego spokoju", gdyż w ten sposób hamuje się proces dochodzenia do dojrzałości i wzrostu w miłości. Zgoda na trud, więcej - podejmowanie go Bożą mocą - stanowi bardzo ważny czynnik budujący małżeństwo.
Na modlitwie i we wspólnocie
Kolejnym elementem sprzyjającym trwałości małżeńskiego "tak" jest wspólna modlitwa małżonków. To z niej wynika świadomość powołania przez Boga, a konkretny kształt tego powołania staje się dla małżonków coraz bardziej czytelny, to ona sprzyja wzmocnieniu małżeńskiej więzi i otwiera na dialog. Modlitwa pozwala znieść ciężkie chwile i sprawia, że jedność naruszona podczas konfliktu może być znowu odbudowana. Ona sprzyja także działaniu uzdrawiającej mocy sakramentu małżeństwa.
Wiele jest sposobów małżeńskiej modlitwy. Jeden z nich (polecany podczas sesji dla małżeństw Kana organizowanych przez Wspólnotę Chemin Neuf) polega na podziale godziny na cztery mniej więcej równe części. W pierwszych piętnastu minutach małżonkowie modlą się osobno, medytując określony fragment Pisma świętego. Po upływie pierwszego kwadransa spotykają się, by przez następne piętnaście minut dzielić się ze sobą owocami swojej osobistej modlitwy. Kolejny, trzeci już z kolei, kwadrans upływa im znowu na osobistej modlitwie, której pokarmem jest już jednak nie tylko słowo Boże, ale także słowo usłyszane od współmałżonka w drugim kwadransie. Ostatnie piętnaście minut to znowu czas spotkania i dzielenia, ale także czas wspólnej modlitwy końcowej połączonej na przykład z prośbą o konkretną łaskę, która pojawiła się przed małżonkami jako owoc modlitwy. Ta metoda - na pozór skomplikowana, a w istocie bardzo prosta - jest dlatego interesująca, że z jednej strony pozwala pogłębić wspólną modlitwę małżonków o wymiar modlitwy osobistej każdego z nich, a z drugiej sprawia, że modlitwa osobista nie izoluje męża i żony, lecz ich łączy.
Ostatnim wreszcie czynnikiem wpływającym na trwałość sakramentalnego małżeństwa jest trwanie we wspólnocie Kościoła. Nie chodzi tutaj tylko o korzystanie z sakramentów i udział w niedzielnej Eucharystii, ale także o doświadczenie konkretnego środowiska, w którym małżeństwo może uzyskać wsparcie w przeżywaniu swojego powołania. Nacisk świata jest dziś tak mocny, że prowadzenie życia chrześcijańskiego w izolacji staje się niemal niemożliwe. Dotyczy to każdego, kto opowiada się za Chrystusem, ale w sposób szczególny małżeństwa i rodziny, bo one, będąc mocno związane ze światem, narażone są w dwójnasób na to, że zostaną przez niego "wchłonięte". Takie konkretne środowiska, których na szczęście jest coraz więcej, są wielką szansą zwłaszcza dla tych osób, które pochodzą z rodzin rozbitych, a pragną zbudować trwałe małżeństwo. Przypominają się w tym miejscu przejmujące słowa skierowane kiedyś do organizatorów i uczestników małżeńskich rekolekcji, a wypowiedziane przez jedną z uczestniczących w rekolekcjach żon: "W mojej rodzinie rozwiedli się wszyscy: rodzice, ciotki, wujkowie. Tylko wy dajecie mi nadzieję, że można wytrwać w małżeństwie przez całe życie".
Lucyna Słup (ur. 1960), polonistka, teolog, wieloletni pracownik wydawnictw katolickich, współautorka książki (wraz z Józefem Augustynem SJ) Jak zgadzać się na swoje życie. Publikuje w "Życiu Duchowym".Obecnie wraz z mężem jest odpowiedzialna za wspólnotę Chemin Neuf ("Nowa Droga").
Skomentuj artykuł