Święty Józef pomógł nam w "sprawie nie do załatwienia"
Coś we mnie pękło: poprosiłam z całej siły św. Józefa o interwencję, mówiąc mu, że przecież dla niego nie ma spraw nie do załatwienia. I zaczęło się dziać.
Ja również mogę złożyć świadectwo o pomocy św. Józefa. Dotyczy ono sprawy z 2019 roku. Chodziło o małą, ale konieczną rozbudowę domku na działce. Gdy materiały zostały już kupione, a majster umówiony, okazało się, że Urząd Gminy nie chce wydać pozytywnej decyzji o warunkach zabudowy, powołując się oczywiście na przepisy.
Byliśmy uziemieni. Nie mogliśmy dobudować wymarzonej łazienki, mogliśmy ewentualnie wybudować nowy dom w innym miejscu, to znaczy dwa (!) metry dalej, tak by zachować przepisową odległość stu metrów od cieku wodnego. Nasz domek powstał w latach 80. XX wieku, a przepisy pochodziły z 2010 r. Urzędnik gminy, z którym od początku jakoś trudno się rozmawiało, "doradził" mi wycofanie złożonego trzy miesiące wcześniej wniosku, a potem ewentualnie podjęcie negocjacji z innym urzędem, który zajmuje się ochroną środowiska i gospodarką wodną.
Byłam bardzo strapiona - nie dość, że wszystko było przygotowane do budowy, to jeszcze wycofanie wniosku oznaczało kolejne miesiące nerwowego czekania i negocjacji nie wiadomo z jakim skutkiem.
Gdy zwierzyłam się bliskiej znajomej z mojego kłopotu, która pytała czemu jestem taka smutna, zamiast wsparcia otrzymałam surowe upomnienie, bo przecież "sprawa jest nie do załatwienia".
Przeczytaj również: Telegram do św. Józefa. Modlitwa z prośbą o szybki ratunek
Wtedy coś we mnie pękło: poprosiłam z całej siły św. Józefa o interwencję, mówiąc mu, że przecież dla niego nie ma spraw nie do załatwienia. I zaczęło się dziać. Najpierw, zgodnie z nagłym wewnętrznym przekonaniem, wniosek wycofujący sprawę z urzędu gminy wrzuciłam do kosza na śmieci, a nie do skrzynki pocztowej. Potem zadzwoniłam do urzędu ochrony środowiska i tam trafiłam na bardzo miłego urzędnika, który powiedział, że sprawa wcale nie wygląda na beznadziejną, ale o tym powinna wypowiedzieć się dyrektor tego urzędu. Zadzwoniłam więc do niej. Obiecała przyjrzeć się sprawie. Szczerze mówiąc, w tym momencie trochę zwątpiłam, bo ileż podobnych deklaracji już słyszałam. Po tygodniu jednak zadzwoniłam i czekała mnie miła niespodzianka. Okazało się, że pani dyrektor rozmawiała o mojej sprawie nie tylko z wójtem gminy, ale i wspomnianym urzędnikiem. Nie wiem, jakie padły argumenty, ale wniosek był jeden: urzędnik źle mnie informował i niepotrzebnie piętrzył trudności.
Wszystko skończyło się dobrze. Niesłychane, że dwie rozmowy telefoniczne w przeciągu tygodnia rozwiązały sprawę, która była nie do załatwienia przez trzy miesiące. Tak właśnie troszczy się o nas św. Józef. Nie muszę dodawać, że łazienka służy nam już dwa lata.
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł