Do bezdomnych mówię po imieniu

Do bezdomnych mówię po imieniu
(fot. Aneta Żurek / Chrześcijańskie Studio Fotografii)
Natalia Nóżka

"Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu". Rady starożytnych myślicieli nieraz wydawały mi się niedzisiejsze, niepasujące do mojego "tu i teraz", do codziennej, nieraz trudnej, rzeczywistości. Dziś z powyższymi słowami trudno mi się nie zgodzić.

***

Do bezdomnych mówię po imieniu - zdjęcie w treści artykułu

DEON.PL POLECA

W dniach od 12-19 listopada w całym Kościele trwa ustanowiony przez papieża Franciszka Światowy Dzień Ubogich. Redakcja DEON.pl włączyła się w przygotowanie tego święta w Archidiecezji Krakowskiej. Centralnym miejscem naszego świętowania będzie Namiot Spotkania na Małym Rynku. Dokładny plan wydarzeń znajdziecie tutaj: sdu.malopolska.pl. Z całego serca zachęcamy do spotkania się w tych dniach z ubogimi.

***

Jesienny poranek, deszczowa aura, wiatr, jak nigdy, wyrywa mi z rąk parasol, kiedy wolnym krokiem zmierzam w kierunku przystanku. - Dzień dobry, pani Natalio - słyszę serdeczny głos zza pleców. Odwracam się i widzę za mną pana Zbyszka, całego rozpromienionego, z torbą przewieszoną lekko przez ramię. Pan Zbigniew przez lata był osobą bez domu. Mieszkał na ulicy, w śmietnikach, na działkach, klatkach schodowych. Smutki i bezsens swojego życia topił w alkoholu. Dziś odbudowuje więzi rodzinne, ma sporadyczny kontakt z bratem. Od 2 lat mieszka w lokalu, który został mu przyznany w ramach pomocy od gminy Kraków, a który po części sam wyremontował. Od 3 lat żyje w trzeźwości i utrzymuje pracę na stanowisku ochroniarza. - Co słychać dobrego? - pyta. - Ja do pracy jadę, dziś wolne powinienem mieć, ale Janka zastępuję. Dobry chłopak, młody, ojciec mu się pochorował, stanę za niego na warcie. Nowości trochę, bo mi obiekt do ochrony zmienili, ale zadowolony jestem - dodaje. - Cieszę się, panie Zbyszku - odpowiadam. - Dobrej pracy życzę i proszę kiedyś zajrzeć do Dzieła. Uśmiecham się i wsiadam do nadjeżdżającego tramwaju nr 52. Jadę nim do mojej pracy, do niezwykłego miejsca na krakowskiej mapie dobrej pomocy, gdzie trwa nieustanne spotkanie z drugim człowiekiem, a życzliwość, troskę i uśmiech czuć na tutejszych korytarzach.

Od ponad 3 lat pracuję lub jak często mówię: posługuję w krakowskim Dziele Pomocy św. Ojca Pio. Jak mówią nasi podopieczni, pracuję "u Ojca Pio". Jestem doradcą zawodowym i trenerem pracy, na co dzień pomagam osobom bez domu chcącym podjąć aktywność zawodową. To niezwykłe Boże Dzieło łączy w sobie dwa budynki, które kompleksowo świadczą specjalistyczną pomoc, towarzysząc osobom bez domu na wielu etapach ich życia. Nasi podopieczni wiedzą, że w Dziele są życzliwi pracownicy, którzy doradzą, jak stawiać pierwsze kroki w drodze ku usamodzielnieniu, a jeśli ktoś jest jeszcze niegotowy, będą towarzyszyć w pokonywaniu kolejnych "schodów". U "Ojca Pio" potrzebujący mogą umówić się na wizytę w łaźni, do fryzjera lub wziąć solidną parę ciepłych, zimowych butów z garderoby. Spędzą czas na świetlicy, wykonując niecodzienne ozdoby, grając w warcaby czy w kąciku popijając kawę i rozmawiając, tak po prostu, po ludzku, w atmosferze (s)pokoju. Tu w końcu doradcy zawodowi pomogą im znaleźć pracę, a jak trzeba, wpierw potowarzyszą w drodze na rozmowę z pracodawcą.

- To ciężki kawałek chleba - mówili; - Wiesz, na co się piszesz? - pytali. Od zawsze miałam duszę społecznika, "robienie" dobra autentycznie mnie kręciło. Lubiłam te momenty, kiedy dobro rodziło dobro, po czym to obrodzone wydawało piękne owoce. Sieć połączeń. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, kiedy się ją dzieli. Jednak wielu było zaskoczonych "kalibrem pracy", jaki wybrałam. To najsłodsze jarzmo i najlżejsze brzemię. W Dziele dzielę się tym, czym zostałam obdarzona przez Najwyższego: miłością do drugiego człowieka - mądrą, wymagającą, czasami karcącą, ale wciąż miłością i radością, która wypełnia moje serce. Spotkanie z drugim człowiekiem, w atmosferze budującego się z czasem wzajemnego zaufania, w prostocie i autentyczności, to najpiękniejsza rzecz, która spotyka mnie w mojej pracy.

Osoby bez domu, które spotykam, to historie pojedynczych ludzi, historie tak diametralnie różne, ale odnajdujące wspólny mianownik w słowie: BRAK. Brak domu, brak relacji, brak wsparcia, brak pracy etc. Czy ja, słaby człowiek, mogę odpowiedzieć na te braki? Tylko Jeden może. Wiem jedno: odpowiedzią na wszystkie ciążące nam braki jest wspólne skupienie się na tym, co już mam, co cennego posiadam. W szczerej rozmowie okazuje się, że jest tego tak wiele: umiejętności, predyspozycje, doświadczenie życiowe, zawodowe. Podkreślam: w szczerej rozmowie. Cenię sobie prawdę i autentyczność. Osoby bez domu, z którymi mam przyjemność pracować, dobrze o tym wiedzą. Prawda rodzi prawdę i prowadzi do prawdy.

Lubię ich bezpośredniość, szczerość, poczucie humoru, często niezwykłą wrażliwość. - Rzeźbię w mydle, już od lat - mówi pan Jacek podczas wspólnego tworzenia CV - ale ja wiem, czy warto, żeby pani to pisała w CV… I to jest ten moment, kiedy w moim sercu pojawia się radość, której nie da się wypowiedzieć słowami. Oczywiście, że warto!

Praca z osobami najuboższymi przypomina mi, jak ważny i wartościowy jest każdy człowiek, niezależnie od tego, kim jest, jakie stanowisko zajmuje i gdzie mieszka. W oczach Boga wszyscy mamy tę samą wartość i godność. Często wracam do spotkania na krakowskim Kazimierzu, które na długo zostanie w mojej pamięci. Był wieczór, stałam ze znajomymi, kiedy podszedł do nas "bezdomny", młody chłopak, lekko nietrzeźwy. - Poratujecie jakimś groszem? - pyta. Podnoszę wzrok i widzę pana Mirka. Dawno go nie było w Dziele, pamiętam, że ostatnio znalazł pracę. Nie chciał wtedy innej pomocy. - Dzień dobry, panie Mirku - mówię. Patrzy na mnie i nagle widzę, jak z tych smutnych, podkrążonych oczu płyną wielkie łzy. Szymonie, Szawle, Zebedeuszu… Bóg wzywa po imieniu. Każdego z nas. Często posługuje się nami, aby uświadomić drugiemu, że jest wartościowy w Jego oczach. Tak działa wezwanie po imieniu osoby, która na co dzień jest "kloszardem", "menelem", "bezdomnym". - Dzień dobry - odpowiada pan Mirek - ja panią poznaję, pani jest z Dzieła, proszę ze mną porozmawiać, wszystko się posypało. Takie "nadgodziny" są na wagę złota.

Kiedy udzielałam wywiadu jednemu z duszpasterskich czasopism, powiedziałam takie słowa: w każdej osobie, którą codziennie spotykam, staram się widzieć Chrystusa. Częściej jest to ten idący na Golgotę niż weselący się w Kanie. I niełatwa droga jest potrzebna, i wspólne weselenie się cudami. Staram się patrzeć tak, jak patrzyłby na moich podopiecznych Chrystus. Nie macie pojęcia, jakie to trudne. A może macie albo się domyślacie. Kiedy człowiek, z którym pracujesz, "zawala", przychodzi refleksja: "Pan mi nie powiedział całej prawdy"; "Z panią taką pracę wykonałyśmy i nie ma jej, po prostu"; "Mówił, że już nie pije, a tu proszę". W takich momentach pojawia się pokusa zwątpienia. Wtedy uświadamiam sobie, ile przez pół roku, rok wydarzyło się dobra, maleńkich zmian, dużych kroków, małych rzeczy. To wystarcza.

Czekam, aż wróci, wstanie, z nadzieją otrzepie się z kolejnego upadku, zakasze rękawy i pójdzie dalej. Dziś zaczyna od nowa. Synowie marnotrawni - tyle mnie uczą: pokory w przyjmowaniu trudów codzienności, radości z małych rzeczy, wytrwałości i szacunku do wolności, ale przede wszystkim nieustannego powstawania. Wracają, bo w Dziele mają namiastkę Domu. Miejsca, w którym są oczekiwani i witani z radością.

***

A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". [Łk 15,20-24]

Nie zważaj na jego wygląd i na jego wzrost, gdyż nie tak patrzy Bóg jak patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to co zewnętrzne dla oczu, Bóg patrzy na serce. [1 Sm 16]

Natalia Nóżka - doradca zawodowy, pracuje w Dziele Pomocy św. Ojca Pio w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
s. Małgorzata Chmielewska, Błażej Strzelczyk, Piotr Żyłka

Idź i zrób!

Nie znajdziesz tu gładkich słów i okrągłych zdań, które niczego w tobie nie zmienią. Siostra Małgorzata Chmielewska wprost i bez patosu mówi o miłosierdziu w praktyce i prawdziwym życiu chrześcijańskim:

→ pieniądze,...

Skomentuj artykuł

Do bezdomnych mówię po imieniu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.