Zróbmy coś szalonego - chodźmy do kościoła

Zróbmy coś szalonego - chodźmy do kościoła
(fot. shirleybnz / sxc.hu)
Logo źródła: List Maciej Chanaka OP

Na zdjęciu dwóch chłopaków siedzi na kanapie. Wszędzie leżą porozrzucane papierosy, na stole puszka z piwem. Chłopcy wydają się bardzo znudzeni. Jeden z nich (ten w dresie) mówi do swojego przyjaciela: - Ej, Kuba, zróbmy coś szalonego! - Ok, chodźmy do kościoła - odpowiada drugi. To jeden z moich ulubionych demotywatorów. Na spotkaniu z osobami przygotowującymi się do bierzmowania to zdjęcie, opatrzone komentarzem, wzbudziło dużą radość. Kilka dni później przyszedł do mnie jeden z moich podopiecznych i zapytał: - Ojcze, pamiętasz ten demotywator z ostatniego spotkania? - Trudno zapomnieć. - Zrobiłem tak z moją dziewczyną… To działa.

Opiekując się duszpasterstwem młodzieży Przystań, spotykam wspaniałych młodych ludzi, którzy się modlą, spowiadają, chodzą do kościoła, odwiedzają chore dzieci w szpitalu, organizują raz w roku śniadanie wielkanocne dla osób bezdomnych i ubogich… Czy to znaczy, że są porządni i grzeczni? Raczej nie, na pewno nie. Czy nie mają wątpliwości w wierze? Mają. Prawie każdy z nich. A może chociaż lepiej się uczą? Nie mam odwagi pytać o to ich rodziców, bo wiem, ile czasu spędzająw Przystani. Bez wątpienia ci młodzi ludzie chcą czegoś więcej i pomimo oporów i wielu zastrzeżeń wciąż szukają tego w Kościele.

DEON.PL POLECA

nic pozytywnego

Podczas rekolekcji dla jednej z krakowskich szkół wykorzystałem ćwiczenie, które nosi nazwę "trzy świadomości". To rodzaj kilkuetapowego eksperymentu. Na początku nie mówimy o swoich uczuciach i o tym, co myślimy.

Pozostają tylko zmysły: wzrok, słuch, węch itd. Zadaję pytanie: "Jak odbieracie Kościół na poziomie zmysłów?". Odpowiadają: "Słyszę długie, smutne i smętne gadanie księdza", "Czuję kadzidło", "Widzę krzyże, procesje, konfesjonał", "Słyszę zawodzący śpiew, organy", "Starsze panie siedzą w ławkach i odmawiają różaniec", "Eucharystia, chleb i kielich z winem". Czuję ulgę, będzie można znaleźć jakiś punkt zaczepienia.

Następnie przechodzimy do drugiej części. Nie odwołujemy się do zmysłów, ignorujemy uczucia, pozostaje nasz rozum. Pytanie wywoławcze brzmi: "Co myślicie, słysząc słowo »Kościół«. Jakie są wasze pierwsze skojarzenia?" "Ksiądz Natanek: »…wiedz, że coś się dzieje!«". Wszyscy się śmieją, ja również. I kolejna lawina: "Radio Maryja", "Pieniądze", "Pedofilia", "Długie kolejki do spowiedzi przed świętami", "Moherowe berety".

Ostatni krok naszego eksperymentu: "Słyszycie słowo »Kościół«. Jakie, po tym wszystkim, co powiedzieliście, pojawiają się uczucia?" Wymieniają: "obojętność", "nuda", "niechęć", "nic pozytywnego", "to nie nasz świat". I na koniec szczere wyznanie: "Ojcze, gdyby te rekolekcje były po lekcjach, połowa z nas poszłaby do domu". Taki jest obraz Kościoła, który rodzi się w głowach młodych ludzi. Kto ponosi za to odpowiedzialność? Księża? Media? Niepraktykujący rodzice? A może Nergal?

Zamiast szukać winnych, lepiej zrobić sobie rachunek sumienia. Jeśli ktoś chce tę rzeczywistość zmieniać, musi sobie zdawać sprawę z tego, że nastawienie wielu młodych ludzi do Kościoła jest po prostu negatywne. Nie wygasła jednak wiara i nie skończyły się poszukiwania.

ja nie chcę być święty!

Kilka tygodni temu zapytałem młodzież przygotowującą się do bierzmowania, czego szukają w Kościele. Odpowiedzi były bardzo pocieszające, niektóre nawet zabawne. Młodzi mówią, że szukają Boga, który by ich rozumiał, który nie byłby tylko "Bogiem starych dziadków", który odpowiedziałby na pytania, na które nie mogą odpowiedzieć ani przyjaciele, ani rodzice. Często wyrażali też pragnienie znalezienia w Kościele dobrego, mądrego księdza, który mógłby ich poprowadzić, grupy otwartych i tolerancyjnych przyjaciół. Dla młodych bardzo ważna jest możliwość rozmawiania o rzeczach ważnych i bardzo ważnych, a także znalezienia miejsca, w którym w ciszy można pomyśleć o tym, o co tak naprawdę chodzi w ich życiu. Młodzi szukają też w Bogu i w Kościele wsparcia w słabościach i problemach, które przeżywają.

Wypowiedzi młodych świadczą o tym, że stereotypowe opinie o tym, że negują Kościół, wyższe wartości i pragnienie bliskości z Bogiem, są nieprawdziwe. Młodzież szuka swojego miejsca w Kościele, miejsca, w którym będzie czuła się dobrze. Ludzie mają coraz większą świadomość różnorodności Kościoła, tego, że jest w nim miejsce dla ludzi, którym bliska jest postawa: "wiem", "znalazłem", "jestem pewien", ale blisko Pana Boga mogą być również ci, którzy mówią: "nie wiem", "nie rozumiem", "szukam".

Co im przeszkadza w poszukiwaniach Boga w Kościele? Przede wszystkim wykrzywiony obraz człowieka wierzącego. Jeden z moich współbraci na katechezie o świętości zadał dwa proste pytania. Pierwsze brzmiało: "Kto to jest święty?" Wszystkie odpowiedzi były pozytywne: "Święty to człowiek dobry, pracowity, szczery, otwarty, wrażliwy na innych, bezwarunkowo kochający ludzi, sprawiedliwy, rzetelny". Na drugie pytanie: "Czy chcesz być świętym?", wszyscy zgodnie odpowiedzieli: "Nie". Jedno z uzasadnień brzmiało: "Nie chcę być święty, bo nie zniósłbym starszych pań całujących mój obrazek".

Jeżeli świętość kojarzy się z człowiekiem bez skazy, chodzącym codziennie do kościoła, mdlejącym po usłyszeniu przekleństwa, to trudno oczekiwać innej odpowiedzi. Kolejne zarzuty przeciw Kościołowi uderzają w księży. Młodzież krytykuje ich za: "Średniowieczne, zbyt długie, niezrozumiałe, pełne patosu, a na dodatek wydukane kazania, które nie prowadzą do żadnych wniosków". My, księża, obrywamy również za brak osobistego zaangażowania i brak świadectwa. Młodych denerwuje również to, że księża skupiają się za bardzo na zasadach (kiedy pościć, co robić, czego nie robić), a za mało mówią o samym Bogu. Od Kościoła odrzuca brak kultury na ambonie: "Przeszkadza mi, kiedy ksiądz krzyczy na ludzi". Nie podobająsię też zaniedbania w samej liturgii: "Denerwują mnie organiści, którzy nie potrafią grać. Za długie ogłoszenia, czytanie listów od biskupów na każdą okoliczność". Pojawiają się zarzuty dotyczące prowadzenia katechezy: "Księża w szkole zamiast uczyć nas żyć z Bogiem, podają nam notatki i informacje do wkucia, a później z tego odpytują". Zniechęca też przesadne zajmowanie się sprawami społecznymi: "Przeszkadza mi włączanie się Kościoła w politykę, komercjalizacja religii". W wielu wypowiedziach powraca też problem niezrozumienia liturgii, która wydaje się często nudna, enigmatyczna i smutna.

lifting PR

Nie wszyscy żyją z Bogiem. Młodzi ludzie są tego świadomi, bo coraz więcej ich rówieśników rezygnuje z katechezy i praktyk religijnych. Wiele osób odkrywa jednak, że z Bogiem i Jego Kościołem żyć warto, o czym sami pisali podczas jednego z naszych duszpasterskich spotkań. Przyznali, że w Kościele znaleźli to jedyne miejsce, gdzie "jest cicho, gdzie nikt nie wygania, gdzie można się pomodlić". Odnaleźli ludzi, którzy myślą podobnie, często takich, którzy są inspiracją i przykładem, którzy mają w sobie "wewnętrzny spokój i ciepło".

Wydawało mi się, że rekolekcje, o których wspomniałem wcześniej, zakończą się sromotną klęską. Spotkało mnie jednak miłe rozczarowanie. Nie wszyscy uciekli. Wielu zostało, słuchało, dyskutowało, prosiło o rozmowę, spowiedź. Była też okazja, by na kartkach napisali swoje intencje. Niektóre z nich były bardzo konkretne i rzeczowe: "Panie Jezu, żeby nie było sprawdzianu z historii". Podpisała się prawie cała klasa. Większość próśb wzruszała. Dotyczyły najbliższych marzeń, trudności, kłopotów, często jakichś podstawowych potrzeb (nawet nowych butów), pragnienia stania się lepszym, tęsknoty za doświadczeniem Boga w swoim życiu. Tych karteczek były dziesiątki. Pisał, kto chciał. Niektórzy notowali intencje przy swoich znajomych ze szkolnej ławki. Ci, którzy się krępowali, wracali do kapitularza, w którym mieliśmy rekolekcje, przynosząc swoje prośby pod jakimś banalnym pretekstem. Na koniec obiecałem młodym, że włożę ich intencje do tabernakulum, żeby Pan Bóg nie mówił, że ich nie widział. Następnego dnia usłyszałem pytanie: "Ojcze, zaniosłeś nasze prośby do kaplicy?"

Po rekolekcjach przyszły do mnie dwie dziewczyny. "Bardzo dziękujemy, że ksiądz nas poważnie potraktował - powiedziały. Podczas rekolekcji szkolnych nieczęsto się to zdarza. Wy, księża, macie kiepski PR. Popracujcie nad tym. Nam też będzie wtedy łatwiej".

dać dziecku to, co najcenniejsze

Z ankiet przeprowadzonych w grudniu w Przystani wynika, że do duszpasterstwa przychodzi się po to, żeby pogłębić religijność wyniesioną z domu. Mówiąc krótko: młodzież, która ma wsparcie w domu w wyznawaniu swojej wiary, do kościoła przychodzi. A co, jeśli wsparcia w rodzinie nie ma? "Czy wasi rodzice są wierzący?" - zapytałem kiedyś. "Moi nie" - odpowiedział jeden z chłopaków z duszpasterstwa. "To dlaczego chodzisz na spotkania przygotowujące do bierzmowania?". "Bo moi rodzice tego nie chcą!"

Ten przykład nie zmienia jednak faktu, że wiara kształtuje się przede wszystkim w domu rodzinnym. Wspólnej modlitwy, uczestniczenia razem w Eucharystii i wspólnych rozmów na tematy związane z wiarą (czy niewiarą i wątpliwościami) nie da się niczym zastąpić.

Pozostaje pytanie, jak przekazywać dzieciom wiarę skutecznie. Jeden z rodziców opowiadał mi, że nie za bardzo przykładał się do wychowywania swoich dzieci, rezygnował z nieustannego pouczania. Robił to bardzo świadomie, bo jego rodzice nieustannie prawili mu kazania i za dużo ich usłyszał. On w swoim domu postanowił tego nie robić. Pewnego dnia przy kolacji, gdy jego dzieci kończyły już liceum, przysłuchiwał się ich rozmowie. Wtedy uświadomił sobie, że jego dzieci podzielają jego poglądy. Rozpoznawali wartość tych rzeczy, które i dla niego były wartościowe. Odkrył, że jego dzieci są tam, gdzie on, chociaż nigdy ich nie pouczał. Zakorzenianie w świat wartości religijnych niewiele ma wspólnego z pouczaniem, prawieniem kazań. Właściwsze jest słowo "promieniowanie". Na co dzień nie mamy świadomości, że świeci nad nami słońce, że nasze twarze się opalają. Tymczasem te promienie nas dotykają, chociaż nie musimy o tym wiedzieć. Dziecko "nasiąka" tym, co mówią rodzice, jak komentują rzeczywistość, co wybierają, co jest dla nich ważne.

A co zrobić, kiedy trudno znaleźć w domu wyższe wartości i prawdziwą miłość? Nawet jeżeli z różnych powodów zostaliśmy pozbawieni tego odblasku miłości i wiary rodziców, to jest jeszcze Bóg prawdziwy, do którego zawsze można dotrzeć. To, czego nie dali nam pośrednicy, możemy otrzymać z samego Źródła.   

                                                       

Maciej Chanaka OP - dominikanin, mieszka i pracuje w Krakowie, prowadzi duszpasterstwo szkół średnich "Przystań".

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zróbmy coś szalonego - chodźmy do kościoła
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.