Wyobraź sobie rok odpoczynku. Ja tak zrobiłam i ty też możesz

Wyobraź sobie rok odpoczynku. Ja tak zrobiłam i ty też możesz
Mój rok odpoczynku właśnie się skończył, ale kilka ważnych odkryć zostanie ze mną na dłużej. Fot. Tim Trad / Unsplash

Jest taki moment, kiedy czujesz przeciążenie. Gdy rzeczy i spraw robi się zbyt wiele, gdy czujesz, że nie nadążasz za życiem. Czas na odpoczynek przestaje być naturalny: trzeba o niego walczyć. I nie zawsze jest na to energia.

Tak się właśnie czułam pod koniec 2023 roku. Po dwóch pogrzebach moich bliskich osób, po wielu trudnościach, którymi obdarowało mnie życie. Wszystkie były do przejścia, ale zebrane w jednym czasie stanowiły duży ciężar.

Nie ignoruj znaków,  że potrzebujesz zwolnić

Mój kalendarz wypełniało to, co zawsze, bo od zawsze lubiłam robić dużo i przynosiło mi to radość: praca w Deonie, rodzina, prowadzenie domu, szkolenia i warsztaty, zajęcia na uczelni, redagowanie cudzych książek i pisanie swoich, wspieranie piszących i tworzenie dla nich rozwojowych treści, ewangelizacja. Oczywiście nie wszystko działo się naraz, ale i tak nagle zobaczyłam, że przestaję czuć radość. Że jest za dużo. Że potrzebuję zwolnić. O potrzebie odpoczynku dawał znać organizm: z początkiem zimy przyplątał się kaszel, który potrwał trzy miesiące. Nie mogłam mówić dłużej niż kilka minut – więc nie mogłam też szkolić ani wykładać.

Prawdę mówiąc, całkiem mi się to spodobało, nagle bowiem w moim kalendarzu zaczęły pojawiać się wolne popołudnia, do tej pory rzadkie jak zorza nad Bałtykiem. I z początkiem nowego roku postanowiłam sobie na to pozwolić na dłużej.

DEON.PL POLECA

Właśnie dlatego siadłam pewnego grudniowego wieczora z kartką A4 i długopisem i wypisałam sobie wszystkie rzeczy, które regularnie, z miesiąca na miesiąc, miały się pojawić w moim kalendarzu. A potem wykreśliłam wszystko, co nie było w stu procentach konieczne. Zostało niewiele. I tego niewiele postanowiłam się trzymać.

Nic nie robisz? Ale jak to, ludzie będą niezadowoleni

Szybko się okazało, że największe wyzwania w takim stanie rzeczy są dwa. Pierwsze – rezygnacja z większości tego, co lubię, co przynosiło mi do tej pory radość, uznanie albo pieniądze jest po prostu trudna. Drugim wyzwaniem było mierzenie się z oczekiwaniami ludzi, którzy chcieli mnie w swoich pomysłach na najbliższy czas i nie byli zadowoleni z informacji, że najwcześniejszy wolny termin w moim kalendarzu wypada… w przyszłym roku. Bardzo pozytywne jednak było to, że większość z szacunkiem przyjmowała ten prosty fakt: Marta robi sobie rok odpoczynku.

Oczywiście, gdy mówi się „rok odpoczynku”, łatwo wyobrazić sobie roczne wakacje od wszystkiego, spędzone w jakimś sielskim zakątku świata bez większości codziennych obowiązków. Ale mnie wcale o to nie chodziło. Chciałam pracować, zajmować się domem i dziećmi, dbać o swoje małżeństwo i relacje z ludźmi, którzy są mi bliscy – a przede wszystkim o relację z samą sobą. Na którą trzeba mieć czas, inaczej człowiek rozsypuje się w moment i trudno mu się później pozbierać.

Nie było też tak, że nie zrobiłam przez ten rok zupełnie nic dodatkowego. Ze wszystkich przychodzących do mnie (i moich własnych) pomysłów i propozycji wybierałam te, które mnie cieszyły, na które miałam ochotę i które nie były obciążeniem, tylko przyjemnością albo fajnym wyzwaniem. 

Takie były skutki roku odpoczynku

Muszę przyznać, że choć jestem dobrze zorganizowana i mam dużą świadomość siebie i swoich działań, kilka efektów mojego odpoczynkowego roku mnie nieco zaskoczyło.

Po pierwsze – zrozumienie zamiast odrzucenia.  Szczerze mówiąc, spodziewałam się raczej, że ludzie, którym odmówię, będą urażeni albo zrezygnują z dalszej współpracy ze mną. Myślę, że w kilku przypadkach tak właśnie mogło się stać, ale roczna przerwa stała się jednocześnie sitkiem, papierkiem lakmusowym dla ludzi i miejsc. Bo nagle okazało się, że część z tych, z którymi współpracowałam, rozumie i szanuje mój wybór (a czasami pozytywnie mi go zazdrości) i nie ma problemu z dostosowaniem się do mnie bez fochów, narzekania czy emocjonalnych szantaży. Dzięki temu jasno określiła się w moim życiu grupa takich przestrzeni i osób, z którymi wiem, że chcę być dalej w zawodowej relacji, bo ważna jestem dla nich także ja, nie tylko moje umiejętności, które można (chwała Bogu!) zastąpić kimś zawodowo do mnie podobnym.

Po drugie – doświadczenie życzliwości i troski. Mam z tego roku dwa ciekawe wspomnienia. Pierwsze z samego początku roku, gdy dość desperacko poczułam mocną pisarską potrzebę samotności i twórczości. Wprowadzony w temat naczelny z uśmiechem zaaprobował mój kilkudniowy urlop, a znajomy dyrektor domu rekolekcyjnego bez wahania, z dnia na dzień zgodził się mnie przyjąć prowadzonym przez siebie domu, chwilowo idealnie pustym i cudownie dalekim od cywilizacji. Drugie z kwietnia, gdy zostałam poproszona o poprowadzenie warsztatów dla młodych liderów, a zapraszający mnie zadbał o to, by nie naruszyć za bardzo mojego roku odpoczynku i zaprosił mnie z całą rodziną do górskiego schroniska na jeden dzień więcej, niż wymagały tego warsztaty.

Takich chwil było zresztą więcej i mam poczucie, że szczere i jasne postawienie sprawy  - w tym roku odpoczywam – przyniosło mi dużo życzliwości i niespodzianek ze strony innych ludzi, którzy chcieli zadbać o mój komfort, choć wcale nie musieli tego robić.

Po trzecie – dystans i lepsze wewnętrzne rozeznanie. Brzmi poważnie, ale jest proste: rok przerwy od robienia tego, co się robi od lat pozwala spojrzeć na swoje działania z dystansem i krytycznie. To niby oczywiste, ale w praktyce -już nie tak bardzo.

Co mi dał rok robienia o wiele, wiele mniej? Mogłam na własnej skórze poczuć, za czym naprawdę tęsknię, a co z chęcią zostawię na dłużej. Zobaczyłam, co robię z nawyku, z rozpędu, dlatego, że robiłam to każdego roku i po prostu przywykłam, a co jest dla mnie ważne i chcę to robić dalej sama z siebie, nie dlatego, że ktoś mnie ładnie zaprasza, że to sprawa ważna społecznie (albo że komuś bardzo zależy i chce mi dużo zapłacić). Łatwiej mi też było określić moją aktualną, zawodową i życiową hierarchię priorytetów. Byłam zaskoczona, jak mocno się zmieniła w ciągu ostatnich pięciu lat i ile wątków przestało być dla mnie ważnych, a jakie z kolei wskoczyły do mojego TOP5.

Po czwarte - zaakceptowanie, że pewne rzeczy mnie ominą. Tak naprawdę właśnie to było najtrudniejsze: pogodzenie się z tym, że świat nie będzie stał w miejscu i na mnie czekał. Że w ciągu roku ktoś rozkręci swojego pisarskiego instagrama, a ja zostanę w tyle. Że kto inny weźmie moje zajęcia na uczelni i będzie tak, jak było wcześniej: zniknę z rozkładu, nie będzie już dla mnie przestrzeni. Że moje dotychczasowe miejsca wypełnią inni ludzie o podobnych umiejętnościach, a ja przestanę być potrzebna. To zawodowe potencjalne FOMO szybko zmieniło się w rodzaj głębokiej satysfakcji, gdy odkryłam, że cudownie siedzi się z książką na kanapie, gdy inni jadą zimą na drugi koniec Polski prowadzić warsztaty.

Więcej czasu, by spotkać siebie i Boga

To też jeden z lepszych efektów mojego roku odpoczynku: czas, którego nie przeznaczyłam na dodatkowe działania, wrócił do mnie i zaprocentował. Od wielu lat prowadzę notatki - i te duchowe, i te z codzienności. Rezygnując z części aktywności, dałam sobie więcej czasu między innymi na spotkania ze sobą i z Bogiem. Zapisałam dwa notesy myśli, odkryć i ćwiczeń rozwojowych. Zdecydowałam się odbyć czterotygodniowe rekolekcje ignacjańskie w codzienności, spędziłam trzy niemal samotne dni w pustym domu rekolekcyjnym z kaplicą, wybrałam się bez towarzystwa na wędrówkę po Tatrach, bo taka wędrówka pozwala mi zawsze odpocząć i odkryć, co się dzieje w moim sercu trochę głębiej, pod warstwą codzienności. Przez tydzień byłam też na metaforycznej pustyni, we własnym domu, na L4, z listą czynności ograniczoną do minimum i dużą ilością czasu na myślenie o życiu i rozważanie Słowa. I choć bardzo mnie kusiło, żeby robić wtedy coś na zewnątrz i dla innych, ten czas do wewnątrz i dla siebie był jak grube rekolekcje. I to właśnie decyzja o roku odpoczynku pozwoliła mi w miarę łagodnie zaakceptować taki czas bez działania. 

Moje życie zwolniło i to jest piękne

Mój rok odpoczynku właśnie się skończył, ale kilka ważnych odkryć zostanie ze mną na dłużej (i na pewno będą wśród nich nietykalne wolne niektóre popołudnia). Oceniam go jako bardzo udany eksperyment i cieszy mnie, że coś bardzo podobnego proponuje w tym roku światu i wszystkim wierzącym mój Kościół.

Tak, to nie pomyłka: chodzi mi o rozpoczęty rok jubileuszowy, nieco enigmatyczny, kojarzący się z pielgrzymkami i odpustami i dość leniwie procedowany w polskich diecezjach. Ale gdy sięgniemy do źródeł, czyli do Bożego polecenia wydanego Izraelitom, by obchodzili rok szabatowy, znajdziemy tam fajną inspirację. Otóż Bóg zakazuje na rok uprawy pól, by ziemia odpoczywała, ale zapewnia swój lud, że w roku poprzedzającym rok szabatowy sprawi, że plony będą poczwórne i nikt nie ucierpi z głodu, bo jedzenia wystarczy dla wszystkich nie tylko na rok, ale na trzy lata do przodu. 

Rok odpoczynku? Ty też tak możesz

Rok szabatu ma być rokiem dla ziemi i dla Pana – ale nietrudno zobaczyć w nim pewną mocną zachętę do odpoczywania, zwolnienia, cieszenia się z tego, co jest. I mniejszej ilości pracy – bo przecież rolnictwo to była i jest ciężka praca. Być może doświadczysz w tym czasie jakiegoś braku, ale także bardzo wiele wolności. I mnóstwo łaski: w tej zapowiedzi plonów z Księgi Królewskiej jest przecież obraz Bożej po  ludzku "nierozsądnej" hojności. Wystarczyłoby dać plony na rok, może rok i kilka miesięcy, do kolejnych zbiorów. Bóg daje dużo więcej, gdy odda Mu się tylko trochę... Prowadzi w najlepszą stronę, gdy zrobisz Mu miejsce, żeby cię prowadził. Pomoże odkryć, co masz w głębi serca, gdy dasz Mu czas na wyjaśnienia.   

I w naszym roku jubileuszowym w 2025 roku o tę łaskę, hojność, wolność też chodzi. O złapanie dystansu. O posłuchanie siebie, tego, co mówi do ciebie twoje serce. O to, by zwolnić, odpocząć i dać sobie do tego prawo. Zbyt często pozbawiamy się właśnie odpoczynku – naszego cotygodniowego cudnego obowiązku, i to najczęściej w imię cudzych oczekiwań i brania na siebie zbyt wiele, bo kto to za nas zrobi? Jest szansa, że nie zrobi nikt - i że to wcale nie będzie złe, a rok odpoczynku w naturalny sposób wyczyści nasz kalendarz, pomoże złapać dystans i sprawdzić, co jest naprawdę ważne, a co tylko takie udaje. Efekty są takie, że jednego jestem pewna: za kilka lat bardzo chcę taki rok odpoczynku powtórzyć.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Franz Jalics SJ

Niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie.

św. Augustyn

Nasze życie duchowe składa się z kilku etapów. Wraz z wewnętrznym rozwojem uświadamiamy sobie różne potrzeby, na przykład dostrzegamy konieczność zmiany formy modlitwy czy...

Skomentuj artykuł

Wyobraź sobie rok odpoczynku. Ja tak zrobiłam i ty też możesz
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.