"Boski romans"

"Boski romans"
(fot. Wikimedia Commons)
Marcin Cielecki

Siadaliśmy na krawędzi studni i wrzucaliśmy do niej kamyki. Liczyliśmy głośno, aż do usłyszenia plasknięcia. Głęboka, mówiliśmy. Albo płytka. Studnia zawsze była tajemnicza. I pamiętam jeszcze smak wody pitej ze studni - dziwny, myślał mieszczuch we mnie, bo bez chloru, ani innych ulepszaczy. I pomimo tego, że była tak zimna, iż niemal pękały zęby - chciało się jeszcze. Nalej mi, mówiłem podając kubek komuś ze starszych ode mnie.

Boski romans

W Biblii studnia jest miejscem dwuznacznym. Z jednej strony to źródło wody. Z drugiej, to miejsce, gdzie spotykają się "single". Po wodę idzie się przecież pojedynczo. To właśnie studnia jest miejscem, gdzie rodzą się wielkie miłości biblijne: tu Izaak spotyka piękną Rebekę, Jakub traci głowę (i serce) dla Racheli. Podobna scena powtarza się przy spotkaniu Jezusa z Samarytanką. Uczniowie są daleko, kobieta i mężczyzna pozostali sami. Nawet Jezusowe "Daj mi pić" (J 4, 7) można by odczytać w konwencji romansu i chyba tak go odbiera do pewnego momentu Samarytanka. Tak, tyle że tu się rozgrywa boski romans.

Jak uwodzi Bóg? Niewiele tu z przyjętych konwenansów. Jezus rozpoczyna rozmowę pierwszy, bez zbędnych ceregieli, rzuca zdanie, którego nie można zignorować. Dalej: niewiele ma subtelności. W pierwszych zdaniach wyciąga skrywane rzeczy na wierzch, dotyka istoty problemu. Ba, dotyka wprost serca. Nie interesują Go rzeczy drugorzędne, błahe, rozmowy o pogodzie. On mówi o tym, co boli. O tym, co w duszy gra. I jeszcze jedna rzecz: spotkanie z Jezusem to spotkanie z burzą. Nic już nie jest takie samo. Historia zaczyna dzielić się naprawdę na dwa okresy - przed spotkaniem przy studni i po tym spotkaniu. Przypuszczam, że nikt z nauczycieli "szkoły uwodzenia" nie proponowałby rozegrania miłosnej przygody w taki sposób. To przecież przepis na klęskę - wejść w czyjeś życie i zburzyć je. Tak, ale to przecież nasza historia, czyż nie?

Głęboka jest moja studnia

Przy studnia spotykają się dwa pragnienia - Boskie i ludzkie. "Daj mi pić" Jezusa współgra z niesionym dzbanem. Co o sobie wiedzą? Wszystko. Co z tego potrafią wypowiedzieć? Niewiele. Można tylko zanurzać jedno pragnienie w drugie.

Przy moich pragnieniach, potrzebach i pożądaniach, Bóg wręcza swoją wizytówkę. Na wciąż powracające pytanie "gdzie Ty, Boże, jesteś?" przy studni moich pragnień otrzymuję jednaką odpowiedź: "Jestem nim Ja, który z tobą mówię" (J 4, 26). Najgłębsze pragnienia we mnie - te powracające, te nie do odrzucenia - są głosem potwierdzającym Boga. To Pan Bóg mówi w najgłębszych pokładach mnie samego: chcę być mężem, chcę być ojcem, pragnę miłości, to boli, kiedy się nie modlę… Można przysypać swoją studnię pragnień piaskiem kariery zawodowej, sławy, permanentnego sukcesu, życia spędzonego na wiecznych porównywaniach się z każdym.

Nie jest tragedią, że studia jest głęboka, niech mnie to nie niepokoi. Pewnie byłoby większą tragedią, gdyby studnia była pusta lub zasypana. Głębokość studni to moja pragnienia, często przecież nie do zaspokojenia. Pusta studnia to znak wyjałowienia, zasypania swojego wewnętrznego głosu, tego co najintymniejszego we mnie. Nie może mnie przerazić głębokość mojej studni, zaglądam do niej wszak co dzień. Stamtąd pochodzą moje sny, marzenia, najcenniejsze słowa.

Dziurawy dzban

Jest ryzyko, że przychodzę do studni z pękniętym dzbanem. Ciągle wylewa się z niego woda. Jest różnica między pragnieniem a żądzą. Każda żądza karmi się sama sobą, jest wieczna nienasycona. Mieć więcej. Mieć szybciej. A potem jeszcze więcej. I jeszcze szybciej. Jedynym ukojeniem żądzy jest śmierć. Nie uda mi się zebrać, zgromadzić wszystkiego czego pragnę. Ba, może nigdy nie będę też zaspokojony.

Z cichą zazdrością spoglądam na ludzi, mówiąc o sobie "jestem spełniony". Naprawdę? Ja jestem głód. Niektórzy mówią, że jeden nałóg zastępuje się po prostu drugim. Nic o tym nie wiem, dostrzegam jednak, że Jezus czyni tu coś innego: na mój głód daje swoje Życie. "Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, która Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu" (J 4, 14).  Kiedy cichnie mój głód? W cichym momencie adoracji. W ukrytej modlitwie. W tym momencie, gdy po przyjęciu Jezusa w Eucharystii wracam do swojej ławki na chwilę zamyślenia.

A potem głód wraca. I tak ma być. Głód ma mnie głodzić, bo tylko spragniony i głodny będę szukał Życia. Jeśli już miałbym szukać odpowiedzi, to znalazłbym ją wbrew matematyce: życie się mnoży przez to, że się dzieli. Im więcej daję, tym więcej zyskuję. Życie w obfitości, którego pragnę, to przecież życie płomienne - nie zazdrosne o siebie, ale żyjące jak ogień.

Studnia, fontanna, źródła młodości

Studnia jest niewdzięcznym tematem malarskich przedstawień. Najbardziej intrygująca jest w niej przecież woda, a tej nie widać. Dlatego zastępuje się studnia wodą widoczną - fontanną. Częstym motywem malarstwa jest umieszczanie w pobliżu fontanny Baranka (jak w "Adoracji Mistycznego Baranka" Van Eycka), co należy odczytać jako tryumf nad śmiercią, a wygięty łuk wody jako zapowiedź wiary oraz chrztu. Tak, łatwiej namalować wodę wytryskującą wysoko w niebo, niż zejść w dół, do studni.

Jest pocieszeniem, że Jezus siedzi przy moim "podziemnym" źródle. To, co ukryte przed światem, Jego nie przestrasza. Nie sposób uciec od własnej studnia, przerazić się wielkością i śmiałością pragnień drzemiących we mnie. Jezus uczy patrzenia w ciemne oko własnej studnia. We własne sny, w marzenia niewypowiedziane. Bez tragedii, bez rozdrapywania i unikania spotkania się z samym sobą. Zagląda się do studni, żeby zobaczyć siebie innego. Ten w dole, to przecież ja. Studnia jest też okiem, w które się patrzy. I okiem, które patrzy na mnie. Chodzi o to, by ten wzrok wytrzymać, by od siebie nie uciec. Jeśli wnikniemy w ten opis Jezusa przy studni, może to będzie odpowiedzią na moje własne życiowe "trzęsienia ziemi". Jak On siedzi przy studni? Zmęczony drogą, siedzi sobie (J 4, 6). Zawsze poruszało mnie to "siedzi sobie". Bo to jest wolność wobec ciemnego oka studnia - bez nadmiernej ekscytacji, za to z bagażem życia i ze spokojem. Można wrzucać do niej kamyki i liczyć głośno, aż do uderzenia o powierzchnię wodę. Głęboka, płytka. Wciąż będzie pociągał smak wody wprost ze studni, z samych trzewi ziemi. Żadnych wielkich słów - patrzymy sobie w oczy, ja i moja studnia. Jak starzy kompani, którzy znają siebie na pamięć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Boski romans"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.