Zajmuję się domem. To jest teraz mój "zawód" - wybrałam świadomie. Będąc w domu czuję, że to, co ważne mnie nie omija. Miałam jednak przekonanie, że robiąc coś dla siebie, zabieram coś innym. Wyjście z przekonania, że muszę każdą chwilę poświęcać dzieciom i ich potrzebom, do przejścia w stan "jestem równie ważna co one", zajęło mi trochę czasu.
W sobotę byliśmy na ślubie. Na zakończenie kazania ksiądz życzył pannie młodej spełnienia w małżeństwie i w macierzyństwie. "Bo jaka może być lepsza kariera dla kobiety niż rola żony i matki". Niby prawda, ale jednak bardzo mnie to zirytowało.
Społeczny i medialny przekaz jest jasny: ojciec to rodzic gorszy, mniej istotny. Ma prawo nie interesować się dzieckiem - bo na jego głowie są ważniejsze sprawy. Ojciec, który zajmuje się maluchem, może budzić podziw, bo przecież on, w przeciwieństwie do matki, "ma prawo" mieć dziecko w nosie, ale zdarza się, że także politowanie lub nieufność.
Godz. 5.30 rano. Mój dwuletni synek wstał i przyszedł po butelkę mleka. Byłam wtedy w 36 tygodniu ciąży. Gdy podniosłam się z łóżka, poczułam, że po nogach coś mi leci… To była krew. Masa krwi.
Paweł Jurzyk
Czy przywrócenie Żydówce Miriam, matce i żonie, prawa do bycia zwykłą kobietą w jakiś sposób umniejsza jej świętości? Czy naszemu Kościołowi uwłacza to, że tą, która obwieściła światu i nam wszystkim: "widziałam Pana!" - była fryzjerką? Mam nadzieję, że my katoliccy mężczyźni dojrzeliśmy już do tego, by w swojej męskiej mentalności być w stanie przyznać: "owszem, zwykłe palestyńskie kobiety, uczennice Jezusa były równe apostołom".
Moje charyzmaty są mało spektakularne? Być może. Widocznie w moim przypadku, nie w wichrze ogromnym, ale w ciepłym oddechu mojej żony przyszedł do mnie Pan. Mi to wystarcza. Gdybym potrafił deklamować cztery Ewangelię po aramejsku, a miłości mojej żony bym nie miał, byłbym niczym.
Jeżeli wierzymy w to, że Kościół jest rodziną, to musimy zaakceptować fakt, że niektórzy członkowie tej rodziny nie żyją tak, jak się nam podoba.
Procesja Bożego Ciała, po jej zakończeniu proboszcz długo i wylewnie dziękuje biskupowi, że zechciał przyjechać, że się tym utrudził. Polegało to na tym, że odbył dwukilometrową podróż wygodnym samochodem i przewodniczył procesji. Słuchają tego ludzie, wielu (szczególnie młodych ludzi) pracuje po dziesięć i więcej godzin. Raczej nie mają gosposi tylko kredyt "na głowie", a w brzuchu śmieciowe jedzenie. Ale oni nie są utrudzeni, utrudzony jest biskup.
Jednego z nich źle wspominam. Utracili wiarę, albo dopadło go wypalenie zawodowe. Nie umie nawiązać kontaktu z parafianami. Traktuje ich z wyższością, a po prężnie działającej parafii pozostało tylko wspomnienie. Starsi chowają głowę w piasek, młodsi czują, że nie są potrzebni do tego stopnia, że nawet na niedzielną mszę świętą udają się do parafii sąsiednich.
Nie wierzę w to, by lekarze po prostu dążyli do "wyeliminowania" małego pacjenta. Ale nie oznacza to, że wyrok brytyjskiego sądu przyjmuję ze spokojem.
Szczerze nie potrafię zrozumieć tych wszystkich, którzy zakładając nogę za nogę zasiadają z ciepłą kawką w ręku i zaczynają "litanię do grzechów Kościoła". Ale jest jedna rzecz, która mnie w Kościele potrafi wkurzyć do czerwoności.
Wiele jest wokół mnie narzekających kobiet. Czasami wolałabym nie słyszeć tego, co mówią o swoich mężach. Nie dlatego, że nie chcę im jakoś pomóc, ulżyć.
Prezentujemy kieszonkowy atlas spowiedników. Jak rozpoznać trujących i całkiem zjadliwych? Jakie mogą być efekty spotkania z każdym z nich?
Po co mam mówić księdzu swoje grzechy? Przecież mogę przed Panem Bogiem je wypowiedzieć. Dlaczego mam się tak poniżać przed księdzem? I po co w ogóle ta "spowiedziowa szopka"?
W życiu jest cała przestrzeń "niefajnych" rzeczy i spraw, z którymi musimy się codziennie mierzyć. Spowiedź również może być niefajna, można jej nie lubić.
Impuls, lub inaczej kuksaniec od Pana Boga, nakazał mi wstać z ławki i podejść do konfesjonału, mimo nieprzygotowania i pomimo iż właśnie rozpoczynała się Eucharystia.
Ojciec Święty nieustannie kieruje wzrok chrześcijan na problemy tych, którzy nie mogą kupić sobie designerskiej torebki z popularnej sieciówki, lecz w pocie czoła te torebki szyją za głodowe stawki. Taka zmiana optyki naprawdę uczy wrażliwości i wdzięczności za to, co sami posiadamy. A Wy, za co podziękowalibyście Franciszkowi?
"Choć feministkami niektórzy katoliccy dziennikarze straszą swoje dzieci (zwłaszcza synów), to warto tego dnia pamiętać również o zasługach kobiet walczących. Ruch feministyczny uwalnia także mężczyzn" - pisze nasza blogerka.
"Tak sobie ostatnio myślałem, że jest w czasie mojej spowiedzi zawsze coś, co powtarza się, a wynika z odruchu, który wydarza się całkowicie poza moją wolą" - pisze Rafał Indyk z bloga "Patrz z góry".
"Gdy szukałam spowiednika trzy lata temu, dużo się w tej intencji modliłam. Pewnej niedzieli spojrzałam na kapłana stojącego przy ołtarzu...".
{{ article.description }}