Był troskliwym lekarzem, wnikliwym pedagogiem, literatem, oddanym działaczem społecznym, człowiekiem wrażliwym i idealistą. Przede wszystkim jednak był przyjacielem dzieci. Przeszedł przez życie samotnie, całkowicie ofiarowując się najmniejszym.
Janusz Korczak. Życie dla dzieci to historia o trudnych wyborach, rozterkach i determinacji w walce o godność najsłabszych. Sylwetka Starego Doktora wyłania się z przytaczanych rozmów, korespondencji z współpracownikami czy wychowankami, wspomnień przyjaciół i tych, którzy żegnali go w drodze z warszawskiego getta do bram Treblinki. Autor monografii przywołuje też fragmenty książek Korczaka oraz opinie - często skrajne - z jakimi spotykała się jego działalność.
Janusz Korczak
Janusz Korczak. Życie dla dzieci - Erich Dauzenroth, tłum. Teresa Semczuk
Od tłumacza
Janusz Korczak
Janusz Korczak
Kim jest ten człowiek?, pyta Autor w tytule jednego z rozdziałów. I wielu z nas pomyśli może przy tym, iż ma na to gotową odpowiedź. - Któż bowiem w Polsce nie zna Janusza Korczaka, autora Króla Maciusia i radiowych Gadaninek Starego Doktora, któż nie słyszał o jego pedagogicznej działalności, czy też o jego szlachetnym, bohaterskim czynie?!
A jednak warto zastanowić się nad tym pytaniem głębiej i spróbować wraz z Autorem odkryć go na nowo, nawet jeśli nie znajdziemy tu wyczerpujących informacji oraz jednoznacznej opinii o nim. Wszak sam Korczak przestrzegał przed ferowaniem kategorycznych osądów, skłaniając się z pokorą przed tajemnicą, jaką jest człowiek, gdyż - jak twierdził - "każdy ma swój własny, wszystkim obcy świat ducha, którego nikt nie zna i którego [on] sam nie zna...".
Odpowiedź na to pytanie utrudnia dodatkowo fakt, że pomimo różnych światopoglądów i życiowych postaw, większość z nas traktuje go przy bliższym poznaniu jako "swojego" i mimowoli - świadomie czy nie - stara się go odpowiednio zaszufladkować, "przeciągnąć" na swoją stronę. Jedni widzą go więc socjalistą, inni syjonistą, jeszcze inni masonem, tylko Polakiem lub tylko Żydem. Jedni dostrzegają w nim duszę Chrystusową, drudzy odbierają go jako chasydzkiego świętego. Jedni mówią, że był głęboko wierzący, drudzy, że znajdował się pod wpływem tych, dla których wiara stanowiła azyl życiowych słabeuszy i nieudaczników.
A jakim był Korczak naprawdę?
Chyba po prostu dobrym, kochającym człowiekiem, "uczuciowcem", jak sam o sobie powiedział, idealistą, entuzjastą, marzycielem, który od nikogo się nie odwracając i wszystkich - niezależnie od pochodzenia, politycznych opcji i wewnętrznych przekonań - obejmując pozbawioną patosu oraz obłudy miłością, szedł swoją własną, nierzadko naznaczoną cierpieniem, samotną drogą....
Ponieważ wiedza przeciętnego Czytelnika o Korczaku jest w Polsce - jeśli nie głębsza - to bezsprzecznie obszerniejsza niż w innych krajach, zaś tłumaczenie tekstów źródłowych kryje w sobie zawsze niebezpieczeństwo pewnych mniej lub więcej istotnych wypaczeń, przeto też trudno obyć się tu czasami bez komentarza, czy małych korekt, a także uzupełnień i dopowiedzeń, nierzadko wyrażonych słowami samego Korczaka, aby mógł on swoim piórem ożywić nakreślony przez Autora własny portret, lub też postawić mały znak zapytania czy kropkę nad i odnośnie do niektórych poruszanych w niniejszej książce kwestii.
Z drugiej strony uzupełnienia i komentarze tłumacza znajdują swoje uzasadnienie także w tym, że Autor - pomimo dążenia do obiektywizmu i dużego znawstwa problematyki korczakowskiej - posługuje się dla zobrazowania postaci Doktora nie tylko faktami, lecz także fikcją lub domniemaniami, nadając jednym i drugim praktycznie taką samą rangę. O ile jednak pewne fikcyjne sceny (np. historia o pułkowniku Ruknerze) uplastyczniają, a jednocześnie nie wypaczają omawianej rzeczywistości, o tyle niektóre domniemania mogą kłócić się z prawdą i przedstawiać fałszywy obraz Doktora. Autor pisze m.in.:
- M o ż n a s o b i e t e ż z ł a t w o ś c i ą w y o b r a z i ć wzruszenie Korczaka, kiedy to Michał Zylberberg mówił podczas jednej ze swych prelekcji w getcie o piszącym w jidisz poecie oraz byłym sekretarzu Gminy żydowskiej w Warszawie, Izaaku Leibie Peretzu (1852-1915) i czytał z jego utworu Golden Chain te oto słynne strofy...
Po czym następują takie sformułowania, jak: ‘my wielcy, dumni Żydzi’, ‘niebiosa się przed nami rozstępują’, które jakoś trudno jest pogodzić z postawą i odczuciami autora Trzech prądów, nie lubiącego przy tym uderzać, jak sam powiedział, ‘w wielki dzwon’. Ta sugestia może zatem, ale nie musi być prawdą, a przez to w imię prawdy wymaga komentarza. Dziwi też, dlaczego zdaniem Autora najbardziej przekonywającą odpowiedź na pytanie o religijność Korczaka miałaby dawać modlitwa przekazana przez pewnego rabina Franciszkowi Ząbeckiemu, skoro w jej przypadku autorstwo Doktora podawane jest w wątpliwość. Można by odnieść wrażenie, że w dziele Janusza Korczaka trudno jest doszukać się innych dobitnych świadectw jego religijności, jeśli na udowodnienie swojej tezy, że postawa Doktora Korczaka inspirowana była lekturą Pisma Świętego i bliskim obcowaniem z Bogiem Starego i Nowego Testamentu, Autor musi się podpierać czymś nie do końca pewnym. Przy tym teza ta gubi się trochę i rozmywa w mnogości przytaczanych tu na temat Korczaka skrajnie różnych opinii, w pewnym stopniu nawet dezorientujących Czytelnika.
Tymczasem tak w utworach literackich, jak i publicystyce Doktora znajdziemy liczne sformułowania oraz myśli świadczące o jego głębokiej więzi z Bogiem, nie jakimś tam Bogiem osobistym, "skrojonym" według własnych potrzeb, czy na użytek sierot, lecz Bogiem przybierającym u niego wraz z upływem lat coraz bardziej konkretne oblicze Boga Starego i Nowego Przymierza, do którego pała on, tak zresztą jak do małego, biednego lub pokrzywdzonego człowieka, niespożytą miłością. Dlatego też część przypisów tłumacza - znajdują się one bezpośrednio pod tekstem Autora - zawiera fragmenty literackich i publicystycznych pism Janusza Korczaka, z których miłość ta z wielką mocą emanuje. Dowodzą one niezbicie prawdziwości tezy Autora, gdyż "Kto nie zna miłości, ten nie zna Boga, bo Bóg jest miłością" (św. Jan).
Teresa Semczuk
Kim jest ten człowiek?
Pochodzenie i dzieciństwo
Do wpisu w rejestrze stanu cywilnego warszawski prawnik Goldszmit nie przywiązywał zbytniej wagi, o czym świadczy zapisek Janusza z 21 lipca 1942 roku:
- Jutro kończę sześćdziesiąt trzy albo sześćdziesiąt cztery lata. Ojciec przez parę lat wyrabiał mi metrykę. Przeżyłem z tego powodu kilka ciężkich chwil. Mama nazwała to karygodnym niedbalstwem: jako adwokat powinien był ojciec sprawy metryki nie odwlekać.
We wspomnieniach Hanny Mortkowicz-Olczakowej, u której rodziców Goldszmit-Korczak bywał jako przyjaciel, czytamy również o tym, jak doniosłą rolę w życiu młodego Goldszmita odegrał czynnik narodowy:
- Korczak był Polakiem z urodzenia, z wychowania, z sentymentu - tam, gdzie być Polakiem znaczyło: kochać, walczyć, dążyć. W okresie najcięższym politycznie, w czasach konspiracji, wojny, odbudowy1.
Zaś "wspaniały i nieobliczalny ojciec" tak oto prezentuje się w późno napisanym Pamiętniku Doktora:
- Słusznie mama niechętnie powierzała dzieci opiece ojca i słusznie z dreszczem zachwytu i porywem radości witaliśmy i wspominaliśmy - siostra i ja - nawet najbardziej forsowne, męczące, nieudane i opłakane w skutkach przyjemności, jakie z przedziwną intuicją odnajdywał nie nazbyt zrównoważony pedagog-tatuś.
Pomimo wszystko:
- Winienem wiele miejsca poświęcić ojcu: realizuję w życiu to, do czego on dążył, do czego dziadek tak dręcząco dążył tyle lat.
Sześćdziesięciotrzyletni Goldszmit-Korczak tak podsumowuje w Pamiętniku siedem pierwszych lat swojego życia:
- Jeśli przebiegnę życie, to siódmy rok dał mi poczucie swojej wartości. Jestem. Ważę. Znaczę. Widzą mnie. Mogę. Będę.
Dorastający student medycyny
Następne siedem lat życia przynosi krystalizację marzeń, które nabierają wyraźnych kształtów.
- Jestem nie po to, aby mnie kochali i podziwiali, ale po to, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka.
Do tej emancypacji młodego Henryka przyczyniła się w niemałym stopniu życiowa konieczność - ściślej mówiąc rozpad rodziny, zapoczątkowany skierowaniem ojca do zakładu dla psychicznie chorych3. O tym jak bardzo tragedia ta zaciążyła na całym życiu Henryka, świadczy następująca wypowiedź:
- Bałem się panicznie szpitala wariatów, do którego ojciec mój parokrotnie był kierowany. A więc ja - syn obłąkanego. A więc dziedzicznie obarczony. Parę dziesiątków lat i dotąd myśl ta mnie okresami dręczy.
W jego podaniu do biura personalnego Judenratu6 w getcie warszawskim z lutego 1942 widnieją następujące daty i nazwiska7:
- Gimnazjum i uniwersytet ukończyłem w Warszawie, wykształcenie dopełniłem w klinikach Berlina (rok) i Paryża (pół roku). Miesięczny wypad do Londynu pozwolił mi zrozumieć na miejscu istotę pracy charytatywnej (duży dorobek).
- Mistrzami moimi byli w medycynie: profesor Przewóski (anatomia i bakteriologia), Nasonow (zoolog), Szczerbakow (psychiatra) i pediatrzy Finkelstein, Baginsky8, Marfan, Hutinel (Berlin, Paryż).
- (Dni wolne - zwiedzanie sierocińców, zakładów poprawczych, miejsc zamknięcia dla tak zwanych dzieci występnych).
- Miesiąc w szkole dla cofniętych w rozwoju, miesiąc w klinice neurologicznej Ziehena. Mistrzowie moi w szpitalu na Śliskiej: ironista i nihilista Koral, jowialny Kramsztyk, poważny Gantz, świetny diagnosta Eliasberg, poza tym - felczer chirurg: Śliżewski i pielęgniarka: ofiarna Łaja.
1Jan Piotrowski pisze: "Wiemy, że polskość serdecznie głęboko ukochał, że korzeniami najszczerszego sentymentu wrósł w kulturę polską, że mówił, pisał, a nawet myślał po polsku, że największe polskie umysły współczesne, z Żeromskim na czele, żywiły doń szacunek i otaczały go przyjaźnią. Że wreszcie poległ śmiercią bohaterską w mundurze polskiego oficera".
2"Buda obca, rosyjska, a Henryk (...) czuje się Polakiem, nie zna innej mowy niż polska ani kultury innej niż ta, jaką ma (...) w ich od dawna i do gruntu zasymilowanej rodzinie" (Newerly).
3Motywy takiego nastawienia do życia tkwią jednak nie tylko w sytuacji zewnętrznej, lecz można się ich doszukać także w jego postawie duchowej, którą odzwierciedla parę lat później m.in. zabarwiona autobiograficznie Spowiedź motyla oraz następujący fragment publicystycznego tekstu Korczaka: "Rzekł Chrystus: «Kochaj bliźniego jak siebie samego» (...) i runął potężny świat samolubów (...) choć serca nie wszystkich miłość tę czuły, a umysły nie wszystkich potężną treść zasady pojęły".
7Podanie to Korczak napisał, ubiegając się w getcie o pracę wychowawcy-kuratora w cieszącym się bardzo złą sławą przytułku na ulicy Dzielnej.
8Niemieccy badacze korczakowscy zajęli się w międzyczasie postaciami obu lekarzy - Adolfa Baginsky’ego (1844-1918) i Henryka Finkelsteina (1865-1942). Finkelstein, który w roku 1901 założył w Berlinie przytułek dla dzieci, włączył do swoich pism na temat pediatrii kwestie socjalne. Baginsky już w roku 1877 domagał się opieki lekarskiej dla młodzieży szkolnej. W szkole tych dwu berlińskich nauczycieli akademickich wyostrzył się społeczno-pedagogiczny zmysł Henryka Goldszmita; patrz: Korczak Janusz, Sämtliche Werke, t. 8, Gütersloh 1999, szczególnie komentarz do społeczno-medycznych pism Korczaka [przypis E. Dauzenrotha].
Skomentuj artykuł