Ciepłe skarpety w prezencie
Hotelowa restauracja w Nowym Sączu. Niedziela, ostatni dzień XV Jesiennego Festiwalu Teatralnego. Przy stoliku rozmawiają dziennikarka Katarzyna Gajdosz z aktorką Ewą Ziętek.
Katarzyna Gajdosz: Często podkreśla Pani, że wkroczyła na nową drogę swego życia. Jest teraz bliżej Boga. Wiem, że miała Pani okazje poznać dobrze znanego sądeczanom o. Stanisława Majchra. To jest ten ksiądz, o którym Pani mówi, że pomógł wkroczyć na właściwą drogę?
Ewa Ziętek: To nie mógł być ojciec Majcher, bo jego poznałam stosunkowo nie-dawno, na rekolekcjach w Zakopanem. Niemniej należy do moich ulubionych księży, z którymi, jeśli tylko mam okazję, chętnie rozmawiam. Jest jezuitą, a ja ich bardzo cenię. Miałam dziś okazję uczestniczyć we mszy świętej w waszym kościele tuż obok hotelu ("kościół kolejowy" w Nowym Sączu) . Urzekła mnie cała jej oprawa. Śpiewający zespół młodzieżowy, całe rodziny w kościele, ojcowie dumnie trzymający swoje dzieci.
Dla mnie to jest karygodne, jestem przekonana, że ten człowiek nie wie, co robi. I trzeba się za niego modlić. Mówię otwarcie o Bogu, bo jeśli ktoś wynalazłby szczepionkę na nie-uleczalną chorobę, to też chciałby, by jak najwięcej osób o niej wiedziało. Dla mnie powrót do wiary jest sensem mojego życia. Oczywiście nadal jestem słaba. Jestem aktorką, wciąż mam potrzebę zaistnienia, ściągania na siebie uwagi. Ale odkrycie, że Bóg mnie kocha, i doświadczenie tego, jest tak mocne, że już nigdy nie chciałabym zejść z tej drogi.
*Do restauracji wchodzi trzech dużych mężczyzn, siadają przy stoliku obok. Co jakiś czas daje się słyszeć niecenzuralne słowo. Dziennikarka nie zwraca na to uwagi. Aktorkę jednak to rozprasza. Przerywa opowieść i wtrąca:
- Dbam o czystość języka. Nawet moim kolegom zapowiedziałam, że na próbach koniec z wulgaryzmami.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że została aktorką, bo nie podobał się Pani prawdziwy świat. Ten, w który Pani wkroczyła okazał się dobry?
Człowiek jest zawsze pełen wątpliwości. Dokonując wyborów, nie trafiamy na same jasne plamy. Opowiadamy się za jakąś drogą. Podziwiam panie, które na przykład pięknie potrafią szyć. Ja biorę igłę do ręki i nitka się pętelkuje. Kompletna katastrofa.
Ale za to potrafiłaby Pani świetnie zagrać krawcową?
Pewnie tak. Ostatnio dostrzegłam tę łaskę, że udaje mi się czasem coś dobrze zagrać, a nawet rozśmieszyć widownię. Czasami, bo jak tylko się tym pochwalę, tracę to.
Kokietuje teraz Pani. Oglądałam wczoraj spektakl teatru Kwadrat "Mój przyjaciel Harwey" z Pani udziałem. Każde wyjście Ewy Ziętek na scenę wywoływało salwy śmiechu wśród publiczności.
Dziękuję bardzo. Jakąś technikę mam wypracowaną. Ale chodzi mi o ten błysk, którego nie jestem zawsze świadoma. Nie do końca wiem, na czym polega. Myślę, że czerpię z tego, co zostało mi dane.
*Irytacja aktorki mową trzech mężczyzn wzrasta. Nie wytrzymuje i zwraca się do nich: - Przepraszam bardzo, jesteśmy w miejscu publicznym i przeszkadza mi, jak panowie w ten sposób rozmawiają.
Panowie grzecznie przepraszają.
Ile Ewy Ziętek jest w jej kreacjach scenicznych?
Nie mam pojęcia. Ostatnio strasznie dużo gram. Patrząc na mój grafik, wygląda na to, że tylko Święta Bożego Narodzenia mam wolne. I faktycznie zastanawiam się nad tym, gdzie w tym wszystkim jestem ja. Spektakl za spektaklem, próba za próbą. Zaraz zaczynam zdjęcia też do kolejnego serialu…
Jakiego?
Jeszcze nie zaczęłam zdjęć, więc nie powiem, by nie zapeszyć. Ale ucieszyłam się, bo nie ma wiele propozycji dla aktorek, które osiągnęły pewien wiek. Role są pisane głównie dla młodszych kobiet.
W rozmowach z tymi młodymi aktorkami słyszę, że dzisiaj, aby zaistnieć w branży, trzeba dostać się do popularnego serialu i jeszcze najlepiej wywołać skandal…
Ale tak chyba było zawsze.
Nie rozumiałam, kiedy za każdym razem słyszałam: "Bądź sobą". Brzmiało to jak slogan "Bądź sobą, pij pepsi". Niestety w naszym zawodzie człowiek czasem się sprzedaje i chyba chodzi o to, by robić to z głową. Ostatnio odmówiłam roli w powstającym właśnie serialu. Jest efektowny. Bardzo dużo w nim mówi się o seksie, w sposób nawet dość inteligentny i dowcipny. Mnie jednak w tym wszystkim brakuje ciepła, miłości. Wycofałam się też z dalszej gry w dwóch spektaklach. To kwestia odpowiedzenia sobie na pytanie: Czy aktor jest odpowiedzialny za to, co gra? Myślę, że tak. Jeśli robię coś komercyjnie, gram osobę, która przeczy moim zasadom w życiu, próbuję z tego rezygnować. Kiedy chodziłam do szkoły teatralnej, uczono mnie, że jeśli w tym zawodzie będę chciała coś robić dla pieniędzy, powinnam z niego zrezygnować. Długo te słowa nosiłam w sercu. Wtedy teatr był dla mnie czymś magicznym. Dziś świat trochę zwariował. Śmiejemy się ze średniowiecza, ale ta epoka była sprawą ducha, nasze czasy to sprawa ciała.
*Dzwoni telefon. Ewa Ziętek odbiera. Po chwili tłumaczy. - Dzwonił mój znajomy z Warszawy, dowiedział się, że dziś w nocy w hotelu bardzo zmarzłam, bo zamiast odkręcić, zakręciłam kaloryfer, i jestem przeziębiona. Powiedział, że zaraz zjawi się u mnie osoba z ciepłymi skarpetami. Czyż to nie cudowne?!
Aktorki w Pani wieku idą za tym trendem. Robią lifting, operacje plastyczne. A Pani głosi kiepsko sprzedające się hasła o duchowości…
Przyznam, że sama się nad tym liftingiem zastanawiałam. Kiedyś jednak Dorota Pomykała, którą bardzo cenię i szanuję, opowiedziała mi, że u Szekspira wyczytała bardzo ważną myśl: "Bóg dał ci tylko jedną twarz". Zapadło mi to w pamięć. Uświadomiłam sobie, że przecież w moim zawodzie nie zawsze uroda jest atutem.
*W restauracji zjawia się kobieta z pełną reklamówką w ręku. Daje ją aktorce, mówiąc, że to specjalna przesyłka. Aktorka zagląda do środka i po kolei wyciąga: miód spadziowy, krople na gardło, skarpety wełniane: - Wiedział, że mam słuszną stopę. Śmieje się i chowa z powrotem.
Bo kiedyś tylko dwoje absolwentów szkół teatralnych nie wiedziało, w jakim teatrze znajdzie angaż. Dziś dwoje może wie. Nie wiem, po co produkuje się tylu aktorów. Nie ma też ochrony zawodu. Stąd jest więcej gwiazd niż aktorów. Poza tym, kiedy ja chodziłam do szkoły, to był czas autorytetów. Miałam okazję spotkać się z Tadeuszem Łomnickim, Alek-sandrem Bardinim, Janem Świderskim, Janem Kreczmarem, Jadwigą Andrzejewską.
A Pani usłyszała kiedyś od młodego aktora, że jest dla niego autorytetem?
Słyszałam różne rzeczy, które mnie zaskakiwały. Ale nie zastanawiałam się nad tym, bo nie wiem, ile w tym było próby przypodobania się i bycia po prostu miłym.
Czuje się Pani spełniona jako człowiek?
Żyję dniem dzisiejszym. Staram się go wypełnić, by podobać się Bogu. Choć nie zawsze się to udaje. Ubolewam, że moja córka mieszka daleko, że nie utrzymałam takiej rodziny, jaką zawsze chciałam mieć. Kiedyś nie dowierzałam sloganowi, że rodzina jest najważniejsza, dziś wiem, że to prawda. Odkąd otworzyłam się na ludzi, zyskałam wielu przyjaciół. Najlepszy dowód, że ktoś, kogo mało co znam, przesłał mi właśnie skarpety. Dla mnie te skarpety są dziś ważniejsze od mojego grania. Dostałam od Boga bardzo wiele. Cieszę się, że na swej drodze spotkałam ojca Majchra, nie miałam pojęcia, że on jest tak ważny dla sądeczan. Wiem, że odwiedza więźniów. Proszę go ode mnie pozdrowić i przekazać, że chętnie kiedyś bym się z nim do nich wybrała. Oni najbardziej potrzebują miłości. I o to w życiu najbardziej chodzi.
Aktorka i dziennikarka szykują się do wyjścia. Trzech panów wstaje. Jeden z nich podchodzi do aktorki i pyta: - Czy mógłbym zrobić sobie zdjęcie z osobą, która nauczyła mnie kultury?
Skomentuj artykuł