(Nie)wyrodne matki
Kiedy pracowałam z osieroconymi niewidomymi dziećmi, to myślałam o tych matkach, że to potwory. Dzisiaj wiem, że każda historia to inny, bolesny dramat. Nie chcę osądzać, chcę pomagać! Z Zofią Dłutek, dyrektorem Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego w Warszawie rozmawia Sylwia Sułkowska.
Sylwia Sułkowska: Kim są ludzie, którym Pani pomaga?
Zofia Dłutek: Pamiętam kobietę, która została zgwałcona przez swojego pracodawcę. Proponował, że da jej pieniądze na skrobankę. Powiedział, że jeśli tego nie zrobi, to dziecka się wyprze i zwolni ją z pracy. Mogła dokonać aborcji, ale stwierdziła, że dziecko jest niewinne i je urodzi. Została zwolniona z pracy. Po porodzie chciała oddać dziecko, byłam pewna, że maleństwo pójdzie do adopcji, a tymczasem mama nie umiała go oddać. Zaczęła odwiedzać niemowlę. Siadała przy łóżeczku, nie dotykała dziecka, nie karmiła go, tylko siedziała przy nim i patrzyła na nie. Podczas jednej z wizyt pierwszy raz je dotknęła. Potem zaczęła się do niego uśmiechać i gugać. W końcu podjęła decyzję, że chce wychować dziecko, i zabrała je do domu.
Jakie są najczęstsze przyczyny oddawania dzieci do adopcji?
Niedojrzałość emocjonalna, brak pieniędzy, mieszkania, osamotnienie, brak akceptacji w swoim środowisku. Ale myślę, że najtrudniejszą sprawą jest samotność takiej matki.
Jakie kobiety przychodzą do ośrodka adopcyjnego?
Czasem są to kobiety w ciąży. Wówczas jest jeszcze czas, żeby odnaleźć kogoś w najbliższym otoczeniu, kto może pomóc. W matce trzeba zbudować poczucie własnej wartości. Wizyta w naszym ośrodku często pomaga w zaakceptowaniu swojej sytuacji. To, że kobieta wypowie pierwszy raz, że jest w ciąży, że sama siebie usłyszy, że znajdzie osoby, które jej nie osądzą, tylko przyjmą ze zrozumieniem i porozmawiają, to naprawdę wiele zmienia.
Przychodzą też matki z małymi dziećmi
Tak. To są dramatyczne wyznania. Pamiętam kobietę, która opowiadała ze łzami: "Ja nie mam możliwości zatrzymania dziecka. Mieszkam w pomieszczeniu, które ma 10 m2, wychowuję pięcioro dzieci, mąż zapił się na śmierć. Mam konkubenta, ale on nie chce tego dziecka, to jego mieszkanie, jak on mnie wygna, to nie będę miała się gdzie podziać, a już tułałam się w domu samotnej matki i noclegowni. Państwo znajdziecie przecież kogoś, kto by chciał ode mnie wziąć dziecko".
Zdarzają się szczęśliwe zakończenia?
17-latka poszła z mamą do ginekologa i tam dowiedziała się, że jest w ciąży. Mama w gabinecie wzięła córkę na kolana i powiedziała: "Córeczko, jakoś damy sobie radę". Rodzice pomogli, dziewczyna skończyła studia, ułożyła sobie życie, wyszła za mąż.
Jak są oceniane przez innych kobiety, które oddają dziecko do adopcji, to wyrodne matki czy bohaterki?
Ja sama przeszłam dużą zmianę. Kiedy pracowałam z osieroconymi niewidomymi dziećmi, to myślałam o tych matkach, że to potwory, że takiej to bym głowę urwała. Dzisiaj wiem, że każda historia to inny dramat. Nie chcę osądzać, chcę pomagać!
Jak często zdarza się, że matki, które podjęły decyzję, że oddają dziecko do adopcji, po urodzeniu decydują się je zostawić?
Przez 19 lat funkcjonowania ośrodka ponad 50% kobiet, które przychodzi tu w ciąży, nie oddaje dzieci do adopcji. A około 13% matek już po urodzeniu wycofuje się z decyzji oddania dziecka. Na podjęcie ostatecznej decyzji mają 6 tygodni. Nie ma gorszej sytuacji, niż taką kobietę w tym czasie zostawić samą. Ona musi się wypłakać, musi się pozbierać.
Co powinna zrobić matka, która nie chce (nie może) wychowywać swojego dziecka?
Może przyjść do sądu i powiedzieć: "Nie chcę dziecka". Sąd ma obowiązek bez tłumaczenia przyjąć tzw. zrzeczenie blankietowe po upływie 6 tygodni od urodzenia, kiedy minie pierwszy szok po porodzie. Jeśli kobieta prawnie zrzeka się dziecka, może ono jako noworodek trafić do rodziny adopcyjnej, wcześniej sprawdzonej i odpowiednio przygotowanej.
KONTAKT Katolicki Ośrodek Adopcyjny w Warszawie
ul. Grochowska 194/196
telefon zaufania ◊Pomoc matce - życie dziecku": (22) 619-63-95
www.adopcja.org
Skomentuj artykuł