Synek mamusi, córeczka tatusia. Jak w końcu odciąć pępowinę?
Lata lecą, twoi rówieśnicy jeden po drugim zakładają swoje rodziny, a ty ciągle na garnuszku rodziców: materialnym lub jeszcze częściej - emocjonalnym. Parę razy się zakochałeś/zakochałaś, ale nic z tego nie wyszło. - To była toksyczna osoba – twierdzisz. A może jedynie nie tak „idealna” jak mama lub tata?
„Chciałbym być bardziej samodzielny, ale tak jak jest, też nie jest źle. Tylko to poczucie, że coś mnie omija, gdy widzę szczęśliwych znajomych z małżonkami i dziećmi”.Wydawać by się mogło, że kwestia długiego nieodcinania pępowiny to prosta zależność: wygodniej jest z rodzicami, przez co brakuje wystarczającej motywacji do zmiany. Mama popierze, ugotuje, zawsze wysłucha problemów. Tatuś pochwali, doceni nawet błahostkę i jeszcze wesprze finansowo.
Nieodcinanie pępowiny to jednak złożony problem, który budują dwa przeciwstawne wektory: z jednej strony rodzice, którzy przyciągają, z drugiej - świat, który odpycha.
Wystarczy nic nie robić
Problem przeciągającej się, nadmiernej zależności od rodziców to najpierw problem zaniechania. Nie trzeba robić nic złego typu: upijać się, kłamać, narkotyzować, żyć rozpustnie, żeby działo się źle. Wystarczy nie robić nic. To duża pułapka, która podsuwa nam, usprawiedliwiający naszą bierność argument: przecież nic złego nie robię, nikogo nie krzywdzę, a tym bardziej mój sposób życia na pewno nie jest grzechem. Nie jest to takie oczywiste: grzeszymy myślą, mową, uczynkiem – wtedy potrzebna jest nasza aktywność. Grzeszymy jednak także zaniedbaniem, gdy brakuje w naszym życiu działania na rzecz dobra.
Ale pomijając kwestie moralne, sytuacja nieodcięcia pępowiny zawsze uderza w nas samych. Niepodejmowanie wyzwań adekwatnych do wieku prowadzi do rozkładu człowieka. Tak jak nieużywane organy zanikają, tak samo brak działania na rzecz koniecznego „zostawienia” rodziców prowadzi do duchowo-emocjonalnego rozpadu. Początkowo dostrzega się jeszcze jakieś korzyści, z czasem robi się coraz gorzej: pojawiają się depresje, brak poczucia sensu, człowiek dziwaczeje, dziczeje, jak to się nie raz nieprzyjemnie mówi: zdziwaczała stara panna, zdziwaczały stary kawaler.
Komfort za wszelką cenę
Ojciec Józef Augustyn SJ, znany rekolekcjonista i autor wielu książek z dziedziny psychologii i duchowości, na jednym ze swoich wykładów stwierdził: „Człowieka niszczy, degeneruje, wypacza ciągłe szukanie komfortu”. Komfort za wszelką cenę to coś, co sprawia, że człowiek przestaje się rozwijać i łatwo się poddaje. Tymczasem dojrzałość wymaga od nas umiejętności efektywnego działania także w sytuacji braku komfortu, zarówno fizycznego, jak np. w umiarkowanym głodzie czy zmęczeniu, jak i psychicznego np. w smutku, niepewności lub lęku. Oczywiście, ważne są tutaj proporcje. Nie da się spełniać swoich obowiązków w nieustannym dużym dyskomforcie. Ale trudności to chleb powszedni dla każdego i żeby zacząć dojrzale żyć, trzeba po pierwsze je zaakceptować, po drugie nauczyć się je znosić.
Tymczasem nieodcinanie pępowiny to często problem zbytniego gloryfikowania poczucia komfortu, zarówno w życiu, jak i w relacjach, a zwłaszcza w relacjach. Bowiem to brak satysfakcjonujących, głębokich relacji z rówieśnikami zatrzymuje proces „osadzenia się” poza domem rodzinnym. Tymczasem dla dorosłego człowieka koniecznym, podstawowym warunkiem rozwoju i wzrostu są głębokie, oparte na miłości i akceptacji relacje z rówieśnikami, a nie rodzicami.
Walka o dojrzałe relacje
Relacja dorosłego dziecka z rodzicem niesie pewne trudności, ale zupełnie inne niż relacja z rówieśnikami. Rodzic, który, najczęściej nieświadomie, wspomaga nieodcinanie pępowiny przez dziecko jest nadmiernie wyrozumiały, pobłażliwy, zawsze akceptujący, zawsze pomocny, często kosztem własnych potrzeb. Gdy wynosimy z domu taki obraz relacji, w której spełniane są wszystkie nasze emocjonalne potrzeby, budowanie nowych relacji opartych na zupełnie innych zasadach może być nie lada wyzwaniem. Dla kogoś wychowanego w cieplarnianych warunkach konieczność odnalezienia się w relacji, w której ktoś od nas czegoś wymaga, w której niezbędne są kompromisy, w której ważne są potrzeby obu stron (a nie tylko moje) jest zdecydowanym wyjściem z przyjemnej strefy komfortu. Stąd wycofywanie się i powrót do ciepełka rodzinnego domu będą zawsze kuszącą alternatywą. Dojrzała relacja wymaga od nas nierzadko rezygnacji z samych siebie, a typowy dla osób zbyt związanych z rodzicami jest nadmierny egocentryzm. To jest twoje pole walki. I ta walka, jak każda walka, musi przebiegać w dyskomforcie.
Powoli, ale wytrwale
Poznanie swojej struktury psychicznej i słabych stron to początek na drodze do pełnego uniezależnienia się. Będzie się ona wiązała z dużym wysiłkiem, ale niepodjęcie tego wysiłku to przegrana już na starcie.
Jeśli w budowaniu relacji opartych na nowych, zdrowych zasadach będziesz się kierował następującymi wskazówkami, jest duża szansa, że ci się powiedzie.
Po pierwsze: buduj wytrwale nowe relacje
Jeśli twoje związki trwają zazwyczaj maksymalnie kilka miesięcy - po wielkim zauroczeniu następuje wielki „krach” – to znaczy, że ciągle stosujesz niedojrzałe mechanizmy w relacjach. O pewnym poznaniu siebie nawzajem można mówić gdzieś dopiero po roku znajomości. Pełny obraz osoby wymaga mniej więcej trzech lat bycia razem. Po tym czasie – dopiero – zdążą opaść wszystkie maski, czyli nieświadome zachowania obronne. Jeśli kończysz swój związek przy pierwszych kłopotach, to zatrzymujesz się na powierzchni. Za każdym problemem stoi bowiem nierzadko coś głębszego, coś do czego trzeba dotrzeć razem. Nie ma chyba zresztą nic bardziej satysfakcjonującego niż obserwowanie wzajemnego wzrostu, przemian wewnętrznych u bliskiej osoby, bo takie zachodzą przecież przez całe życie. Poznanie człowieka zawsze jest na daną chwilę, za rok, dwa lata, będzie to już - przynajmniej w pewnej mierze – inna osoba. Zniechęcanie się trudnościami oznacza brak realnego patrzenia na związek. Trudności są na każdym etapie i chcąc się rozwijać i być razem – trzeba się z nimi mierzyć.
Po drugie: zastosuj metodę małych kroków
Ta metoda sprawdza się przy wprowadzaniu wszelkich zmian w życiu. Dobra jest także w odcinaniu pępowiny. Nie odcinaj się od rodziców nagle, drastycznie i histerycznie. Nie wpadaj w drugą skrajność, zupełnie zrywając kontakt – uda ci się to najwyżej na krótką metę. Nie rób tragedii z tego, że weekend znów spędzasz z rodzicami czy wspólnie wyjeżdżacie wypocząć. Nie da się przemeblować latami budowanych mechanizmów w miesiąc. Wyłapuj na początek małe sprawy (typu szukanie porady nawet w zwykłych codziennych sprawach u osób innych niż rodzice, robienie czegoś, czego pragniesz mimo świadomości, że rodzice by tego nie akceptowali itp.), które zmieniane jedna po drugiej zbudują w końcu twoją niezależność.
Po trzecie: szukaj wsparcia
Gdy uświadomisz sobie swój problem z nadmiernym przywiązaniem do rodziców, postaraj się stworzyć swoją choćby małą „grupę wsparcia”, która będzie cię podnosiła i umacniała w trudnych chwilach – zamiast rodziców. Choć wielu ma na ten temat inne zdanie, osobiście nie zalecałabym, aby był to psycholog. Byłaby to bowiem kolejna osoba, którą ustawiałbyś/ustawiałabyś w pozycji służebnej wobec siebie, a nie w realnej, prawdziwej relacji, w której obie strony wzajemnie poznają się i wspierają.
Jeśli brakuje ci na początku takich osób wokół siebie, poszukaj choćby w sieci grup rozwojowych, wspólnot, do których można dołączyć i której członkowie nawzajem się wspierają. Z czasem (tu też jest potrzebna wytrwałość) te internetowe znajomości często „przenoszą się do realu”.
W całym tym procesie bądź wobec siebie zarówno cierpliwy, jak i wymagający. Tylko połączenie tych dwóch postaw świadczy o dojrzałości, która przejawia się właśnie między innymi w niezależności.
Skomentuj artykuł