Żeby siebie dać, trzeba siebie mieć. O tęsknocie bliskości

fot. freestocks / Unsplash

"Kiedy czujemy się akceptowani, to dzieje się bliskość i miłość". Czy jest to możliwe w naszych domach, szczególnie w czasie Wielkanocy? Odpowiada psychoterapeuta, dr Agnieszka Kozak.

Czasami paradoksalnie łatwiej jest być blisko z obcymi ludźmi niż z tymi, którzy powinni być bliscy, ponieważ na co dzień są tuż obok. No właśnie, obok, blisko, a jednak daleko… Mieszkamy ze sobą, ale nie czujemy bliskości, a czasami doświadczamy wręcz oddalenia, smutku lub samotności. Możliwe, że tym, co nas oddala od siebie, są nasze oczekiwania co do tego, jaka ta druga osoba ma być. Może to też rodzić fałszywe przekonania co do tego, jaka ma być „idealna” relacja z drugą osobą. Jeśli zaczynamy funkcjonować w tych oczekiwaniach, to stajemy się aktorami, którzy grają jakieś role, tak jak tego oczekuje publiczność, ale w tych rolach nie ma prawdziwych emocji, aktorzy grają to, co się podoba innym – są maski i dzieje się spektakl.

DEON.PL POLECA

Rozmowa o sobie, o tym, co dla nas ważne, co przeżywamy i czego doświadczamy, jest tym, czego bardzo potrzebujemy, szczególnie w aktualnej sytuacji pandemii – dotykanie emocji i potrzeb buduje bliskość. W bliskości ważne jest, by móc dzielić się radościami i smutkami, tym, co dobre i trudne dla nas. Carl Rogers, amerykański psychoterapeuta, mówił, że potrzebujemy relacji do komunikowania innym o naszym rzeczywistym doświadczeniu, a tym samym o prawdziwym sobie. Tego bardzo pragniemy, za tym tęsknimy – za spotkaniem w prawdzie o sobie. Może czas siadania do stołu mógłby się stać czasem odkrywania tego, co żywe i prawdziwe w nas i w naszych bliskich…

Obserwuję taką bliskość podczas warsztatów, na których ludzie uczą się budowania zaufania do siebie (praca nad poczuciem własnej wartości). Odkrywanie siebie i doświadczanie bycia przyjętym w tym, co jest trudne, czasami może brudne, słabe, bezradne czy pełne lęku, pomaga wierzyć, że można odczuwać różne emocje i że to jest normalne. Jednak odkrywanie tego, co jest korzeniami lęku, niepewności i braku radości z życia, wymaga ogromnej delikatności, wrażliwości i uważności na siebie nawzajem. Tej delikatności i cierpliwości czasami brakuje w naszych domach. W rutynie dnia codziennego gubimy to, co ważne, rozmawiamy o załatwianiu bieżących spraw, mijamy się, choć bardzo chcielibyśmy się spotkać. Dzięki spotkaniu ze sobą samym można spotkać się z drugim człowiekiem – ponieważ wtedy dzieje się prawda. A jednocześnie dzieje się głębia spotkania – każdy widząc siebie i czując się ważny, ma wystarczająco dużo zasobów, by zadbać o tę drugą osobę. Żeby siebie dać, trzeba siebie mieć. Żeby widzieć drugiego, warto widzieć siebie. Diament dobrze pasuje do innych diamentów.

Uczestnicy po pracy warsztatowej wspólnie gotują – podobno miłość do jedzenia to najszczerszy rodzaj miłości – w tym gotowaniu jest wielka głębia dawania i dzielenia się.

Niezwykle przyjemne jest obserwować, jak każdy z nich wie, w którym momencie ma wstać z krzesła i co w danym momencie zrobić, by wspólnie tworzyć ten czas i być blisko – 8 osób w jednej kuchni, wszystko na czas, wszystko zgrane jak w najlepszej filharmonii. „Ja obiorę ziemniaki”, „to ja rozpakuję zmywarkę”, „komu zrobić kawę?”, „ja wyniosę śmieci”, „komu ukroić ciasta?”, „ja posprzątam ze stołu, jak skończymy”, „gramy w planszówkę czy słuchamy muzyki razem?”.

Każdy robi to, co lubi, co potrafi, nikt się nie napina, nie ma ciśnienia, a jednocześnie wszyscy są uwzględnieni, nakarmieni, zauważeni i każdy ma pewność, że wniósł to, co najlepsze.

Kiedy czujemy się akceptowani, to dzieje się bliskość i miłość.

Czy możliwa jest taka bliskość w naszych domach?

Jest możliwa, choć wymaga zaufania, uważności i odwagi. Jest możliwa, jeśli tylko zgodzimy się na to, żeby dawać i brać w relacji bez nadużywania siebie i wykorzystywania drugiej osoby. Ważne jest, żeby móc dawać i brać z tego, co mamy w sobie najlepszego. W bliskości chodzi o to, żeby zobaczyć drugą osobę w prawdzie o niej i pozwolić jej wzrastać, pozwolić jej zobaczyć siebie w tym, co ma najlepsze i co jest dla niej ważne, w tym, co lubi i jakie ma talenty.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób brzmi to jak utopia, jednak zapewniam, że bliskość najbardziej rozlewa się tam, gdzie nie ma żadnych oczekiwań, a zamiast nich jest morze możliwości dawania. Porzucając oczekiwania, można wypłynąć na głębię bliskości…

Jeśli uznamy, że nikt nie będzie tym, kim my chcemy, żeby był, i nie jest stworzony po to, by robić to, czego my chcemy, pozwolimy mu być sobą. Wtedy najbardziej może on być prawdziwym sobą i wtedy dzieje się największa miłość, ponieważ można być bez lęku, można widzieć siebie i drugą osobę, można tworzyć bliskość opartą na wzajemnym obdarowywaniu.

Bliskość to pozwolenie drugiej osobie na bycie w tym, co dla niej w danym momencie żywe – jeśli chciałbyś płakać, to możesz to zrobić, jeśli potrzebujesz przytulenia, to je dostaniesz, jeśli chcesz się śmiać, milczeć, mówić, poleżeć, obejrzeć film, to możesz to zrobić, ponieważ nie mam oczekiwań, że będziesz dzisiaj „jakiś” lub „jakaś”. Wtedy kiedy moje JA spotyka się w wolności z twoim Ty, może stać się MY, które jest darem z tego, co mamy w sobie najlepsze.

Psychoterapeuta, praktyk NVC, wykładowca akademicki. W swojej pracy z ludźmi łączy elementy ciała, emocji, psychiki i duchowości, gdyż wierzy, że człowiek jest jednością psychofizyczną i ważne dla dobrostanu jest, by wszystkie te obszary funkcjonowały prawidłowo. Jeśli chcielibyście posłuchać, jak pracuje, zapraszamy na jej kanał na YouTube>>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Żeby siebie dać, trzeba siebie mieć. O tęsknocie bliskości
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.