Gdy kapłan choruje poważnie i przedwcześnie umiera
Wydaje się czymś oczywistym, że każda kuria ma bieżące dane dotyczące chorych księży. Praktyka nie zawsze to potwierdza. Kto wie, jaki jest stan zdrowia polskich księży?
Gdy umiera człowiek młody lub w sile wieku, można się na jego pogrzebie spodziewać większej liczby żałobników, niż na pogrzebie kogoś, kto odszedł dożywszy starości. Nie zawsze tak jest, ale bardzo często. I jest to zrozumiałe. Śmierć kogoś, kto po ludzku sądząc, „nie powinien jeszcze umrzeć”, budzi większe zainteresowanie, ale też zaniepokojenie, ponieważ w jakiś sposób zakłóca nasz oparty na schematach i powtarzalnym doświadczeniu świat. Śmierć w starości uznajemy za naturalny rozwój wydarzeń. Śmierć w młodości albo w wieku średnim, to coś nienaturalnego, co rodzi pytania, zarówno te fundamentalne, egzystencjalne, jak i te przyziemne, o przyczynę i o to, czy dało się tego konkretnego zgonu uniknąć.
Te niepisane reguły dotyczące umierania i liczby przeżytych lat odnoszą się również do księży. Gdy odchodzi starszy kapłan, przypomina się jego zasługi, wylicza (niejednokrotnie przede wszystkim materialne) dzieła, jakie po sobie zostawił, jak wybudowane albo odremontowane obiekty sakralne, przywołuje wspólnoty, którymi się zajmował, opowiada się anegdoty z nim związane. Gdy śmierć wyrywa z codzienności księdza, po którym spodziewamy się jeszcze kilku dekad posługi, strata okazuje się dla wielu bardziej odczuwalna. I oczywiste wydają się pytania „Dlaczego?”, „Z jakiego powodu?”.
13 sierpnia br. pojawiła się informacja, że zmarł ks. Piotr Maśnica, proboszcz parafii w Marburg-Stadtallendorf w Niemczech. Miał zaledwie trzydzieści siedem lat. „Kiedy krótko po informacji o śmierci kolegi modlisz się nieszporami i spotykasz się z żywym Słowem, inaczej brzmią te słowa i bardziej motywują, by być właśnie tak dla siebie nawzajem, jak uczy nas św. Paweł, bo nie znamy dnia ani godziny” – napisał w mediach społecznościowych ks. Michał Laskowski, podobnie jak zmarły duchowny, pracujący w Niemczech.
Ks. Piotra Maśnica pochodził z diecezji tarnowskiej. Jego pogrzeb odbył się 21 sierpnia br. w parafii pw. Wszystkich Świętych w Limanowej-Łososinie Górnej. Przewodniczył mu biskup tarnowski Andrzej Jeż. Relacjonując to wydarzenie serwis limanowa.in odnotował, że pasterz diecezji podczas homilii zwrócił uwagę na trudności, z jakimi mierzą się księża. „Hierarcha podkreślił, że coraz więcej kapłanów w diecezji choruje i umiera w młodym wieku m.in. w związku z napięciami, obciążeniem i samotnością” – można przeczytać na stronie.
Jak podaje limanowski serwis internetowy, odnotowując fakt dostrzegalnego dobrobytu, bp Jeż zauważył, że jesteśmy społeczeństwem, które doznaje kultury samotności, które przeżywa rzeczywiście różnego rodzaju problemy, które nas przerastają. „Tym bardziej w sercu kapłana mieszczą się tysiące ludzkich tragedii, boleści, cierpienia, bo przecież kapłan jest naszym powiernikiem sakramentu pokuty” – stwierdził kaznodzieja. Dodał, że ksiądz wchodzi w najgłębsze tajemnice ludzkiego życia, ludzkiego bólu, cierpienia. „I to wszystko się mu udziela” – podkreślił.
Podzielił się również troską dotyczącą sytuacji duchowieństwa jego diecezji. „Zauważam, że nasza grupa kapłańska – prezbiterat tarnowski, nie tylko był zdziesiątkowany przez pandemię, kiedy w jednym roku zmarło 50 księży, ale widzę jak coraz więcej młodych kapłanów w średnim wieku choruje poważnie i przedwcześnie umiera” – powiedział. Jego zdaniem w dużej części jest to spowodowane ogromnymi napięciami, potężnym obciążeniem, które ksiądz musi nosić na własnych barkach, czasem w wielkiej samotności i dyskrecji. „Dlatego ważne jest, abyśmy widzieli ten wysiłek, dostrzegali go i mieli świadomość, że kapłaństwo jest wejściem w tajemnice Chrystusa, że trzeba przejść przez ból, przez cierpienie” – podsumował bp Jeż.
Słowa tarnowskiego ordynariusza, streszczone przez lokalny serwis internetowy, wywołały poruszenie w niektórych środowiskach. W pewnym sensie wpisują się one w temat zainicjowany przy okazji informacji o urlopie papieża Leona XIV spędzanym w Castel Gandolfo. „Przebywający na dwutygodniowym urlopie w Castel Gandolfo Leon XIV daje dobry przykład innym księżom i biskupom. Odpoczynek, relaks i regeneracja sił są absolutnie niezbędne dla każdego, również dla kapłana, aby mógł lepiej służyć Ludowi Bożemu” – mówił w połowie lipca Radiu Watykańskiemu wiceprzewodniczący Episkopatu Francji bp Benoît Bertrand.
Powołując się na badania sprzed pięciu lat francuski hierarcha powiedział, że współcześni księża są często przeciążeni pracą, a nawet wypaleni. Co prawda z kwerendy wynikało, iż 90 proc. badanych cieszy się dobrym zdrowiem fizycznym, to jednak coraz więcej tamtejszych kapłanów zmaga się z problemem depresji czy tak zwanego wypalenia zawodowego. Takie niepokojące symptomy dotyczą 20 proc. francuskich duchownych.
Jak jest w Polsce? Nie wiadomo. Próżno szukać informacji o jakichś badaniach, podobnych do tych zainicjowanych przez francuski episkopat. Na podstawie prywatnych rozmów z księżmi można dojść do wniosku, że sytuacja zdrowotna sporej części z nich nie jest dobra. W niektórych diecezjach można spotkać wielu duchownych pomiędzy czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia, uskarżających się na rozmaite dolegliwości. Nie należą do rzadkości przypadki, gdy kapłan w sile wieku łyka całe garście pigułek, przepisanych mu przez różnych specjalistów.
Wydaje się czymś oczywistym, że każda kuria ma bieżące dane dotyczące chorych księży. Praktyka nie zawsze to potwierdza. Bywa, że biskup dowiaduje się o poważnych kłopotach zdrowotnych księdza dopiero wtedy, gdy ląduje on na szpitalnym łóżku. Nic nie wiadomo o tym, aby w którejkolwiek z polskich diecezji na bieżąco monitorowano stan psychiczny duchownych. Krążą po kraju niezweryfikowane opinie, mówiące o licznych księżach z objawami depresji. Jak sprawa wygląda naprawdę? Brak danych.
Cytowany wyżej bp Bertrand wskazywał na potrzebę troski o księży ze strony świeckich. Z pewnością jest to słuszny postulat, pytanie jednak, czy wystarczający w sytuacji, gdy liczba księży w Polsce spada. W kwestiach decyzyjnych świeccy nie zastąpią biskupa.


Skomentuj artykuł