Ojciec Pio zachęca, byś nie bał się spowiedzi!
W miniony wtorek obchodziliśmy w Kościele wspomnienie św. ojca Pio. Kapucyna znanego z głębokiego przeżywania Mszy i modlitwy, ze stygmatów i daru bilokacji, choć jego największa „sława” opierała się o konfesjonał. Ludzie stali do niego w długich kolejkach. Często przychodzili ci, którzy nie spowiadali się od lat, a po spotkaniu z kapucynem wracali do domu z odnowionym spojrzeniem, siłą i z nawróceniem, które było rewolucyjne oraz trwałe. Jednocześnie wiele osób odsyłał bez rozgrzeszenia, miał dar czytania w ludzkich sercach, więc nie patyczkował się z tymi, którzy podczas spowiedzi coś ukrywali, czy próbowali go okłamać. Przez swoją surowość w sakramencie spowiedzi do dziś może budzić w nas pewien rodzaj lęku. Gdy pozna się jednak bliżej samego świętego oraz to co i dlaczego robił – ten lęk okazuje się być zupełnie bezpodstawny.
Sakrament spowiedzi nie jest łatwy, nawet dla ludzi wracających regularnie do konfesjonału. Budzi lęk i wstyd, czasem poczucie niedostatecznego przygotowania, czy zbyt małego żalu. Może pojawić się również myśl o niezasługiwaniu na łaskę, czy nieumiejętność nazwania wprost swoich grzechów. Być może dlatego niektórzy stworzyli sobie w głowie nie do końca prawdziwy obraz ojca Pio. On nigdy nie odsyłał z kwitkiem ludzi szczerych, zagubionych. Udzielał im trudnych rad, ale zawsze robił to po to, by dany człowiek mógł wzrastać. Po to, by mógł być bliżej Boga. By miał szansę znaleźć to, czego tak naprawdę szuka.
Ojciec Pio jest dla mnie doskonałym obrazem tego, jakich spowiedników często potrzebujemy. Twardo trzymał się nauczania Kościoła i zawsze był mu bardzo posłuszny. Był szczery, zatroskany (a jakże – inaczej nie siedziałby tyle godzin w konfesjonale!), mówił wprost i tak, by penitent mógł wzrastać. Nigdy nie kierował wzroku na siebie i go na sobie nie zatrzymywał, ale starał się być wsparciem dla tych, którzy tłumnie pojawiali się pod jego konfesjonałem.
Czy może nie jest tak, że właśnie tego najbardziej się boimy? Tego, że ktoś wysoko podniesie nam poprzeczkę, że będzie z nami szczery i bezpośredni? To może boleć, być niekomfortowe. Może zburzyć świat, który z mozołem staramy się co dnia utrzymywać w pionie. Po co więc komu takie rewolucje, walki o dobrą spowiedź? Czy to nie jest już relikt przeszłości?
Mocno doświadczam łaski i siły jaka płynie z sakramentu spowiedzi. Owszem, miewam z nim przeróżne trudności. Jednak zawsze wtedy przypominam sobie, jak czuję się zaraz po rozgrzeszeniu… Przypominam sobie też pewną tańczącą dziewczynkę. Był pierwszy piątek miesiąca. Siedziałam w kościele z synem, który praktykował w tamtym czasie nabożeństwo pierwszopiątkowe. Podeszła do nas znajoma nastolatka i wyszeptała: „ciociu, a do którego księdza Jasiu chodzi? Powiedz mi gdzie ja mam iść, bo tu jest dużo księży, a ja się strasznie boję i wstydzę”. Wskazałam jej konkretny konfesjonał. Poszła, a gdy od niego wracała, widziałam że jest innym dzieckiem niż ta zalękniona nastolatka sprzed kilku minut. Szła do ławki tanecznym krokiem, jakby była w kościele sama. Jakby nic więcej niż szczęście i radość po spowiedzi się nie liczyło. Wracam do tego obrazu, gdy sama mam trudność z pójściem do spowiedzi…
Co biorę dziś od ojca Pio? Wszak to nie jest tak, że on żył, umarł i nie ma już nic do powiedzenia… Modlę się często za jego wstawiennictwem o dobrą spowiedź, prosząc go o pomoc w doborze spowiednika, o dobry rachunek sumienia i o to, bym potrafiła szczerze i wprost nazwać to, co w sobie zobaczę. Przyjęłam też od niego zasadę całkowitej szczerości – jeśli z jakiś powodów miałam problem z pokutą czy rachunkiem sumienia, po prostu mówię o tym spowiednikowi. Mówię też wprost to, co powinno tam paść. Prosto, krótko, ale szczerze i konkretnie. Czy to wystarcza? Tak. Moje doświadczenie pokazuje, że Pan Bóg ogarnie resztę. Nawet jeśli w odpowiedzi usłyszę od spowiednika jedno, dwa zdania – wszak ojciec Pio też długich rad ludziom nie udzielał – to odchodzę od konfesjonału odmieniona. Tak działa łaska. Ludzki wysiłek, choćby nie wiem jak wielki, nie jest w stanie zrobić w życiu tak wiele.
Zaufać Bogu, dać się poprowadzić, pozwolić sobie przeżyć spowiedź na głębszym poziomie. Wierzę, że do tego zachęca nas – również dziś - ojciec Pio. Dlatego jestem wdzięczna, że Kościół przypomina nam o takich świętych – o tych, którzy zaufali Mu do końca. Czy z tego zaproszenia skorzystamy? To już zależy tylko od nas.


Skomentuj artykuł