Dożywotnie funkcje w dzisiejszym świecie uchodzą za przeżytek. Dożywotnio można być ojcem lub dziadkiem, ale nie papieżem społeczności liczącej 1,2 mld osób, zwłaszcza gdy samemu podupada się na zdrowiu. Benedykt XVI wie o tym lepiej od innych.
"W naszej epoce coraz silniejszy jest wpływ sekularyzmu, a z drugiej strony powszechnie odczuwa się potrzebę spotkania z Bogiem. Oby więc nie zabrakło dziś możliwości dawania miejsca intensywnemu słuchaniu Słowa w ciszy i modlitwie" (Benedykt XVI).
Benedykt XVI złożył Kościołowi konkretną propozycję na przeżycie Wielkiego Postu: tuż przed jego początkiem ogłosił swoją abdykację, wraz z jego końcem możemy zaś spodziewać się nowego papieża. Ta propozycja to udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie, które brzmi: Kościele, ile z siebie dajesz, by trwać?
Środa popielcowa przypomina nam o kruchości ludzkiego życia. Dziś jestem, a jutro może mnie nie być. Boimy się śmierci, a jeszcze bardziej boimy się umierania. Święty Łukasz wypowiada w Ewangelii ostre słowa "jeśli się nie nawrócicie, wszyscy zginiecie" (por. Łk 13,1-5). Czy oznacza to, że nawrócenie chroni przed śmiercią i przemijaniem?
10 lutego będzie na pewno dniem, który historia zapamięta jako dzień ogłoszenia rezygnacji przez Benedykta XVI. Na Bliskim Wschodzie data ta będzie mieć dodatkowe znaczenie, bowiem posługę patriarchalną w Damaszku objął Jan X, kolejny patriarcha prawosławny rytu bizantyjskiego.
Benedykt XVI i cały Kościół potrzebują teraz przede wszystkim jednej rzeczy - naszej wspólnej modlitwy.
Benedykt XVI przyznał się do słabości. Mało kto oczekiwałby tego od Papieża, zwłaszcza w kontekście jego odejścia z urzędu. Ojciec Święty tym gestem większość z nas zaskoczył, niektórym być może podciął skrzydła, a nawet stał się powodem specyficznego zgorszenia. Uważam jednak, że ten śmiały krok jest aktem wielkiej pokory i otwartości na Ducha. Ten Papież w swoich wystąpieniach jest precyzyjny, nie pisze zbędnych słów. Z pewnością starannie przygotował to, co chciał powiedzieć. Dwie rzeczy szczególnie mnie zaintrygowały.
Ogłoszoną dziś decyzję Benedykta XVI o jego rychłej abdykacji okrywa zasłona tajemnicy. Znając Ojca Świętego, możemy jednak być pewni, że decyzja ta została "skonsultowana" z Bogiem i głęboko przemyślana.
Niemal natychmiast po ogłoszeniu bezprecedensowej decyzji Benedykta XVI, która moim zdaniem zasługuje na miano heroicznej, pokazującej wielkość Papieża, jego odwagę i miłość do Kościoła, dla którego gotów jest na wszystko, pojawiły się w mediach spekulacje na temat jego następcy.
28 lutego o godz. 20.00 Papież Benedykt XVI stanie się kardynałem Josephem Ratzingerem, emerytowanym Biskupem Rzymu. Zabierze rzeczy osobiste i opuści papieskie, prywatne apartamenty, które zostaną zamknięte i opieczętowane do czasu wyboru nowego papieża.
Marcin Łukasz Makowski
Są takie chwile w historii Kościoła, w których na oczach wiernych rozpoczyna się nowa epoka. Wszystko wskazuje na to, że ustąpienie Benedykta XVI jest jedną z nich.
Dostałem wiadomość na komórkę od znajomej: "Słyszałeś o Papieżu?? Szok!". Pierwsza myśl, jaka przyszła do głowy: Benedykt XVI zmarł nagle. Rezygnacji nie brałem pod uwagę.
Spór o to, ile powinno być Kościoła w państwie, a katechizmu w Sejmie jest jedną z tych płaszczyzn, na której polscy katolicy różnią się diametralnie. Widzimy to jak na dłoni, gdy przy Wiejskiej pojawiają się takie tematy jak: związki partnerskie, in vitro, aborcja, klauzula sumienia dla farmaceutów itp.
Czy w XXI wieku nie ma już proroków, czy też nie ma nikogo, kto by ich promował? Głos podnoszony w imieniu Boga, jeśli nie zmusza do głębokiej refleksji, jest tylko ujadaniem nawiedzonego krzykacza. Potrzeba dziś chrześcijan przemawiających z mocą, a nie z agresją. Potrzeba kogoś, kto zwali nas na kolana.
Nie do dziś wiadomo, że skuteczny temat zastępczy musi wywoływać wielkie emocje. A więc musi dotykać jakiejś sfery wrażliwej w życiu członków danej społeczności. Nie jest też żadnym odkryciem, że jeśli zaplanowana ideologiczna wojenka ma zaangażować jak największą grupę uczestników, musi w niej być odniesienie do kwestii religijnych.
"Ateiści rządzili w Polsce przez dziesiątki lat. Mieli wszystko i co zrobili? Doprowadzili kraj do ruiny, całą Europę - niech teraz siedzą cicho" - to proste zdanie bpa Tadeusza Pieronka obiegło nie tylko prasę katolicką. Ateiści oburzali się, wierzący zaś mówili: wreszcie ktoś powiedział prawdę o komunistycznym ateizmie.
Marcin Łukasz Makowski
To zabawne jak wielu w ostatnim czasie namnożyło się nam nauczycieli chrześcijaństwa. Raptem kilka dni temu Tomasz Lis z okładki "Newsweeka" rzucił wyzwanie; "Polsko, jeśli wybierzesz Annę Grodzką na wicemarszałka, zdasz test tolerancji!". Wystarczyło otworzyć pierwszą stronę i doczytać felieton redaktora do końca, aby stało się jasne, do kogo w rzeczywistości skierowane są te słowa. Otóż, jeśli przykazanie "miłuj bliźniego swego jak siebie samego" cokolwiek dla katolików znaczy, w imię szacunku dla odmienności powinni oni poprzeć kandydaturę Anny Grodzkiej - stwierdził Lis.
Niezawodna jest metoda obserwacji uczestniczącej: wyobraź sobie, że jesteś z innej planety i masz wziąć udział w Mszy w kościele w Polsce. Oj, nie będzie tu już czego zrzucać na księdza…
W zeszłym tygodniu byłem na przedpremierowym pokazie filmu fabularnego "Raj: wiara" Ulricha Seidla. To druga część filmowej trylogii o tym, co we współczesnym świecie zostało z trzech cnót chrześcijańskich. I o tym, jakie obrazy wiary ukazywane są przez dzisiejszą kulturę.
Warto zauważyć, że w Polsce działa 61 męskich zgromadzeń zakonnych, w których żyje 12 852 zakonników, księży i braci zakonnych. Sióstr zakonnych mamy w Polsce 25 137 w 151 żeńskich instytutach. Wieczorem, włączając telewizor miałem nadzieję, że w Wiadomościach tzw. telewizji publicznej naszego katolickiego kraju usłyszę coś na temat wczorajszej uroczystości, jakąś wiadomość o ludziach, którzy pracują nie tylko dla dobra Kościoła, ale na różny sposób służą Polakom, zwłaszcza tym najbardziej potrzebującym, opuszczonym, zaniedbanym także przez nasze państwo.
{{ article.description }}