Parafialne rekolekcje. Może w tym roku dasz im szansę?

Parafialne rekolekcje. Może w tym roku dasz im szansę?
Fot. Natalya Ukolova / Unsplash

Dlaczego parafialne rekolekcje adwentowe już na wejściu wzbudzają we mnie mizerną ekscytację? Bo by wziąć w nich udział, muszę pokonać kilka mentalnych barier. Nie przejąć się tym, że kompletnie nie znam prowadzącego, nie dać się zniechęcić tematowi rekolekcji, zgodzić się na dodatkowy punkt dnia w napchanym obowiązkami codziennymi kalendarzu. Parafialne rekolekcje to dużo osobistego trudu i wysiłku - ale przynoszą coś, czego nie dają mi nawet najbardziej inspirujące konferencje wysłuchane w onlajnach ani piękne momenty duchowych uniesień podczas wyjazdowych rekolekcji w ciszy. 

Rozmawiam z opiekunem duchowym naszej wspólnoty. Dzielę się z nim frustracjami i zmęczeniem, które ostatnio mocno ciągną mnie w dół i konstatuję, że muszę poszukać jakichś sensownych rekolekcji dla siebie, bo te wyjazdowe, na których do tej pory ładowałam baterie, niestety już nie są organizowane. Ojciec słucha uważnie i lekko się uśmiecha. No tak. W naszej parafii jutro startują rekolekcje, a ja tu mu się rozwodzę, że potrzebuję znaleźć coś dla siebie... Jakie to typowe: "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma".

Po powrocie do domu ta myśl nie dawała mi spokoju. Dlaczego parafialne rekolekcje na wejściu wzbudzają we mnie ekscytację na miarę wieści o pojawieniu się nowej wersji okładki w szóstym wydaniu Biblii Pierwszego Kościoła i czemu z zasady w ogóle nie biorę ich pod uwagę w moich adwentowych planach, tylko wybieram jakieś wyjazdowe? Pierwsza - smutna - myśl była oczywista: kompletnie nie znam prowadzącego i to jest pierwsza mentalna bariera, którą muszę pokonać. Bo bywa i tak, że rekolekcjonista jest nawet wcześniej w jakiś sposób przybliżany parafianom, ale te kilka słów księdza proboszcza, zamiast zachęcić, buduje w człowieku zniechęcające pre-założenia. "Uuuu, profesor - będzie długo i rozwlekle". "Eeee, misjonarz, co on wie o moim życiu, tu, w Polsce". "Phi, liturgista, na pewno będzie się czepiał szczegółów". Mieszkamy w dużym mieście i akurat na bogactwo oferty rekolekcyjnej nie mogę tu narzekać. Jest z czego wybierać. Z tym, że ciągle łapię się na tym, że w efekcie wybierasz tylko tych, których znasz i którzy "gwarantują" ci, że usłyszysz dokładnie to, czego się spodziewasz. Niezbyt ożywcza perspektywa.

Drugi problem, który muszę każdorazowo pokonać, to nie dać się zniechęcić tematowi rekolekcji. Jakiś temat, wokół którego refleksje będą krążyć, musi być podany, wiadomo. Z tym, że zbyt szczegółowy zawęża krąg chętnych, a zbyt szeroki nie trafia do nikogo. Można nawet zaryzykować tezę, że podawany do publicznej wiadomości temat rekolekcji działa jak typowy "hook" w social mediach. I choć nie jestem przedstawicielem Gen Z ani żadnego z tych kolejnych, które wychowane w erze smartfonów dość szybko (ponoć już po 3 sek.) klikają w głowie mentalne "dalej", to sama widzę po sobie, że często już z góry zakładam, że jakiś temat mnie w ogóle nie dotyka i szukam dalej.

No i jest jeszcze trzecia rzecz, bardzo prozaiczna - rekolekcje parafialne traktuję na ogół jako dodatkowy punkt w napchanym obowiązkami codziennymi kalendarzu. To też potrafi być skutecznie zniechęcająca bariera - bo małe dzieci, bo duże dzieci, bo godzina nauk jakaś nieżyciowa, bo mnóstwo pracy, bo zimno, bo pies chory, a w Afryce głodują dzieci. Wymówek potrafię naprodukować w ciągu minuty więcej niż  czas, który zajmie ich wypowiedzenie na głos. I widzę, że osobiście dla mnie najtrudniejsza jest właśnie ta trzecia bariera. Bo na pozostałe dwie skutecznie pomaga... niedziela.

Niedziela to taki dzień rekolekcyjny, w którym na ogół każdy jednak ma szansę przekonać się na własne oczy i uszy, jaki ten nowy rekolekcjonista rzeczywiście jest. To jest być albo nie być mojej obecności w kolejnych dniach rekolekcji. I bywało, rzeczywiście, bywało tak, że jakiś rekolektant w naprawdę porywający serce sposób wokół lakonicznie zaprezentowanego tematu potrafił poprowadzić naukę tak, że widziałam wyraźnie, jak ona jest mi tu i teraz potrzebna. I to było coś, co mnie skutecznie na drugi dzień do danego kościoła przyciągało. Ale po niedzieli przychodzi poniedziałek, a z nim bieg, harmider, obowiązki, trudności - nic, co by pomagało w pielęgnowaniu w sobie kontemplacyjnego ducha i jeżeli nauka rekolekcyjna zaplanowana jest na 16:00, co oznacza, że musiałabym się zwolnić z pracy, by na nią zdążyć, to z góry wiadomo, że sobie ją odpuszczę.

Ale właściwie dlaczego? - pytałam w ten weekend samą siebie. Dlaczego nie spróbować, dlaczego nie dać szansy parafialnym rekolekcjom? Co z tego, że mam zaplanowane inne. Takie, które pomogą mi się odciąć od mojej codzienności na trzy dni i rzeczywiście skupić tylko i wyłącznie na Panu Bogu. Na adwentowe czy wielkopostne rekolekcje mogę przecież spojrzeć zupełnie inaczej. Nie jako na dodatek do moich codziennych obowiązków, ale jako na świętą przestrzeń, która łaską sakramentów przez te kilka dni będzie przenikać jeszcze wyraźniej mój dzień i noc. Trochę jak Triduum, które przecież jest jedną, wielką, niekończącą się liturgią.

Siedziałam w domu w sobotę, podglądając dzieci skwapliwie ogarniające nasz adwentowy kalendarz. Patrzyłam na rodzinny planer, gdzie zarezerwowałam czas na moje pogłębiające chwile z Panem Bogiem i na spowiedź, ale przed oczami przelatywały mi te rekolekcje parafialne, w których z niemałym wysiłkiem uczestniczyłam w poprzednich latach. Zaskoczyła mnie ta retrospekcja. Widziałam w niej, rzeczywiście, dużo osobistego trudu i wysiłku, ale też coś, czego nie dały mi nawet najbardziej inspirujące konferencje wysłuchane w onlajnach ani piękne momenty duchowych uniesień podczas wyjazdowych rekolekcji w ciszy. Co? Wspólnotę. Wspólnotę ludzi nie-obcych i "dziwnie-bliskich", z którymi mogliśmy współdzielić chwile rekolekcji, uciekać potem do tak różnych światów naszych zawodowych i stanowych obowiązków, a następnego dnia spotykać się znów w tym samym miejscu u Jego stóp.

To fascynujące, jak wymowna potrafi być obecność - to, że w ostatniej ławce przy filarze zawsze siedzi sąsiad spod jedynki. A w pierwszej ta znajoma rodzina z bloku naprzeciwko, w której pani domu wygląda jak bizneswoman z okładki Forbesa i zawsze mnie wzrusza jej widok w kaplicy adoracji, gdy na siebie przypadkiem wpadamy. I pani Stenia, znająca się na wszystkim i na każdym. Ba, nawet ćwiczący w pokorze wszystkich organistów pan Kaziu, który kocha się modlić śpiewem, choć niestety zdecydowanie muzykalności mu brakuje, w tej mojej retrospekcji okazał się ważny. Patrzyłam na te zaskakujące twarze ludzi, których właściwie nie znam i tylko od czasu do czasu spotykam się z nimi w Kościele i przypominałam sobie, jak wiele do myślenia dawała mi ich obecność na rekolekcjach i jak zaskakująco bliscy stawaliśmy się w momencie, gdy ramię w ramię klękaliśmy do komunii. Doświadczenie całym ciałem i wszystkimi zmysłami sakramentalnej Obecności było czymś, co potem przynosiło maleńkie owoce uśmiechu, serdeczności, łagodności w naszym najbliższym sąsiedztwie. Te parafialne rekolekcje oddziaływały zatem całościowo i długofalowo. Może więc warto dać im szansę i spróbować rekolekcje przeżyć wśród ludzi, którzy są nam życiowo, z racji zamieszkania - najbliżsi? Niewiele można stracić, a zyskać - ogromnie dużo. Rekolekcje to przecież zawsze czas specjalnej łaski - nawet jeśli nie potrafimy jej dostrzec na pierwszy rzut oka. Dajmy się zaskoczyć. Ja spróbuję!

DEON.PL POLECA



DEON.PL POLECA


Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Robert J. Woźniak

Co to znaczy, że Bóg jest Obecnością?
Czy można podzielić się doświadczeniem Jego bliskości z innymi?
Czy wspólnota Kościoła jest przestrzenią, w której możemy realnie doświadczyć Chrystusa?

Bóg jest wszechobecny. Wierzymy w to,...

Skomentuj artykuł

Parafialne rekolekcje. Może w tym roku dasz im szansę?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.