Rosyjski atak dronów. Jako społeczeństwo ponieśliśmy dezinformacyjną klęskę
Niemal natychmiast po nocnym ataku rosyjskich dronów w mediach społecznościowych ruszyła wielka akcja dezinformacji. Technologie sztucznej inteligencji i rządzące nią algorytmy wypchnęły w przestrzeń publiczną przekaz: „to nie Rosjanie, to Ukraińcy”. I tu ponieśliśmy klęskę.
„Kto kontroluje dostęp do informacji, ten ustala warunki, w jakich kształtuje się opinia publiczna” – m.in. takie stwierdzenie znalazło się w oświadczeniu, które we wtorek 9 września opublikowała na swoich stronach internetowych niemiecka Konferencja Episkopatu. Jego autorem jest kard. Reinhard Marx, arcybiskup Monachium i Fryzyngi oraz przewodniczący Komisji ds. Mediów niemieckiej konferencji biskupów. W oświadczeniu wydanym z okazji Dnia Środków Społecznego Przekazu (Kościół w Niemczech obchodzi go 14 września) purpurat podkreślił, że „jeśli algorytm decyduje, do kogo trafiają jakie wiadomości, nie ma mowy o wolnej opinii publicznej, ale o przefiltrowanej rzeczywistości”. „Demokracja opiera się na tym, że ludzie mogą spotykać się na tej samej podstawie faktów, a różnice są negocjowane w niezakłóconej przestrzeni publicznej” – podkreśla kardynał.
W nocy z wtorku na środę (z 9 na 10 września) kilka rosyjskich dronów wtargnęło nad terytorium Polski. Niektóre zostały zestrzelone przez myśliwce, inne spadły, bo skończyło im się paliwo. Szczątki jednego z dronów uszkodziły dom i auto na Lubelszczyźnie. Inny dron doleciał do Nowego Miasta nad Pilicą (80 km od Warszawy, tyle samo od Piotrkowa Trybunalskiego, ok. 100 km od Kielc). Jeszcze inny został odnaleziony w okolicach Łodzi. Na baczność zostało postawione wojsko. Na baczność stanęły niemal wszystkie państwa należące do Paktu północnoatlantyckiego.
Niemal natychmiast po tym ataku w mediach społecznościowych ruszyła wielka akcja dezinformacji. Technologie sztucznej inteligencji i rządzące nią algorytmy wypchnęły w przestrzeń publiczną przekaz: „to nie Rosjanie, to Ukraińcy”. I tu ponieśliśmy klęskę. Systemy zaprogramowane przez ludzi podzieliły społeczeństwo, wywołały oburzenie i prowadzą do zaburzeń porządku demokratycznego. Wyniki analiz wrogiej ofensywy informacyjnej są porażające. Ofiarami prowadzonej z wyrafinowaną premedytacją kremlowskiej akcji dezinformacyjnej padła połowa Polaków. Bo tylu ludzi w Polsce (pomijam chronicznych putinowskich agentów wpływu) dało się przekonać, że akcja jest właśnie prowokacją ze strony Ukraińców.
„Kto kontroluje dostęp do informacji, ten ustala warunki, w jakich kształtuje się opinia publiczna” – raz jeszcze przywołam słowa kard. Marxa. Nie można mu bowiem odmówić racji. Nasze opinie, nasze poglądy, nasze myślenie kształtuje i kontroluje niewielu. Parę tygodni temu przez Polskę przetoczyła się debata dotycząca koncentracji mediów, w których jakiś udział ma Konferencja Episkopatu Polski. Połączenie KAI, portalu Opoka oraz Biura Prasowego KEP ma – jak twierdzą lansujący to rozwiązanie – doprowadzić do jednolitego i spójnego przekazu. Trudno nie widzieć w takim działaniu pewnej koncentracji w skali mikro – bo też trudno KEP porównywać do gigantów medialnych – która ma kształtować myślenie polskich katolików. Przesadzam oczywiście wskazując na dezinformację, którą realizuje Rosja i koncentrację, do której zmierza KEP. Niemniej, choć skala nie jest porównywalna – idzie w gruncie rzeczy o to samo.
Remedium na to jest oczywiście pluralizm. Możliwość prowadzenia otwartej, a przede wszystkim wolnej od nacisków debaty publicznej. Dziś potrzebujemy takiej debaty właśnie o sztucznej inteligencji, mediach społecznościowych, o mediach w ogóle. Papież Franciszek ostrzegał nas dziennikarzy przed pokusą „dostarczania wyłącznie tego, co wywołuje największe poruszenie”. Wołał byśmy dawali „przestrzeń dla tego, co irytuje, co stanowi wyzwanie, co skłania do refleksji”. Dziś w Polsce toczy się debata na temat edukacji zdrowotnej, przedmiotu wprowadzonego od tego roku do szkół. Debata ta toczy się w zderzeniu z katechezą, którą się z tych szkół powoli wyprowadza. Dysputa ważna. I w niej też daje się zauważyć, że ten „kto kontroluje dostęp do informacji, ten ustala warunki, w jakich kształtuje się opinia publiczna”. Miejsca na refleksję brak. Czy kiedyś się znajdzie?


Skomentuj artykuł