A. Bałchan: Zaufam Mu, albo zeświruję [WYWIAD]

A. Bałchan: Zaufam Mu, albo zeświruję [WYWIAD]
(fot. Michał Lewandowski)
Anna Bałchan/ Edyta Drozdowska

Przychodzi do mnie trzecioklasistka, prosząc o pomoc dla swojej mamy. Dziewczynka ma skręconą przez ojca rękę, bo wkurzył się, jak grała na skrzypcach. Powiedział, że "rzępoli".


Wstajemy z kanapy to nasz nowy projekt, który jest odpowiedzią na wezwanie, jakie papież Franciszek skierował do nas wszystkich w trakcie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Będziemy cyklicznie pokazywać ludzi, miejsca, wspólnoty, fundacje i organizacje charytatywne, które w przeróżny sposób pomagają wykluczonym. Będziemy pisać o przestrzeniach, w których każdy z nas będzie mógł się konkretnie zaangażować w dzieło miłosierdzia.


Edyta Drozdowska: Mówią: "Siostra od prostytutek".

DEON.PL POLECA

Anna Bałchan: Pudło. Nie prowadzę agencji towarzyskiej, poza tym coś jest nie tak z tym określeniem.

Zbyt wartościujące?

Jezus nie odrzucał prostytutek, złodziei i celników. On nie dzielił ludzi, nie klasyfikował. Przecież każdy człowiek ma imię - obojętnie, czy to już ktoś, kto uwierzył w Ewangelię, czy ktoś, kto cierpi z powodu grzechu albo jakiegoś zranienia.

A to określenie tak, jak powiedziałaś, wartościuje, z automatu stawia niżej na podium. Wiem, że jest medialne i że się przyjęło. Bo jest takie "wow" i takie chodliwe. Ja nie chcę się wykręcać, obyśmy tylko nie zapomnieli, że kobieta nie jest grzechem. Jak któraś przychodzi i mówi: "Chcę żyć inaczej", to ja się tym cieszę, bo wtedy życie staje się ewangelią o synu marnotrawnym. Wiem, bo pracowałam osiem lat na ulicy jako street-workerka.

Street-worker ma pracę-wyzwanie.

Powiem szczerze, że może dwie osoby poprosiły o pomoc i to jeszcze nie dla siebie, tylko dla jakiegoś tam swojego Johny’ego. Bo kobiety często myślą, że one nie mają wartości.

Dlatego proszą o wsparcie na przykład dla męża zamiast dla siebie?

Mąż to jest w ogóle jakaś abstrakcja. Zwykle to są bardzo trudne historie z serii tych o współczesnym rodzaju niewolnictwa. Jednym z jego rodzajów jest przywiązanie emocjonalne, współuzależnienie. Dzieje się to zwłaszcza w relacjach mężczyzna - kobieta. Relacja patologiczna albo toksyczna zamienia się w relację kat - ofiara, a przywiązanie do oprawcy szokuje. Ofiara często czuje się od niego uzależniona, bo pragnie miłości za wszelką cenę. Mimo alkoholu, przemocy, narkotyków i cierpienia dzieci.

Bo zwykle zamieszane w ich totalnie trudne i patologiczne historie są dzieci. Pamiętam sytuację, kiedy przyszła do mnie piękna trzecioklasistka, której rodzice są wykształceni, prosząc o pomoc dla swojej mamy. Dziewczynka miała skręconą przez ojca rękę, bo wkurzył się, jak grała na skrzypcach. Powiedział, że "rzępoli". Wiele razy dochodziło do takiej przemocy.

Straszne. I jest więcej takich historii…

Jest ich mnóstwo.

Jak sobie radzić z tym ogromem cierpienia?

Cierpienia i poniżenia. Czasem zastanawiam się, jak te kobiety to robią, że jeszcze żyją. Na przykład kobieta, która była przywiązywana do kaloryfera jako dziecko, by ludzie nie mówili, że "wałęsa się bez opieki". Jak protestowała albo za bardzo się ruszała, to była bita, dlatego potem, w dorosłym życiu, wchodziła w związki przemocowe. Jeden jej facet się zapił, inny zaćpał. W związkach znów była bita, potem wylądowała na ulicy, następnie zachorowała na nowotwór…

Trudno uwierzyć, że jedna osoba może tak dużo znieść.

Albo jeszcze więcej! Pamiętam kobietę, która po pierwszym spotkaniu powiedziała mi: "Z dziewicą nie będę gadać". Wiedziałam, że mam mało urody, ale że aż tak? No i najpierw przyszła prosić o pomoc, a na widok zakonnicy zwiała. A doświadczała masakrycznych problemów.

Wróciła?

Znalazłam ją przez syna, który miał wszystkie możliwe wady wymowy. Chcieliśmy nauczyć go mówić, ona bała się, że jak będziemy mu pomagać, to MOPS odbierze jej prawa rodzicielskie. No i tak się bujaliśmy - uciekała, wracała. Potem ten chłopczyk został zamordowany przez jej konkubenta - miał odbitą wątrobę, nerki, nie mam słów. Facet go zatłukł za to, że płakał za mamą.

A ona poszła do więzienia za długi komunikacyjne (jeździła bez biletów), na pogrzeb ją wypuścili. W kościele był ksiądz, jej ojciec, siostra i ja. Ona ciągle powtarzała, że ma dla swojego syna buty, które musi mu koniecznie założyć. Urzędnicy pochowali chłopca na cmentarzu i jego mama nie miała okazji się pożegnać. To było fatalne. Potem ciągle piła, a po roku spotkałam ją trzeźwiuteńką.

Powiedziała, że jak spała totalnie pijana, to zobaczyła syna we śnie, który powiedział: "Mamusiu, nie pij więcej". To jej dało pokój i impuls do zmiany. Nie wiem, co z nią teraz.

Wyobrażam sobie, że codziennie czuje Siostra dużo bezsilności.

Sprawa jest taka, że doświadczanie bezsilności jest moją siostrą. Oddaję tę bezsilność Bogu, jak coś mnie po ludzku przerasta, to powierzam siebie i każdy dramat Jemu. Prawdziwe bycie z człowiekiem jest trudne. Mam świadomość, że Bóg mnie posyła. Pytam Go codziennie: "Co ja mam robić?".

Podpowiada?

Codziennie. Kłócę się z Bogiem i wiem, że mam dwie opcje - albo Mu zawierzę, albo zeświruję. Kiedy idę ciemną doliną, kiedy nie mam pojęcia, co spotkam za rogiem, wierzę, że On jest tym, który to wszystko trzyma.

Są tacy, dla których kłótnie z Bogiem to coś nie do pomyślenia.

No umówmy się, istnieje potęga zła i za dobre rzeczy często płaci się cenę. Kłócę się z Nim, mówię do Niego, że to są Jego dzieci i Jego sprawy i proszę, żeby był tak miły i się Nimi łaskawie zajął. A ja próbuję patrzyć z miłością.

Jak się patrzy z miłością?

Normalnie! Jeśli ty sama czujesz się kochana, jeśli doświadczasz Boga, przyjaźni i miłości ludzkiej, to wiesz, co to znaczy miłosne spojrzenie. Czyli… wiesz, że Jezus Cię kocha, ale w relacji z człowiekiem doświadczasz Jego miłości. Dodatkowo wiesz, że Bóg potrafi kochać mocniej, że patrzy na Ciebie miliardy razy piękniej niż człowiek.

Skoro dzięki relacji z facetem albo spotkaniu z przyjaciółką czujesz się piękna i masz siłę na mnóstwo fajnych rzeczy dla siebie i dla świata, to wyobraź sobie, jak patrzy na Ciebie Bóg. No i powstaje efekt domino - potrafisz tak patrzeć na innych ludzi.

Co poza tym "miłosnym spojrzeniem" pomaga kobietom, które do was przychodzą?

Na pewno nie jest  tak, że radzę: "Zrobisz kwiat lotosu i wszystko ci przejdzie" albo powiedz sobie: "Stara, zapomnij, teraz będzie super" i od razu jest super.

Terapia daje zobaczenie, a czasem zrozumienie pewnych rzeczy, natomiast moc Boga daje uzdrowienie. Nie chodzi o Red Bulla, tylko o moc, która uzdrawia.

Dlatego stowarzyszenie nazywa się "Po MOC"?

To jest długa historia.

Posłucham.

Do rana byśmy gadały. To wszystko to jest przygoda. Pan Bóg wymyśla dla mnie takie fantastyczne rzeczy i mówi: "W to mi graj!". Uczyłam się od siostry Chmielewskiej, która wrzucała mnie na głęboką wodę - na przykład całkiem sama, bez przygotowania i doświadczenia, pojechałam do Rumunii zawieźć mąkę i ubrania potrzebującym. Byłam też we Włoszech, w różnych ośrodkach podglądać, jak tam pomagają.

Potem w Polsce z siostrami startowałyśmy od zera. Chodziłyśmy po McDonald’sach, rozmawiałyśmy z kobietami na ulicy. Wyobraź sobie środek nocy i mnie zamawiającą colę. Ludzie sobie myśleli - sfrustrowana albo przebrana. Umawiałam się z kobietami, a one robiły mnie w konia.

Chciała Siostra rzucić to wszystko?

O, pewnie! Czasem myślę, że jakbym tak prasła wszystko… No, każdy czasem chce "wsiąść do pociągu byle jakiego". I wtedy, kiedy sobie pełzasz, jesteś przywalona czymś totalnie, oddajesz Bogu swoje 100 procent, a On je przemienia i przytula. A po drugiej stronie zobaczymy, jak dużo On dla nas robił… No, a ja upadam, wstaję, upadam... Jak każdy. Jest fajnie, a potem gleba. I zaczynasz od początku, normalka.

Tylko trochę boli.

No to pomasujesz i do przodu. Ważne jest to wstawanie. Bóg nie będzie kiedyś patrzył, ile ty złego zrobiłaś, tylko ile powstało dzięki tobie miłości. Super jest to, że moje cierpienie ma sens, moja bezsilność ma sens, moja przyjaźń i miłość mają sens i moja śmierć ma sens - tylko z Chrystusem. Nie ma Jego, nie ma sensu.

Używa Siostra określeń "rodzina przemocowa", "związki przemocowe" - co one dokładnie znaczą?

Kobieta, która jako dziecko była bita, patrzyła na pijanych rodziców, musiała zajmować się domem i młodszym rodzeństwem, często uważa, że takie życie to norma. Nawet jak świadomie nie przyznaje się do tego, to podświadomie czuje, że nie zasługuje na nic lepszego.

Ma zakodowane, że przemoc jest OK, że picie wódki jest OK, że facet, który nie pije, nie jest prawdziwym mężczyzną i tak dalej. Takim kobietom próbujemy pomóc.

Jak pomagacie? Przychodzi do was kobieta, zaczyna mieszkać w ośrodku, korzysta z terapii, ze wsparcia materialnego…

Trzeba wstać rano, trzeba się umyć, trzeba się ubrać, a potem kilka godzin popracować. Osoby, które do nas trafiają, często nie są chętne do pracy, bo brakuje im siły i motywacji. Mają depresję, biorą psychotropy…

Macie sposoby na tę niechęć? 

Zaczynamy od małych i prostych rzeczy, na przykład od sprzątania. Uczymy dobrze pracować, ponieważ jeśli taka kobieta dostanie pracę, to nie może "odwalić wiochy". Ona sama musi mieć poczucie dobrze wykonanej pracy, by nie zbierać potem "hejtu" pracodawcy. Wiadomo, że każdy chce mieć dobrego pracownika.

Jeśli małe rzeczy robisz dobrze, z większymi też dasz radę. Można u nas niczego nie umieć i wszystkiego się nauczyć. Sprawdzamy, kto i do czego ma smykałkę. Na przykład uczymy się gotowania i mamy zasadę - co zepsujemy, to zjemy. Jak coś nie wyjdzie, to nic się nie dzieje, ważne jest próbowanie. Ostatnio mnie nie wyszły kluski. I co? Zjadłyśmy! Jedna pani nie mogła uwierzyć, że tak można.

Bo zobaczyła, że coś może się nie udać i świat się przez to nie skończy?

Też. Dla jednej z pań kosmosem było, że może zrobić coś dla siebie, że ma jakąś wartość, że może na przykład o siebie zadbać i pójść do lekarza. Ale możemy się pochwalić tym, że na przykład ostatnio wprowadziłyśmy dwadzieścia dwie kobiety na rynek pracy. Realizowałyśmy projekt aktywizujący i z dużej grupy, tylko trzy osoby nie podjęły pracy (dwie z chorobą alkoholową, jedna chora na schizofrenię i nie chciała podjąć leczenia).

Co dajecie tym kobietom, że w nich samych albo w ich życiu coś zaczyna zmieniać się na lepsze?

Zasady, według których trzeba żyć - zabrzmi to śmiesznie, ale okazuje się, że poranna obowiązkowość w kwestii ścielenia łóżka pomaga. Poza tym dajemy życzliwość i wiarę, że mogą lepiej żyć, że zasługują na szczęście. Pomagamy im odkryć, a potem uwierzyć, że są piękne i dobre.

Wyobraź sobie, że przychodzi do nas taka pani Krysia, która pracowała przez całe życie w jednym miejscu i nagle bach, rozwiązanie zakładu. A ona jest po czterdziestce i zna się tylko na sprawach księgowych, ale w bardzo wąskiej działce i nie ma uprawnień by prowadzić samodzielną księgowość..

Pomagacie wtedy tej pani uwierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone?

Dzięki programom unijnym mogłyśmy tej i innym paniom dać taki full service - szkolenia, stylistkę, fryzjera, informacje, kursy: z księgowości, obsługi kasy fiskalnej, florystyczny, opieki nad starszymi  i tak dalej…

Fajne są też te metamorfozy wizualne, sama jestem zachwycona. Zakonnica to zakonnica, ale baba! Robiłam foty i cieszyłam się razem z nimi. Panie z tego programu do dzisiaj do mnie dzwonią, chcą się spotkać, upiec ciasto, pogadać.

Radzą sobie.

Wiele się zmieniło w ich życiu, a codzienność niesie swoje troski, dynamika życia jest bogata, więc norma.

Co dzisiaj jest dla Siostry kluczowe?

Zawsze to samo. Żeby wiary nie stracić. Bo to, co robimy, nie ma znaczenia, tak samo jak małżeństwo samo w sobie nie jest celem. To są tylko narzędzia. Chodzi o to, żeby Bóg mógł działać, żebyś mogła Go doświadczać i żeby ludzie spotykali Go dzięki tobie.

Poza tym staram się grać va banque. Dziękuję Mu za dziś, że żyjemy, że robimy fajne rzeczy. Z siostrą, z którą mieszkam, postanowiłyśmy, że ten rok poświęcamy uwielbieniu Boga i dziękowaniu.

Podobno wdzięczność to niezawodny sposób na zwiększanie poziomu szczęścia we krwi.

Wdzięczność pomaga nie skupiać się na trudnościach. A On robi rzeczy niemożliwe po swojemu. Ktoś zaczął kochać, ktoś inny ufać ludziom, jeszcze ktoś nauczył się stawiać granice. Cuda dzieją się tu i teraz. My lubimy narzekać i marudzić, za często szukamy dziury w całym, dlatego ciągle przypominam sobie Jego dzieła. Chcę trwać w uwielbieniu.

Jak kogoś poruszy to, o czym Siostra mówi, to jak może dołączyć?

Dla nas priorytetem jest zebranie funduszy na budowę Centrum Św. Józefa. Więcej informacji można znaleźć na budujemycosdobrego.pl Obecnie zbieramy na kolejny etap budowy, czyli ocieplenie za jedyne 300 000 zł. Ups..

Co jest celem tego centrum i komu dzięki jego powstaniu pomożecie?

To miejsce, w którym oprócz opieki nad dziećmi w wieku od roku do sześciu lat, będzie centrum rozwoju relacji i więzi. Projekt skierowany do wszystkich, dla których praca nad tymi umiejętnościami jest ważna. To znaczy do tych wcześniej urodzonych czyli dziadków, jak i tych, którzy myślą o byciu rodzicami. Także dla obecnych rodziców i nie tylko rodziców, bo zawsze jesteśmy w jakiś relacjach międzyludzkich. Ja sama wciąż się uczę, jak mądrze towarzyszyć, po prostu jak kochać.

*

Siostra Anna Bałchan jest terapeutką i certyfikowanym trenerem "Dialogu Motywującego". Tryska dobrym humorem, a jej żarty i charyzma sprawiają, że nawet ci najbardziej "odporni na miłość", chcą z nią rozmawiać, pracować i zmieniać swoje życia a lepsze.

Mówią o niej "zakonnica od prostytutek", bo prowadzi Stowarzyszenie "Po MOC", które pomaga kobietom i dzieciom w kryzysowej sytuacji - zagrożonym lub dotkniętym przemocą, ofiarom współczesnych form niewolnictwa oraz ich rodzinom. Stowarzyszenie "Po MOC" jest jedną z nielicznych organizacji pozarządowych w Polsce, które zajmują się m.in. przeciwdziałaniem handlowi ludźmi. Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.

z wykształcenia polonistka i pedagog, z pasji dziennikarka i trenerka. Ma w sercu jedność chrześcijan. Lubi życie w rytmie "magis", czyli dawanie z siebie więcej niż trzeba

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

A. Bałchan: Zaufam Mu, albo zeświruję [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.