Piszę o tych świątyniach, mając nadzieję, że zainspiruję was do ich odwiedzenia lub szukania własnych miejsc, w których przeżywanie wiary będzie intensywniejsze, a relacja z Bogiem – bardziej osobista.
Kościół jako świątynia to szczególne miejsce w życiu człowieka. W kościele rodzi się i rozwija najbardziej intymna relacja człowieka z Bogiem, a także ze świętymi, w których pomoc wierzymy. I chociaż Bóg jest wszędzie i można modlić się do Niego w każdym miejscu i czasie, człowiek potrzebuje odrębnej przestrzeni, w której – w spokoju i ciszy – będzie mógł wejść w relację ze Stwórcą.
W moim życiu jest kilka kościołów, w których modlitwa i skupienie przychodzą łatwiej. Nie chodzi o to, że te świątynie uważam pod jakimś względem za lepsze od innych – Bóg w każdym kościele jest obecny tak samo, a Eucharystia odprawiona w katedrze na Wawelu jest tą samą Ofiarą, którą sprawuje misjonarz na Alasce. Mimo to moja ludzka natura „wybrała” cztery kościoły, w których „czuje się” szczególnie dobrze. Oto one:
Klasztor na Jasnej Górze
Pisząc o ważnych dla mnie kościołach, muszę zacząć od jasnogórskiego klasztoru. Trudno mi znaleźć drugie miejsce, które nie jest moim domem, a w którym – bez względu na okoliczności i sytuację, w jakiej się znajduję – czuję się jak w domu. Jasna Góra to cel wielu moich pielgrzymek – tych pieszych, wakacyjnych, jak również związanych z ważnymi momentami w życiu. Najbardziej wyjątkową z nich było samotne przejście z Krakowa do Częstochowy (wyruszyłem w drogę niemal spontanicznie w majowy wieczór). Obecnie na Jasnej Górze staram się być przynajmniej raz na trzy miesiące. I zawsze kiedy tam wracam, jestem u siebie.
Najważniejszym dla mnie miejscem na Jasnej Górze jest kaplica cudownego obrazu – wyjątkowej ikony, która może liczyć nawet kilkanaście wieków. Jasnogórski obraz to hodegetria – najstarsze i najbardziej rozpowszechnione ze znanych przedstawień Maryi, która trzyma na rękach małego Jezusa. Gdy patrzę na ten obraz, uderza mnie wzrok Maryi i Jej prawa dłoń wskazująca na Jezusa. Zupełnie jakby Maryja chciała zaprosić mnie do relacji ze swoim Synem. To bardzo intymne i osobiste doświadczenie.
Codziennie o godzinie 21.00 w kaplicy cudownego obrazu ma miejsce Apel Jasnogórski, jedyna w swoim rodzaju modlitwa, która na czterdzieści minut jednoczy ludzi nie tylko z Polski, ale i z całego świata. To wyjątkowy moment, w którym liczy się tylko relacja z Jezusem i Jego – a także naszą – Matką.
Jasna Góra jest ważna nie tylko dla mnie. Doświadczam tego za każdym razem, gdy informuję znajomych o zamiarze odwiedzenia tego miejsca. W ciągu kilku minut dostaję dziesiątki wiadomości z intencjami; muszę przyznać, że jest coś niezwykłego w zanoszeniu ich przed częstochowską ikonę. Bardzo lubię to robić.
Sanktuarium w Łagiewnikach
To kolejne ważne dla mnie miejsce; najbardziej uderzające jest w nim silne zaakcentowanie Bożego miłosierdzia. Chociaż Sanktuarium w Łagiewnikach jest stosunkowo młodą świątynią, przebywając w niej – podobnie jak na Jasnej Górze – mam poczucie bycia u siebie.
W Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach najbardziej lubię modlić się w kaplicy wieczystej adoracji. To niewielkie pomieszczenie otwarte jest przez całą dobę, 7 dni w tygodniu i zawsze panuje w nim cisza. Otwierając jego drzwi, ma się wrażenie, jakby Boże miłosierdzie wylewało się z niego najpierw na Łagiewniki, później na Kraków i tak dalej. Nie bez powodu Łagiewniki kojarzą się ze źródłem i bijącym sercem.
Z Łagiewnikami wiąże się moje bardzo osobiste doświadczenie. Rok temu przeżywałem trudny okres, którego podsumowaniem było coś w rodzaju autoterapii (więcej o tym napisałem tutaj). Decydując się na nią, postanowiłem spisać wszystkie trudne doświadczenia ze swojego życia; zwłaszcza te, którym towarzyszył żal do innych i do Boga. Chciałem zanieść to wszystko pod krzyż w Wielki Piątek. Niestety, nie wyrobiłem się z pisaniem, dodatkowo moje plany pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Stały spowiednik, który czuwał nad wszystkim, poradził mi, żeby zamiast zmagać się z tym w Wielki Piątek, oddać to wszystko Bogu na spokojnie w Niedzielę Miłosierdzia. Zgodziłem się i tego dnia wybrałem się do Łagiewnik. W reżimie sanitarnym o wejściu do kościoła nie mogło być mowy. Udało mi się dotrzeć jedynie na łąkę przed sanktuarium. W ciszy i kwietniowym słońcu czytałem wszystko półgłosem; czułem, jakby wiatr zabierał każde zdanie, ściągając ze mnie niewyobrażalny ciężar. Tamtej niedzieli poczułem się wyraźnie lżejszy.
Kościół Zwiastowania NMP w Krakowie
Przy ulicy Loretańskiej w Krakowie znajduje się niewielki kościółek, który swoją prostotą wyróżnia się od innych krakowskich świątyń – nie ma w nim zbyt wielu ozdób, a jego wnętrze, choć surowe, jest jednocześnie ciepłe i przytulne. Małą kubaturę kościoła można szczególnie docenić zimą.
Kościół Zwiastowania NMP w Krakowie to kapucyńska świątynia. Przed wejściem znajduje się figura świętego Ojca Pio, w środku sporo jest elementów nawiązujących do duchowości franciszkańskiej. Najprawdopodobniej właśnie ona jest źródłem wspomnianej prostoty, którą – szczególnie w kościołach – bardzo lubię; z uwagi na nią, chętnie uczestniczę w tym kościele w Eucharystii. Jak ta prostota wpływa na przeżywanie mszy? Krakowscy kapucyni w homiliach koncentrują się wyłącznie na Ewangelii, a liturgia w ich świątyni, choć piękna, odprawiana jest w pokorze i prostocie. Właśnie dlatego w tym małym, niepozornym kościele doświadczyłem największej bliskości Boga, do której często wracam, gdy pojawiają się codzienne trudności. To również miejsce wielu bardzo ważnych spowiedzi (jeśli zastanawiacie się, gdzie owocnie przeżyć sakrament pojednania, kościół przy Loretańskiej nadaje się do tego idealnie).
Z kapucyńskim kościołem wiąże się również wspomnienie Triduum Paschalnego, w którym uczestniczyłem w 2019 roku; jeszcze nigdy – ani przed, ani po – nie doświadczyłem tak głębokiego i zanurzonego w prostocie skoncentrowania na wielkopiątkowej liturgii. Kolejne wspomnienie dotyczy rekolekcji adwentowych, na które trafiłem przypadkiem, a które odbywały się w czasie największego nasilenia protestów pod koniec 2020 roku. Chyba nic innego nie przyniosło mi w tym trudnym czasie równie głębokiego pokoju jak nauka jednego z kapucynów i adoracja w ciszy chwilę po niej.
Kościół św. Torlaka w Reyðarfjörður
Na koniec zostawiłem coś specjalnego i chyba najbardziej osobistego – niepozorną kaplicę nad islandzkim fiordem. Nie byłoby w niej nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że została zbudowana w dobrze nam znanym góralskim stylu. Jeśli zastanawiacie się, jak góralski kościół znalazł się na islandzkim pustkowiu, wiedzcie, że jest to zasługa słowackich kapucynów (wiem, kapucyni kolejny raz pojawiają się w tym tekście, ale to właśnie oni prowadzą na Islandii prężnie działające duszpasterstwo).
Zobacz krótki film o historii kościoła św. Torlaka w Reyðarfjörður:
Z kościołem św. Torlaka w Reyðarfjörður wiąże się wspomnienie największej tęsknoty za Eucharystią, jakiej doświadczyłem w życiu, i przekonania się na własnej skórze, jak bardzo nie doceniamy dostępności księdza i Eucharystii, jaką mamy na co dzień. Dopiero z dala od domu, gdy zbliża się niedziela, a perspektywa uczestniczenia we mszy świętej jest równie odległa jak setki kilometrów dzielące od najbliższego kościoła, pojawia się myśl: „w Polsce panują luksusowe warunki do wyznawania wiary”. W moim przypadku stało się to w czasie pierwszej podróży na Islandię, w wigilię zesłania Ducha Świętego, kiedy zacząłem już godzić się z myślą, że nie uda mi się być na mszy świętej; znajdowałem się dokładnie w połowie trasy, na wschodnim wybrzeżu wysypy, z dala od gęsto zaludnionych obszarów. Mimo to w internecie udało mi się znaleźć informację o miejscowości, w której miała być odprawiana msza (w dodatku w języku polskim!). Postanowiłem za wszelką cenę tam dotrzeć. W sobotę wieczorem dojechałem do Reyðarfjörður, trafiając najpierw do protestanckiego kościoła. Tam powiedziano mi, że katolicka „kapliczka” znajduje się na pobliskim wzgórzu. Po dotarciu do niej, trafiłem na Eucharystię, w której uczestniczyła garstka imigrantów z Polski i Francuz. Sprawował ją słowacki kapucyn, ojciec Peter. Trudno w słowach opisać radość z tego spotkania. Wokół mnie było tylko kilka osób, ale było po nich widać, że przyszli do kościoła, bo naprawdę tego potrzebowali. Podjąłem wtedy decyzję, że od tej pory będę tak planował urlop, by zawsze móc uczestniczyć w niedzielnej mszy świętej.
Opowiedziałem o czterech kościołach, które są dla mnie ważne. Zrobiłem to, mając nadzieję, że zainspiruję was do odwiedzenia tych świątyń lub szukania własnych miejsc, w których przeżywanie wiary będzie intensywniejsze, a relacja z Bogiem – bardziej osobista. Jeśli już macie takie kościoły, podzielcie się informacjami o nich w komentarzach.
Spodobał ci się tekst? Odwiedź bloga Mapa bezdroży>> Znajdziesz na nim więcej podobnych artykułów.
Skomentuj artykuł