Opisując poranek pierwszego dnia po szabacie - czyli niedzielę wielkanocną - ewangeliści są zgodni co do faktu, że pierwszymi osobami, które odkryły, iż grób Jezusa jest pusty, były kobiety.
Pobiegły tam wcześnie rano, bo one jedne nie mogły sobie wybaczyć, że w całym pośpiechu związanym z pogrzebem Jezusa nie dopełniły wszystkiego zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania zmarłych.
Kiedy tylko było to możliwe - aby nie łamać przepisów święta - poszły do grobu, aby zrobić to, co uważały za słuszne i niezbędne. To, co zobaczyły na miejscu, wprawiło je w osłupienie: nie tylko, że nie zastały ciała w grobie, ale sama pieczara była otwarta, a w niej...
...choć brakowało w niej tego Najważniejszego, czyli Ciała Mistrza, to grób jednak nie był pusty. Zostały w nim chusty i płótna, w które wcześniej owinięto ciało Zmarłego, oraz był tam jeszcze ktoś, kto czekał na kobiety. Siedział spokojnie, jakby zadumany; niektórzy ewangeliści twierdzą, że było ich dwóch. Na ten widok bardzo się przestraszyły. On jednak, jakby wyrwany z zadumy, z uśmiechem zapewniał je, że Jezus żyje. Potem, kiedy kobiety biegły do uczniów, w głowie kotłowało im się masę pytań. Młody człowiek w grobie wyglądał na anioła (ale po czym poznać anioła, skoro nie ma skrzydeł???). Co więcej, wydawało się, jakby specjalnie na nie czekał, aby nie musiały bić się z domysłami, albo co więcej, aby nie dały się opanować rozpaczy. Ponad tym wszystkim jednak nie dawało im spokoju największe pytanie: "Jak to możliwe?"...
Trudno jest uwierzyć...
Jak przebiśniegi, krokusy i żonkile są niekwestionowanym dowodem na to, że idzie wiosna, tak pytanie "Jak to możliwe?" jest jednym z dowodów na to, wydarzenia, w jakich bierzemy udział, są dziełem Bożym. Trzydzieści parę lat wcześniej były to jedyne słowa, jakie przestraszona Maryja początkowo była w stanie wypowiedzieć wobec anioła. Potem rozbudzeni w środku nocy pasterze pytali siebie nawzajem, jak to jest, że właśnie im aniołowie przekazali wieść o narodzinach Zbawiciela.
Gdziekolwiek pojawiał się Jezus - nawet wtedy, gdy jako dwunastoletni chłopiec rozmawiał z uczonymi w świątyni - tam wszyscy dziwili się jego słowom. Tak samo było, kiedy dokonywał cudów. Ludzie z żalem zastanawiali się, jak to możliwe, że ten wielki Jezus umiera tak haniebnie? W końcu pełne zadziwienia pytanie - w którym jest może i trochę niedowierzania, ale przede wszystkim wiele radości - stało się refrenem powtarzanym w tych dniach, począwszy od świtu, gdy Wielka Noc przekształciła się w Wielki Dzień nowych czasów.
No i co teraz?
Teraz to już w końcu wszystko wraca do normy. Grób rzeczywiście jest pusty. Ten, który wyglądał na anioła, gdzieś się zapodział. Kobiet też już tam nie ma. Chustę i całun ktoś zabrał - może wystawi je gdzieś jako relikwię? Jeśli chcemy iść do grobu, to tak z sentymentu, żeby zobaczyć "miejsce, gdzie spoczywało ciało". A przy grobie jak czarne ptaki czają się tylko wątpliwości, że może Go jednak wykradli? Ach, jutro idziemy do pracy...
A jednak coś takiego jest w świcie, co nam, Jego uczniom, nie pozwala tak zwyczajnie zakończyć tych świąt. Bo my, wierzący w Jezusa Chrystusa, wiemy, że ta pustka i "grobowa cisza" jest znakiem czegoś, w co trudno uwierzyć, ale co dla nas jest faktem: Jezus żyje. A nie ma tu ani jego, ani Jego uczniów, bo my, chrześcijanie, nie żyjemy w grobach. My rozbiegliśmy się po świecie, aby wszystkim głosić pełne mocy "Alleluja!".
Bracia i Siostry, Panie i Panowie, otwierajmy groby naszych serc! Oto świat stworzony został na nowo, a my jesteśmy tego świadkami!
Wesołych, niekończących się Świąt!
Skomentuj artykuł